Wódz rdzennych mieszkańców

Nagle i niespodziewanie, całkowicie znienacka poczułem nieodpartą potrzebę powrotu do przeszłości, przypomnienia sobie starych powieści, które pochłaniałem z wypiekami na twarzy. Nie chodzi o „Trzech muszkieterów” czy „Winnetou”, bo te klasyki nie zestarzeją się nigdy. Jeśli już, to albo zostaną poddane analizie pod kątem poprawności politycznej, albo wycofane, jak „Młody Winnetou”, który rani uczucia i bezczelnie wykorzystuje nazwę „Indianin” co jest dyskryminujące, ponieważ od jakiegoś czasu wiadomo, że to żaden Indianin tylko „rdzenny mieszkaniec”. To dowodzi, że należy jak najszybciej skompletować klasykę, w przeciwnym razie albo zostanie poprawiona tak, że nikt jej nie pozna, albo w ogóle wycofana. Jedynym gatunkiem, który wydaje się odporny na zapędy wszelkiej maści tropicieli niedopuszczalnych, obrazoburczych, obraźliwych, dyskryminujących treści jest fantastyka naukowa, choć pewności oczywiście także mieć nie można. Zwłaszcza, że wielu pisarzy było zdumiewająco przewidujących.

Książki od czasów biblijnych, zwłaszcza przez reżimy totalitarne, choć oczywiście nie tylko, były postrzegane jako śmiertelny wróg. W 1953 roku światło dzienne ujrzały dwie powieści: „Rok 1984” George’a Orwella i „451° Fahrenheita” Raya Bradbury’ego. Pierwszej nie trzeba przedstawiać, choć aż się prosi, żeby ją poprawić, skoro znajduje się w niej taki oto kwiatuszek:

Istnieje takie słowo w nowomowie, którego pewnie jeszcze nie znasz: ‚kwakmowa’, czyli mówienie podobne do kwakania kaczki. Jest to jedno z tych ciekawych słów, które mają dwa przeciwstawne znaczenia. W odniesieniu do wroga stanowi obelgę; w odniesieniu do kogoś, z kim się zgadzasz, komplement.

Druga, „451° Fahrenheita” (film), rysuje obraz świata, w którym strażacy nie zajmują się gaszeniem pożarów, lecz paleniem książek. Czy palenie jest większą zbrodnią niż kastrowanie lub skazywanie na niebyt? Dlaczego książki są tak groźne? Ponieważ

ukazują pory na twarzy życia. Wygodni ludzie chcą tylko woskowych księżycowych twarzy, bez porów, bez włosów, bez wyrazu. Żyjemy w czasach, kiedy kwiaty usiłują rozwijać się na kwiatach, zamiast rosnąć na ożywczym deszczu i czarnej glebie. Nawet fajerwerki, mimo całego ich piękna, pochodzą z pierwiastków chemicznych ziemi. Lecz jakimś cudem myślimy, że możemy rosnąć na kwiatach i fajerwerkach, nie wypełniając całego cyklu, odrywając się od rzeczywistości.

Literatura to odzwierciedlenie czasu, w którym powstała, sposobu myślenia, postępowania, poziomu wiedzy, świadomości, etyki, moralności. Poprawianie dzieł literackich w celu dostosowania ich do współczesnych przekonań i systemu wartości jest barbarzyństwem i zbrodnią. Tym bardziej, że nie wiadomo czy szał korygowania w ogóle ma jakieś granice. Dziś nadgorliwcy poprawią powieść, jutro zaczną dostosowywać do swoich wyobrażeń historię. No bo to przecież niemożliwe, żeby cywilizowani Anglicy czy Hiszpanie mordowali Indian, och, pardon, rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej, Środkowej czy Południowej. Pisarze w wolnym świecie zdają się mieć bardziej przechlapane niż w Związku Radzieckim Stalina, bo tam przynajmniej obowiązywały jakieś zasady, wiadomo było o czym nie należy pisać, jakich tematów nie wolno poruszać. W demokracji liberalnej, gdzie teoretycznie nie ma cenzury, nikt nigdy nie wie czyje uczucia naruszy, kogo zdyskryminuje, kogo poniży.

