Tytuły i nazwy zawodów pań w świetle teorii i praktyki cz. 4

Czy językoznawca może dać wskazówkę normatywną użycia nazw zawodowych i tytułów kobiet? Proces ich doboru nie dobiegł jeszcze kresu, tak aby można było sformułować jakieś bezwyjątkowe prawidła. Ale zarówno niektóre względy teoretyczne, jak zwłaszcza dotychczasowa praktyka nie pozwalają uważać maskulinizacji żeńskich nazw zawodowych za naruszenie czystości i poprawności języka. Dotyczy to zwłaszcza tych nazw i tytułów, które: a) nie mają długiej tradycji zabezpieczającej w pełni ich społeczną wartość, np. dyrektorka, nauczycielka, aktorka; b) nie dotyczą zawodów pospolitych i stanowisk niższego stopnia, za czym idzie masowy charakter odnośnych nazw i tytułów; c) nie dotyczą nazwania funkcji, ale stopnia urzędowego, nie należą do języka potocznego, ale do urzędowej gwary, por. powyżej lekarka — ale naczelny lekarz.

Oczywiście zakres każdego z tych warunków jest płynny i na to nie ma rady, bo samo życie jest płynne. Tradycja częściowo narasta, częściowo ustępuje miejsca nowości; linii rozgraniczającej zawody i tytuły «wyższe» i «niższe» nie można bezspornie i na długo ustalić, bo stanowią tu w szczegółach często nieuchwytne i niewymierne, zmienne w czasie i okolicznościach, społeczne oceny i odczucia, uprzedzenia i słabości; wzajemny wpływ języka urzędowo-kancelaryjnego i potocznego może być u różnych osobników, w różnych środowiskach, w różnych czasach rozmaity. Najzwięźlej tedy można powiedzieć: na ogół zalecona jest tolerancja zmaskulinizowanych i żeńskich form; tam zaś, gdzie tego wymaga ład prawny, administracyjny, organizacyjny itp. dopuszczalna jest umowna stałość form jednych i drugich lub tylko jednych, ale na podstawie dojrzałego, konsekwentnego przemyślenia problemu z uwzględnieniem swoistych warunków danego właśnie środowiska.

Do omówienia pozostaje jeszcze sprawa odmiany i składni rzeczowników gramatycznie męskich w funkcji nazw zawodowych i tytułów kobiet. Zagadnienie takie narzuca nam codzienna praktyka, wedle której rozmawiamy z doktor Górską, piszemy list do docent Ziemskiej, idziemy na wykład profesor Rzeckiej itp., tzn. rzeczownik tytułu jest nieodmienny. I ta tolerancja raczej się potęguje. A. Obrębska-Jabłońska (Poradnik Językowy 1949, z. 4, s. 1-4, «O żeńskich formach tytułów i nazw zawodów») widzi taką linię rozwojową procesu: w pierwszym etapie nieodmienna męska forma w funkcji żeńskiego tytułu ma oparcie w wyrazie pani oraz często w przyrostku żeńskim nazwiska, np. pani doktor Kowalska, pani profesor Zetowiczowa. W drugim etapie mogą już te wskaźniki odpaść, a wtedy właśnie nieodmienność wskazuje na żeńskość, np. w wypowiedzeniu To od mecenas Smeli. Dodałbym przykład: To od doktor Beaupré, gdzie wobec nieodmienności nazwiska zadanie wyrażenia żeńskości przypada w udziale wyłącznie nieodmiennemu tytułowi. Bo gdyby szło o mężczyznę, zwroty brzmiałyby oczywiście to od mecenasa Smeli, od doktora Beaupré. Proces ten jest ciekawym i pouczającym przykładom tego, jak język sobie radzi z przywróceniem naruszonej równowagi systemowej, byle spełnić swoją naczelną funkcję: możliwie jasnego, prostego, jednoznacznego komunikowania odnośnych treści. Ponieważ rzeczownik-tytuł męski w odniesieniu do kobiety może w pewnych sytuacjach i kontekstach wywołać nieporozumienie, przeto zapobiega mu się przez znieruchomienie fleksyjne tego rzeczownika, co oczywiście nie pozwala na rozumienie go w ściśle gramatycznym znaczeniu, tzn. jako rzeczownik-tytuł odnoszący się od mężczyzny. Skrajny etap omawianego procesu ilustruje dostarczony mi przykład z żywej mowy, pochodzący od osoby o średnim wykształceniu, ze środowiska inteligenckiego, około 40 lat: Idę do laryngolog, powiedziane z myślą o kobiecie lekarzu; skoro się nie chce powiedzieć do laryngolożki, a do laryngologa byłoby niezgodne z prawdą, pozostaje tylko tamta forma.

