Projekt de facto gotowy

Czy dzisiaj ten moment kiedy naprawdę ceny rosną z dnia na dzień jest najlepszym, żeby rozrzucić z helikoptera kolejne pieniądze dla wszystkich? W mojej ocenie nie jest najlepszy. Bo w ogóle ja jestem zwolenniczką powiązania świadczeń socjalnych z realnym wzrostem gospodarczym, ze średnim wynagrodzeniem w sektorze gospodarczym. Wprowadzenie, rzucenie takiego 500 i zostawienie tego na pastwę losu, przy takiej polityce fiskalnej, monetarnej, gospodarczej, koszmarnej zapaści w inwestycjach [powoduje, że] ludzie budzą się z ręką w nocniku, bo okazuje się, że to 500 to jest jakieś 370. Tak mówiła platformiana specjalistka od finansów Izabela Leszczyna rok temu w czerwcu.

Bez trudu domyślić się można, że na zrzucanie pieniędzy z helikoptera nie jest najlepszy ten moment, gdy ceny rosną o 13,9% (dane GUS-u z maja zeszłego roku), lecz ten, gdy rosną o 14,7% (dane GUS-u z kwietnia bieżącego roku). To jasne i oczywiste, ponieważ realny spadek 500, wartości pięciuset zł to jest, dzisiaj to musiałoby być ponad 700, 730. I mieliśmy projekt, de facto gotowy, waloryzacji na taką właśnie kwotę i nie składaliśmy go właśnie dlatego, żeby się nie licytować, bo jak my powiedzielibyśmy 700 czy 800 zł, to Kaczyński powiedziałby 1000 zł. Zestawienie dwóch wypowiedzi czołowej ekspertki od finansów pozwala zrozumieć dlaczego populizm Tuska jest nieskuteczny, by nie rzec żałosny i nie ma najmniejszych szans w konfrontacji z populizmem PiS-u. Po pierwsze PiS nie tłumaczy się głupawo, że nie może czegoś zaproponować, bo „jak my powiemy ‚a’, to opozycja powie ‚b’ albo skrytykuje nas”. Po drugie jeśli PiS najpierw coś powie, a potem sobie zaprzeczy, to tak zwane wolne, niezależne media wspomną o tym mimochodem albo wcale. Natomiast gdy polityk opozycji sam sobie przeczy, to niewolne, zależne media publiczne będą to przypominać przy każdej okazji. W ten sposób tworzony jest obraz kompetentnej, odpowiedzialnej i stanowczej władzy, która wie co dla ludzi jest dobre, co im służy, co trzeba robić i kiedy. Skoro nawet Leszczyna ostrzegała, że pochopna waloryzacja 500+ teraz nie ma większego sensu, byłaby szkodliwa i wywarłaby destrukcyjny wpływ na finanse państwa, to propozycja Tuska jest nieodpowiedzialna, by nie rzec idiotyczna. Na szczęście dzięki odpowiedzialnej polityce rządu sytuacja gospodarcza poprawia się i w przyszłym roku już będzie można wysokość świadczenia skorygować bez szkody dla finansów państwa.

W mediach publicznych potwierdził to Kaczyński stwierdzając, że z jednej strony rozumie Tuska, ponieważ oni nie dotrzymywali obietnic wyborczych. Z drugiej jednak strony go nie rozumie, bo kilka dni temu przecież mówił o ludziach, którzy korzystają z tego rodzaju programu, że piją, że biją dzieci, biją kobiety, a w tej chwili chcą jeszcze im dodawać tym królom życia. To jest całkowicie niepoważne, niemożliwe do przeprowadzenia, no ja nie ukrywam, że niewysoko oceniam kwalifikacje pana Tuska jako premiera, no ale nie aż tak nisko, żeby on nie wiedział, że w ciągu dwóch tygodni zmienić budżetu, bo to trzeba by zmienić budżet, zapewnić nowych środków dla tego budżetu i dokonać wielu innych zmian, które są potrzebne, żeby to zaczęło działać to jest przedsięwzięcie po prostu niewykonalne. Tusk chciał przechytrzyć Kaczyńskiego, a w mediach publicznych, czyli w oczach pisowskiego elektoratu, wyszedł po prostu na durnia.

