Stać nas!

W pewnym dzikim kraju na północy Europy pewien szaleniec pewnego dnia otworzył ogień do zgromadzonej na pewnej wyspie młodzieżówki pewnej partii. Było to w lipcu. W kwietniu następnego roku rozpoczął się proces zbrodniarza, który (proces, nie zbrodniarz) zakończył się w sierpniu wyrokiem skazującym. Cała sprawa trwała niewiele ponad rok.

W państwie cywilizowanym, w środku Europy postępuje się zupełnie inaczej. Najpierw bada się sprawę pod kątem umorzenia. Chyba, że dotyczy podejrzenia znieważenia uczuć religijnych. Gdy sprawy nie można umorzyć, bo przestępstwo jest ewidentne prokuratura wnioskuje o areszt tymczasowy dla domniemanych sprawców i przystępuje do prowadzenia czynności mających wyjaśnić okoliczności w jakich doszło do popełnienia czynu. Po kilku latach śledztwa sprawa jest kierowana do sądu, gdzie po kilku latach procesu wydawany jest wyrok.

Na przykład lista zarzutów wobec 37 członków grupy pruszkowskiej, którymi przez sześć lat zajmował się Sąd Okręgowy w Warszawie to między innymi wymuszenia rozbójnicze, napady, porwania, pobicia, kradzieże aut, oszustwa, handel bronią i narkotykami oraz podżeganie do morderstwa. I oto po żmudnym śledztwie, po zebraniu przez śledczych niezbitych dowodów członkowie mafii usłyszeli wreszcie wyroki. Ponad jedna trzecia uniewinniające. A pozostali nader łagodne. Dlaczego? Bo zdaniem sądu to już inni ludzie niż kilkanaście lat temu, gdy popełniali zarzucane im czyny.

Przykładów nietuzinkowego podejścia tak zwanego wymiaru sprawiedliwości do domniemanych sprawców można przytoczyć bez liku. Nie dalej jak wczoraj obchodziliśmy na przykład trzecią rocznicę katastrofy lotniczej, w której zginął prezydent i 95 towarzyszących mu osób. Od trzech lat coś bada prokuratura wojskowa, coś bada prokuratura cywilna, powołano komisje, które też coś zbadały, podobno nawet doszły do jakichś wniosków i… nic. Po trzech latach nadal nie wiadomo kto zawinił, czemu konkretnie zawinił i jak to możliwe, że doszło w ogóle do próby lądowania w takich warunkach. Po drodze zdążono za to oskarżyć o maczanie palców w zamachu i krew na rękach najwyższe władze kraju z którego rozpoczęto lot i kraju, w którym go tragicznie zakończono.

Nie wszystko jednak idzie jak po grudzie. Mimo, że lansowana jest teoria zamachu zgrabnie, dzięki ugodom zawieranym przez prokuratorię, którą powołano po to, by pilnowała interesu skarbu państwa, wypłacono po ćwierć miliona złotych zadośćuczynienia pokrzywdzonym 270 osobom. Nigdy dotąd państwo nie było tak hojne. Oczywiście zawarcie ugody nie pozbawia członków rodzin możliwości dochodzenia przed sądami ewentualnych roszczeń związanych z katastrofą na innych podstawach prawnych (np. renta czy odszkodowanie za znaczne pogorszenie sytuacji życiowej). Bliscy będą więc mieli możliwość dochodzenia przed sądami ewentualnego dalszego zadośćuczynienia na kwotę ponad 250 tys. zł. Nie wykluczali tego niektórzy pełnomocnicy rodzin.

Teraz dowiadujemy się, że niektóre rodziny ofiar katastrofy smoleńskiej żądają nawet po półtora miliona złotych odszkodowania od Ministerstwa Obrony Narodowej. Oprócz 49 wniosków o odszkodowania za katastrofę smoleńską, które są już w Sądzie Rejonowym dla Warszawy-Mokotowa, dziś wpłynęło 12 kolejnych. W sumie rekompensaty od MON-u będzie domagać się 61 rodzin. Dlaczego pozywają MON? Ano dlatego, że ministerstwo nie ubezpieczyło prezydenckiego Tu-154 M, co zamknęło im drogę, by uzyskać komercyjne ubezpieczenie. Gdyby samolot był ubezpieczony, bliscy ofiar mogliby domagać się odszkodowania od ubezpieczyciela. Takiej szansy jednak nie mają.

Dotąd państwo wypłaciło 67.500.000 zł rekompensat. Trzeba się liczyć z kolejnymi milionami z kieszeni podatnika. A premier? Najpierw powołał zespół ekspertów pod przewodnictwem Macieja Laska. Głównym zadaniem zespołu będzie wyjaśnianie opinii publicznej materiałów zgromadzonych w toku prac komisji Jerzego Millera. Potem udał się w nie cierpiącą zwłoki podróż do Nigerii. Termin ustaliła strona nigeryjska więc nie miał wyjścia. Jednak nie próbując go zmienić po raz kolejny dowiódł, że respekt czuje tylko przed czarnymi…

Dodaj komentarz