Sądzę, że dodatkowym motywem zaniku fleksji w powyższych okolicznościach jest to, że przecież odnośne rzeczowniki — jak się to w pierwszej części referatu wykazywało — nasycają się abstrakcyjnością i dlatego się «odmężczyźniają», a ściślej «odrodzajowiają». Tymczasem przypadkowe końcówki męskiego paradygmatu deklinacyjnego raczej tę cechę rodzajową podkreślają i uwydatniają.

Tak się przedstawia aktualna tendencja rozwojowa. A jak wyglądają próby jej znormalizowania? Na ogół jest ich niewiele. E. Pawłowski («Baran mówi o Kowal» Język Polski 1951, 2, s. 53-62) zaleca nieodmienność utartego już w tej postaci wyrazu doktor, natomiast odmianę innych, więc do magistra Dulębianki, z magistrem Dulębianką. Na tym samym stanowisku staje w zasadzie K. Nitsch, formułując je tak, że z dwu lub więcej składników grupy zawierającej tytuł i nazwisko kobiety wystarczy wybrać jeden dla zaznaczenia żeńskości, np. referat doktor Marii Żychoń, u pani referenta Marii Żychoń; należy pozostawić swobodę ewentualnego pełniejszego wyrażania żeńskości.

Co sądzić o takim prawidle, mając zwłaszcza na uwadze to, że praktyka potoczna przeciwstawia się mu i upowszechnia raczej nieodmienność. Wyjdźmy od pytania, czy w języku polskim są rzeczowniki nieodmienne. Owszem, są. Należą tu mianowicie rzeczowniki, które a) mają formę nie dozwalającą na wcielenie do jednego z paradygmatów deklinacyjnych, np. Timbuktu, Tivoli, Vichy; wiele skrótowców, np. ZMP (Zetempe) PAU (Pau); pieszczotliwe Lili; b) mają formę dozwalającą wprawdzie na wcielenie do jednego z paradygmatów deklinacyjnych, ale powstałby wtedy konflikt z rodzajem naturalnym, np. imiona obce Rut, Miriam, Lilian, pieszczotliwe Zoń, Wiś, Dzid i grecko-łacińskie nijakie na –um w liczbie pojedynczej typu liceum, muzeum (bo album, stawszy się męskim, ma też odmianę albumu itd.). Męskie gramatycznie nazwy zawodowe i tytuły nie spełniają żadnego z tych warunków, tzn. ich nieodmienność nie mieści się w granicach odnośnej prawidłowości; ich odmiana nie nastręcza żadnych trudności.

A jednak praktyka, jak widzieliśmy, nie liczy się z tym. Dlaczego? Dla dalszego rozumowania będzie pożyteczne oddzielić nazwy zawodowe od tytułów. I jedne, i drugie łączą się najczęściej z nazwiskiem wykonawcy zawodu i nosiciela tytułu. Ale siła tej łączności jest w obu wypadkach rozmaita: przy nazwie zawodowej luźniejsza, przy tytule ściślejsza. Tytuł zrósł się z nazwiskiem, tworząc z nim rodzaj wyrazu złożonego o charakterze zestawienia, który pełni w zdaniu funkcję jednego składnika. Związek tytułu z nazwiskiem przypomina związek grzecznościowego pan, pani lub też imienia z nazwiskiem, a często jest praktycznie żywotniejszy i komunikatywnie istotniejszy od niego. Na takim tle zawartość znaczeniowa rzeczownika-tytułu wietrzeje, nabiera on znamion znaku symbolicznego, nieraz zdawkowego, za czym idzie ograniczenie indywidualności semantyczno-leksykalnej. Po stronie graficznej znajduje to swój wyraz w skrótach typu: dr, mgr, k. n., kpt., płk., ks.; w pierwszych literach imienia i grzecznościowego p. w znaczeniu pan, pani.