Żeby móc dokonać wyboru trzeba mieć wybór, alternatywę. W zbliżających się wyborach do wyboru jest populista bezwzględny i populista żałosny. Pierwszy na nic nie zważa, mając władzę i dostęp do pieniędzy budżetowych kupuje sobie poparcie nie zważając na koszty. Albo daje, albo obiecuje, że da. Drugi krytykuje takie postępowanie, przekonuje, że tamten szkodzi Polsce, rujnuje finanse publiczne, zadłuża kraj na niespotykaną skalę, po czym także próbuje na kredyt zaskarbić sobie przychylność wyborców proponując to samo co tamten, tylko i szybciej, i więcej. Sondaże od dawna nie pozostawiają żadnych wątpliwości, że w ten sposób ani niczego nie zyska, ani nikogo nie przekona. Wyborcy PiS-u nie wierzą mu, ponieważ wielokrotnie dowiódł, że mówi jedno, a robi drugie, a żeby przekonać się o tym nie trzeba nawet wytężać pamięci, ponieważ wystarczy uważnie posłuchać tego, co mówi na spotkaniach. Na każdym ostro krytykuje rządzących za całokształt i za nieodpowiedzialne, szkodliwe propozycje czy projekty, a potem deklaruje, że albo je poprze, albo sam wprowadzi podobne lub identyczne.

Gdyby to był pojedynek na populizm, to wszystko byłoby proste i klarowne. Niestety, w szranki stanęli jeszcze dwaj — głupi i głupszy, którzy realizują chytry plan. Ponieważ nie mają szans na oszałamiający wynik umożliwiający rozdawanie kart, więc umyślili sobie, że skoro nie odbierają głosów PiS-owi, lecz pozostałym ugrupowaniom opozycyjnym, więc do wyborów pójdą niby razem, choć osobno. To sprawi, że ani opozycja, ani obóz rządzący nie uzyska znaczącej przewagi. Wtedy oni zaoferują swoje usługi i stworzą koalicję z tym, kto da więcej.

Jest i czwarty gracz, który ma serce po lewej stronie i dlatego także nie przejmuje się sytuacją budżetu i galopującą inflacją. Według niego poziomu życia nie zabezpieczają stabilne ceny i dobrze płatna płaca, lecz rządowa jałmużna. Lewica chce być strażnikiem wszystkich spraw socjalnych w nowym rządzie. Lewica chce być strażnikiem wszystkiego tego, co zostało dane oraz to, co ludziom jest potrzebne. Wszystkiemu jest winna w tej chwili inflacja. Ceny rosną. No, ale jeżeli rosną ceny, to powiedzcie ludziom, którzy mają zasiłki na tym samym poziomie, którzy mają stypendia na tym samym poziomie, dajcie sobie radę. Wszystkim liberałom mówię: jak uważacie, że zabezpieczanie poziomu życia, poziomu stabilnego życia będzie rodziło inflację, to powiedzcie to tym, którzy mają świadczenia na niskim poziomie i te świadczenia nie są waloryzowane.

No i mamy jasność. Ponieważ ceny rosną, to musimy zrobić wszystko, żeby nadal rosły co najmniej w takim samym tempie. Strażnikiem stałego, stabilnego wzrostu cen będzie Lewica. Co ciekawe przez całe lata osiemdziesiąte towarzysze stali na straży poziomu życia, a mimo to ten poziom spadał i spadał i nie pomagały waloryzacje, dopłaty, rekompensaty i wyrównania. W końcu oddali władzę i wtedy stał się cud — poziom życia zaczął róść. Teraz będzie podobnie, ale nie tak samo, ponieważ rząd z ramienia PZPR miał nieograniczoną władzę, rząd z ramienia PiS ma tylko lekko ograniczoną, a i tak robi co chce, a rząd koalicyjny po wyborach nie będzie miał praktycznie żadnej i nie będzie mógł zrobić nic. Z jednej strony będzie Lewica, z drugiej Kosiniak-Kamysz z Hołownią, a z trzeciej PiS. PiS będzie przeciw, bo będzie w opozycji, lewica będzie przeciw, bo stoi na straży, Hołownia a Kosiniakiem-Kamyszem będą przeciw, bo proponowane rozwiązania są z punktu widzenia ich interesów szkodliwe.

Wydaje się kompletnie pozbawiona podstaw, płonna nadzieja, że politycy, którzy nie zdecydowali się pójść po rozum do głowy przed wyborami odważą się na tak karkołomną wyprawę po. Teraz państwo jest psute przez populistów o dyktatorskich zapędach. Po wyborach zacznie gnić rozdzierane sporami nieudolnych populistów i karierowiczów ciągnących każdy w swoją stronę. Trzeba jednak sobie jasno powiedzieć, że nie ma żadnej symetrii. Trzecia kadencja PiS to pewna katastrofa. Dlatego potrzebna jest zmiana, bo wcale nie jest powiedziane, że czarny scenariusz się ziści. W końcu to są populiści.

By wyrwać inflacji wskaźnik wzrostu,
Trzeba powiedzieć to prosto z mostu —
Hej, populiści, niech was cholera,
Skończcie z zrzutami z helikoptera!
Przestańcie dmuchać nam wszystkim w kaszę —
Wy rozdajecie to, co jest nasze!

Dodaj komentarz