Rozstrój rozwoju względnie rozwój rozboju, czyli chora demokracja

Niedawno zastanawialiśmy się, czy mamy do czynienia  tylko z rozstrojem rozwoju czy może już z rozwojem rozboju, czyli nad obecnością socjalizmu na zielonej wyspie kapitalizmu. Bowiem socjalizm, choć teoretycznie odszedł, nadal mocno trzyma się w umysłach. Pewnie niejeden wielce by się zdziwił porównując język, którym teraz posługuje się prawica, z językiem jakim posługiwała się władza ludowa i Trybuna Ludu, organ KC PZPR. Ta sama zajadłość, szyderczy ton z jednej strony i ta sama wiernopoddańczość z drugiej. Gdy w podręcznikach propedeutyki nauki o społeczeństwie z minionego okresu nazwisko Lenin zastąpimy nazwiskiem Jezus dostaniemy współczesny podręcznik do nauki religii. Podobnie czytanki poświęcone Stalinowi przeszły tylko kosmetyczne zmiany — zmieniono nazwiska pozostawiając treść.

Ideologia, bez względu na to jaka, zniekształca osąd. A im bardziej abstrakcyjna, fantastyczna utopijna, tym bardziej agresywni są jej obrońcy. Komuniści wysyłający wojsko przeciwko własnemu narodowi, talibowie wysadzający swoich braci Muzułmanów — trzeba więcej przykładów? Na naszym podwórku też to doskonale widać. Ekscesy motywowane religijną nienawiścią wcale nie należą do rzadkości.

Z drugiej strony każdy system, ideologia w miarę upływu czasu degeneruje się. Nic lepszego od demokracji ludzkość dotąd nie wymyśliła. Tyle, że jaki związek z demokracją ma to coś, co mamy obecnie w kraju? Ludzie, którym nie powierzylibyśmy przetykania rur w ubikacji, decydują o losach społeczeństwa, państwa, kraju. Ludzie bez żadnych kompetencji, wiedzy, za to bardzo zaangażowani ideowo w ideologię nawet nie sprzed wieków, ale tysiącleci. Mimo iż gęby mają pełne frazesów o wartościach — socjalistycznych dawniej, a chrześcijańskich dziś — całymi garściami czerpią z władzy stawiając się ponad prawem i odgradzając od społeczeństwa na wiele sposobów.

Weźmy takie fotoradary, których szpalery obecna władza ustawia przy drogach. Zdjęcie z fotoradaru to dla chronionego immunitetem tyłka parlamentarzysty nie tyle problem finansowy, ile wizerunkowy. Koleżanki i koledzy parlamentarzyści immunitetu nie odbiorą, więc wyczyn ujdzie na sucho, ale może zrobić się szum. A procedura narazić posła, czy senatora na niepotrzebny rozgłos. Sprawie trzeba więc ukręcić łeb w zarodku, czyli w straży miejskiej. Sprawdził to Dziennik Gazeta Prawna:
— Asystent mnie poinformował, że jako poseł dostałem od państwa mandat. Jaka jest procedura? — dziennikarz podający się za posła zadzwonił do straży miejskiej w Białym Borze, która uchodzi za najsurowszą.
— Wystarczy, że prześle pan faksem potwierdzenie pańskiego immunitetu i kończymy sprawę – strażnik był doskonale obeznany z procedurą.

Czy państwo, w którym urzędnik państwowy łamie prawo, które sam ustanowił, i pozostaje bezkarny można nazywać państwem prawa? Z drugiej strony prawo także ulega wypaczeniu i degeneracji. Pierwszy z brzegu przykład — każdy obywatel ma obowiązek udzielenia pomocy osobie potrzebującej pod groźbą kary. Tyle, że jeśli się jest odpowiednio wysoko postawionym lub ustawionym można uniknąć odpowiedzialności. Jak? Wystarczy udowodnić, że pomoc i tak nie mogłaby uratować poszkodowanemu życia. Na przykładzie księdza, który nie pomógł swojej rodzącej kochance, wyjaśnia to karnistka prof. Monika Płatek: — Tak naprawdę mamy tu do czynienia z art. 148 paragraf 1. Zabójstwo to nie tylko wtedy, kiedy bierzemy nóż i wbijamy go komuś w plecy, ale z zabójstwem mamy do czynienia też wtedy, kiedy nie czynimy tego, co czynić powinniśmy, doprowadzając do tego, że człowiek umiera. Właśnie dlatego w tej sprawie, nie przez przypadek, różni ludzie starają się udowodnić, że dziecko nie miało szans na przeżycie. Gdyby to się udało, to nie można postawić zarzutu o zabójstwo.

Co było dalej nietrudno się domyślić, ponieważ duchowni to klasa ludzi stojąca w Polsce ponad prawem: Prokuratora zdecydowała o umorzeniu sprawy na podstawie opinii biegłego lekarza doktora Krzysztofa Kordela z Poznania, który najpierw stwierdził, że niewezwanie karetki stanowi bezpośrednie zagrożenie dla życia. Jednak potem powiedział, że szanse na uratowanie noworodka w szpitalu były bardzo niewielkie. Warto zwrócić uwagę na to uzasadnienie. Widać, że nie chodzi o żadne prawo, karę, odpowiedzialność, ale o ukręcenie sprawie łba i oczyszczeniu duszpasterza z zarzutów. Bowiem choć szanse na uratowanie noworodka w szpitalu były bardzo niewielkie, to jednak były. Ksiądz zaś o szansach nie miał pojęcia i z pełną premedytacją nie pomógł rodzącej dziewczynie. Zestawmy teraz postawę prokuratury w obliczu śmierci dziecka poczętego przez sługę bożego z działaniami noszącymi znamiona obsesji maniakalnej wobec podarcia na zamkniętym pokazie książki, w której na karcie tytułowej widniało podobno słowo Biblia, choć nikt tego nie widział, bo było ciemno: Gdyńska prokuratura wniosła apelację od wyroku uniewinniającego Adama Darskiego „Nergala” oskarżonego o znieważenie uczuć religijnych.

Niech puentę stanowi mowa obrończa pewnego mecenasa, który broniąc swojego oskarżonego o niecne czyny klienta argumentował następująco:

— Wysoki sądzie! Głupota malująca się na twarzy mojego klienta dobitnie świadczy o tym, że nie mógł on dokonać zarzucanego mu czynu!

Dodaj komentarz