Ten stan rzeczy może mieć konsekwencje po stronie fleksyjnej: taki dodatkowy, nieraz wręcz ornamentacyjny, człon zestawienia tytułu z nazwiskiem może się nie odmieniać. Analogiczne przykłady są znane np. zawołania rodowe, przydomki, pseudonimy, nazwisko panieńskie itp. — obok rzeczownika: Lubicz-Niezabitowski, Bawita-Ostrowski, Jodko-Narkiewicz, Jur-Gorzechowski, Dąb-Kocioł, Kossak-Szczucka, Szelburg-Zarembina. Z pospolitych można wymienić: herod-baba.

Jeszcze jedno rozróżnienie wydaje się pożyteczne i uzasadnione: tytułów rodzimych i obcych. Niewątpliwie tytuły zapożyczone łatwiej znoszą nieodmienność, nie wywołując tym tak ostrego sprzeciwu świadomości językowej i poczucia normy.

Z takimi założeniami i zastrzeżeniami docieramy do następującego wniosku:

a) Nie odmienia się użyty w odniesieniu do kobiety męski gramatycznie tytuł pochodzenia obcego, jeśli dotyczy stopnia wykształcenia lub szczebla urzędowego, zwłaszcza wyższego, a nie samej funkcji, czynności zawodowej (ten tytuł mówi o swoim nosicielu raczej, czym on jest, niż co on działa), np. doktor Zielińskiej, z docent Wójcik, minister Wasilewską itp. Ale obocznie powinna być dopuszczalna odmienność tych tytułów, a więc doktorowi Zielińskiej, z docentem Wójcik, ministra Wasilewskiej itp.; taka tendencja żyje od dawna, ma i dziś zwolenników, a niewątpliwie i wyłącznie męską formę narzędnika spotykamy przecież w orzeczniku: Zielińska jest doktorem, Wójcik docentem (choć dwuznaczne), Wasilewska ministrem. Jeżeli typ nieodmienny, już dziś przeważający, zwycięży, tolerancja drugiego stanie się w sposób naturalny niepotrzebna.

b) Tytuły i nazwy zawodowe, które się nie mieszczą w zakresie podanym pod a), podlegają fleksji; tak zwłaszcza rodzime typu sędzia, wojewoda, starosta, które przecież mają oparcie w dwurodzajowych typu sierota, kaleka, sługa. Z obcych tytuły dotyczące raczej funkcji, np. referent, administrator, korektor, adiustator, konduktor (o ile nie wprowadzi się raczej formacji żeńskich).

W zakresie składni nazw zawodowych i tytułów kobiecych szukamy odpowiedzi na pytanie, jaka ma być postać przydawki oraz orzeczenia. Oczywiście, pytanie to jest tylko w tym wypadku aktualne, kiedy w funkcji nazwy zawodowej albo tytułu występuje rzeczownik gramatycznie męski.

Co do przydawki, to idzie o ten jej gatunek, który ze stanowiska formalnego nazywa się przydawką przymiotną. Wiadomo, że łączy się ona z wyrazem określanym związkiem zgody pod względem rodzaju, liczby i przypadku, np. ten nasz zasłużony minister, temu naszemu zasłużonemu ministrowi, ta nasza zasłużona artystka, z tą naszą zasłużoną artystką. Jakże się wyrazić w podobny sposób z myślą o pani Bielskiej lub pannie Bielak mającej np. tytuł dyrektora departamentu? Sądzę, że można by udzielić takich wskazówek:

a) W mianowniku l. p. występuje przydawka w rodzaju żeńskim, więc
1. ta nasza zasłużona dyrektor Bielska;
2. ta nasza zasłużona dyrektor Bielak;
3. ta nasza zasłużona dyrektor.

