Errare humanum est

Najkrótszy kawał o milicjancie brzmiał: stoi milicjant i myśli. Komendant policji na widok granatnika zmarszczył czoło, pomyślał i doszedł do wniosku, że granatnik to na pewno nie uzbrojenie, tylko „dwie zużyte, puste tuby po granatnikach”. Wtórował mu inny myśliciel, polityk Prawa i Sprawiedliwości Marcin Porzucek, który stwierdził na antenie Polsat News, że Szymczyk mógł pomylić granatnik z… butelką wódki. Jestem w stanie sobie to wyobrazić. Proszę wejść do delikatesów i zobaczyć, jak stylizowane są różne rzeczy. Na gaśnice, na granaty. Każdy kij ma dwa końce, a medal strony, więc gdy się wejdzie do sklepu z bronią, to można zobaczyć karabiny maszynowe stylizowane na butelki wódki i granaty stylizowane na puszki piwa. W sklepach spożywczych można czasem jeszcze spotkać parówki pękające jak tupolewy.

Socjalistyczne przemiany społeczne, poprzedzone eliminacją elit najpierw przez zaborców, później okupantów, a w końcu wyzwolicieli sprawiły, że takie pojęcia jak honor, nie wypada, wstyd odeszły do lamusa (wraz z nim). Gdyby komendant policji był człowiekiem honorowym, to spaliłby się ze wstydu, bo zajmując tak wysokie stanowisko nie wypada tak kompromitować i siebie i urzędu. Tymczasem nic z tych rzeczy. Zamiast jak najszybciej sprawę zatuszować, przyznać się do błędu, przeprosić, brnie w coraz większy absurd. W tej sprawie mam duże wątpliwości, czy była to czyjaś pomyłkatłumaczy gen. Jarosław Szymczyk w rozmowie z „Rzeczpospolitą”. – Jest wiele powodów, dla których ktoś mógł chcieć albo zdyskredytować mnie, albo zrobić mi krzywdę, lub zniszczyć relacje służb polsko-ukraińskich. Po co ktoś miałby chcieć dyskredytować komendanta, skoro komendant koncertowo dyskredytuje się sam?

Komendant opowiedział jak to było. Kiedy przyjechałem rano do pracy, leżały na zapleczu, przy gabinecie, płasko na podłodze, utrudniając przejście. Zdjąłem płaszcz i chciałem je przestawić. Złapałem tubę granatnika w dolnej części, lekko się pochyliłem i podniosłem ją do pionu. Kiedy ją postawiłem, to nastąpiła potężna eksplozja. Mnie ogłuszyło, słyszałem jeden wielki pisk i świst w uszach. Przyglądając się granatnikowi można z łatwością zauważyć, że nie da się wystrzelić przez postawienie i oparcie o ścianę. Podobnie strzelba nie wypali sama, dopóki nie pociągnie się za spust zwany cynglem. W tej sytuacji należy dziękować Bogu, że p. komendant nie pociągnął za spust zaglądając w głąb lufy by uchwycić moment, gdy „tubę zużytą, pustą, bezpieczną, przerobioną na głośnik, z którego można korzystać przez Bluetooth” wydobywa się dźwięk.

Niestety komendant nie jest osamotniony. Kierowane przez Mariusza Kamińskiego ministerstwo do spraw wewnętrznych wydało komunikat:

Wczoraj o godz. 7:50 w pomieszczeniu sąsiadującym z gabinetem Komendanta Głównego Policji doszło do eksplozji. Eksplodował jeden z prezentów, które Komendant otrzymał podczas swojej roboczej wizyty na Ukrainie w dn. 11-12 grudnia br., gdzie spotkał się z kierownictwami ukraińskiej Policji i Służby ds. sytuacji nadzwyczajnych. Prezent był podarunkiem od jednego z szefów ukraińskich służb. W wyniku eksplozji Komendant doznał lekkich obrażeń i od wczoraj przebywa na obserwacji w szpitalu. Lekkich obrażeń nie wymagających hospitalizacji doznał też pracownik cywilny Komendy Głównej Policji. Strona polska zwróciła się do strony ukraińskiej o złożenie stosownych wyjaśnień. Sprawą od początku zajmuje się prokuratura i odpowiednie służby.

Co Ukraińcy powinni wyjaśnić? Nieprawdziwe jak się okazało założenie, że komendant polskiej policji to nie małpa, więc nawet jak podaruje się mu brzytwę to sobie nią krzywdy nie zrobi, gardła nie poderżnie? Okazuje się, że komendant którego podziwiają media na całym świecie to najwidoczniej jeszcze zbyt mała kompromitacja i pośmiewisko dla kraju i władz, dlatego ministerstwo od spraw wewnętrznych postanowiło włączyć w sprawę Ukraińców, którzy prezent komendantowi wręczyli. Niestety, nie spodobało się to ministerstwu od spraw zewnętrznych, które uznało, że ministerstwo do spraw wewnętrznych „przekroczyło swoje kompetencje”.

Tu chodzi o kontakty międzynarodowe, sprawa może wpłynąć na obecne stosunki między naszymi państwami, bo pojawiają się wątpliwości przenoszące część ciężaru odpowiedzialności za to, co się stało, na Ukrainę. Natomiast polska dyplomacja w tej kwestii została całkowicie pominięta.

Czy można czuć się bezpiecznie w kraju, w którym nie istnieje granica, po przekroczeniu której urzędnik partyjny zostałby jeśli nawet nie ukarany, to chociaż zdymisjonowany? Co jeszcze musi sie stać, żeby suweren wreszcie tupnął nogą i ryknął: dość tego!

 

Dodaj komentarz