Ponieważ znienacka poczułem nieodpartą chęć przypomnienia sobie starych powieści, które wywarły na mnie swego czasu ogromne wrażenie sięgnąłem po „Obłok Magellana” Lema i… Była to droga przez mękę nie tyle ze względu na fabułę, ile na język i rozwlekłość narracji. A ponieważ jesteśmy przy książkach, to fragment książki Lema z 1955 roku o… bibliotece cyfrowej. Otóż

sprzeczność między archaicznymi formami przechowywania wiedzy a jej nową treścią narastała aż do połowy tysiąclecia; dopiero w roku 2531 światowa narada najwybitniejszych specjalistów ustaliła zupełnie nowy sposób utrwalania myśli ludzkiej.

Posłużyły do tego dawno już odkryte, lecz stosowane tylko w technice triony — kryształki kwarcu, których strukturę cząsteczkową można trwale zmieniać działaniem drgań elektrycznych. Nie większy od ziarnka piasku kryształek mógł zawrzeć w sobie ilość informacji równoważną starożytnej encyklopedii. Reforma nie ograniczyła się tylko do zmiany sposobów zapisu; decydujące było wprowadzenie jakościowo nowego sposobu korzystania z trionów. Stworzona została jedyna na całej kuli ziemskiej Biblioteka Trionowa, w której odtąd miały być magazynowane wszelkie bez wyjątku płody pracy umysłowej. Specjalnie wiele trudu pochłonęło przełożenie na język współczesny dzieł odziedziczonych po kulturach starożytnych, dla umieszczenia ich w Bibliotece Trionowej. Ten gigantyczny zbiór tworów umysłowości ludzkiej posiada urządzenia umożliwiające każdemu mieszkańcowi Ziemi doraźne korzystanie z dowolnej, byle utrwalonej w jednym z miliardów kryształów informacji, a to dzięki prostemu urządzeniu radiotelewizyjnemu.

Triony służyły również jako sterowniki dla… drukarek 3D!

Trion może magazynować nie tylko obrazy świetlne, sprowadzone do zmian jego struktury krystalicznej, a więc podobizny stronic książkowych, nie tylko wszelkiego rodzaju fotografie, mapy, obrazy, wykresy czy tablice, jednym słowem wszystko, co można przedstawić w sposób dostępny odczytaniu wzrokiem. Trion może magazynować równie łatwo dźwięki, a więc głos ludzki, jak i muzykę, istnieje też metoda zapisu woni — krótko mówiąc, każda postrzegalna zmysłami rzecz może zostać utrwalona, przechowana i na żądanie przekazana odbiorcy. Wreszcie trion może zawierać zapis „recepty produkcyjnej”. Połączony z nim drogą radiową automat wykonuje potrzebny odbiorcy przedmiot i w taki sposób mogą zostać zaspokojone nawet najwymyślniejsze zachcianki fantastów pragnących mieć meble w stylu starożytnym czy najniezwyklejsze odzienie, trudno bowiem rozsyłać we wszystkie części Ziemi niewyobrażalną różnorodność dóbr, jakich może ktoś z rzadka zapragnąć.

Znana i ceniona firma Crative od dawna produkuje znane i cenione karty dźwiękowe do komputerów pod wspólną nazwą Sound Blaster. Niestety, żadna polska firma nie pokusiła się o wdrożenie do produkcji karty zapachowej — Swąd Blaster, choć przymierzano się. Jak więc widać treść wspaniała, język niekoniecznie. Jednak aby wymyślić w 1955 roku trion, czyli pamięć półprzewodnikową, ROM, coś, z czym dziś spotykamy się na co dzień praktycznie we wszystkich urządzeniach, trzeba dysponować nieograniczoną wyobraźnią. Warto pamiętać, że w owych czasach pracowano nad tranzystorami germanowymi, a tranzystor na bazie krzemu zbudował Gordon Teala pracujący w Texas Instruments dopiero w 1954 roku! Zaś Lem przewidział, że przyszłość należy nie do innych półprzewodników, lecz do kwarcu!

Co światli ludzie w powieści Bradbury’ego zrobili, by uratować literacką spuściznę ludzkości? Uczyli się książek na pamięć. Bradbury’emu nie przyszło do głowy, że w w miarę postępów cywilizacji ludzie zamiast książki archiwizować dla potomnych zaczną je poprawiać, cenzurować i skazywać autorów na niebyt i zapomnienie w bardziej przemyślny i skuteczny sposób — po prostu nie wydając ich dzieł.

Miałem zamiar napisać o tym co przeczytałem, a napisałem… co napisałem. W tej sytuacji nie pozostaje mi nic innego, jak do meritum przejść następnym razem.

Dodaj komentarz