Uzasadnienie takiego prawidła polega na tym, że w wypadkach typu 1. treść przydawek wiąże się przede wszystkim z wyrazem nazwiska, które wymienia nosicielkę tych różnych właściwości, a nie z wyrazem tytułu, który — jakeśmy to widzieli — jest elementem dodatkowym, nieraz grzecznościowo-szablonowym; w wypadkach typu 2. i 3. żeński rodzaj przydawek jest jedynym gramatycznym zabiegiem koniecznego dla jednoznaczności wypowiedzi uwydatnienia żeńskości, której ani wyraz tytułu, ani wyraz nazwiska nie ujawnia.

b) W przypadkach zależnych przydawka jest zawsze odmienna i występuje w przypadku, którego wymaga składnia całego wypowiedzenia. Co do formy rodzaju przydawki przewidywałbym dwa wypadki:
ba) jeżeli tytuł ma nieodmienną formę znieruchomiałego mianownika męskiego, przydawka występuje w rodzaju żeńskim, więc tej naszej zasłużonej dyrektor Bielskiej, z tą naszą zasłużoną dyrektor Bielską; tej naszej zasłużonej dyrektor Bielak, naszą zasłużoną dyrektor Bielak; tej naszej zasłużonej dyrektor, z tą naszą zasłużoną dyrektor,
bb) jeżeli tytuł występuje w męskiej formie przypadku zależnego, przydawka przybiera postać odnośnego przypadku w rodzaju męskim, więc temu naszemu zasłużonemu dyrektorowi Bielskiej, Bielak; z tym naszym zasłużonym dyrektorem Bielską, Bielak.

Tak sformułowane prawidło można tym uzasadnić, że przydawka musi się odmieniać, a skoro tak, to w wypadku ba) uzgadnia się z żeńskim nazwiskiem kobiety, a kiedy ono nie ujawnia żeńskości lub go w ogóle brak, właśnie przydawka tę żeńskość musi uwydatnić; w wypadku bb) przydawka przybiera postać męską zgodnie z bezpośrednio sąsiadującym wyrazem tytułu, który dzięki zachowanej fleksyjności wywiera większy nacisk swoją gramatyczną męskością, tak że poprzedzenie go przydawkami żeńskimi z uwagi na żeńskość nosicielki cech przydawką wyrażonych, byłoby rażące.

Co się tyczy orzeczenia, to ono powinno chyba zawsze przybrać formę rodzaju żeńskiego, ponieważ sensownie i składniowo wiąże się bezpośrednio z nazwiskiem kobiety, a nie z jej tytułem. A to nazwisko jest albo gramatycznie żeńskie, np. dyrektor Bielska wyjechała, albo gramatycznie męskie i wtedy właśnie orzeczenie musi żeńskość uwydatnić, np. dyrektor Bielak wyjechała. W wypadku kiedy występuje sam wyraz tytułu jako podmiot, orzeczenie również swoją formą żeńską żeńskość podmiotu jednoznacznie ujawnia, np. dyrektor wyjechała.

Podanie jakiegoś prawidła o zachowaniu się nazw zawodowych i tytułów męskich w odniesieniu do kobiet pod względem odmiany i składni w liczbie mnogiej napotyka na trudności. Taka potrzeba jest bowiem w praktyce rzadka i dlatego teoria nie ma dość silnej podstawy. Po stronie męskiej szłoby tu o wypadki typu: profesorzy Adamski i Józefowicz wyjechali; nasi dwaj profesorzy Adamski i Józefowicz wyjechali; dziś mamy wykład (dwu naszych) profesorów: Adamskiego i Józefowicza; dziś nastąpi spotkanie z (trzema naszymi) docentami: Frankowskim, Stasiakiem i Pawłowiczem. Po stronie żeńskiej trzeba by chyba wprowadzić formy odmienne z przydawką męską a orzeczeniem żeńskim, więc dziś mamy wykład (dwu naszych) profesorów: Adamskiej i Józefowicz (-owej, -ówny); dziś nastąpi spotkanie z (trzema naszymi) docentami: Frankowską, Stasiak (-ową, -ówną) i Pawłowicz (-ową, -ówną); (nasi dwaj) profesorzy Adamska i Józefowicz (-owa, -ówna) wyjechały.

Z. Klemensiewicz
Język Polski pod red. Kazimierza Nitscha, 1957, nr 2 (marzec/kwiecień), s. 101-119
Wydawnictwo Towarzystwa Miłośników Języka Polskiego

Dodaj komentarz