Pogrążenie mniej zamożnych

Wszyscy, a jeśli nie wszyscy to większość, a jeśli nie większość, to na pewno niektórzy, czują się znacznie lepiej mając świadomość, że inni mają gorzej. Na przykład człowieka skręcającego się z bólu z powodu kamicy nerkowej przestaje boleć gdy dowie się, że sąsiad cierpi niewyobrażalnie męki, ponieważ rwie go rwa kulszowa. To się po niemiecku nazywa Schadenfreude, choć to ewidentnie polski wynalazek. Weźmy taką inflację. Wszystkich bije po kieszeni, wszyscy odczuwają jej skutki, a szczególnie najubożsi, ale nawet oni czują się znacznie lepiej, mniej narzekają i są nawet w pewnym sensie szczęśliwi mając świadomość, że w Polsce nie jest źle, gdzie indziej jest gorzej, a w ostateczności niewiele lepiej. Mateusz Morawiecki, który jest premierem stwierdził w podcaście nr 32, że inflacja nie była i nie jest tylko polskim problemem. Inflacja to realny problem w wymiarze globalnym. I z tym wyzwaniem trzeba się zmierzyć. Można sobie wyobrazić chorego, który cierpi katusze, termin zabiegu ma za półtora roku i słyszy, że „choroba nie była i nie jest tylko twoim problemem. Choroba to realny problem w wymiarze ogólnoludzkim. I z tym wyzwaniem musisz się zmierzyć.”

Oczywiście premier, którym jest Mateusz Morawiecki, nie byłby sobą gdyby plotąc jak Piekarski na mękach nie zarzekał się, że mówi poważnie i nie wspomniał o wrednej opozycji. Pozwólcie państwo, że nie będę szedł tokiem, który niestety nadają niektórzy liderzy opinii. Nie będę robił z inflacji politycznej pałki do okładania innych. Trudno słuchając tego od razu nie zapytać: kogóż, ach kogóż chciałbyś okładać pałką własnego chowu? W lipcu niepokoił się. Inflacją niepokoimy się my, inflacją niepokoi się Rada Polityki Pieniężnej. Jest to prerogatywa banku centralnego i Rady Polityki Pieniężnej, aby podejmować odpowiednie kroki zapobiegawcze, prewencyjne. Rada Polityki Pieniężnej skorzystała ze swojej prerogatywy i nie kiwnęła palcem. W tej sytuacji nie pozostało nic innego jak w grudniu w Sejmie nie zrobić z inflacji politycznej pałki, lecz powiązawszy ze sobą fakty utworzony supeł rozsupłać. ETS działa jak podatek klimatyczny nałożony przez Unię Europejską na wszystkie polskie towary i usługi. Ponieważ poprzez ceny energii, gazu, paliwa, przekłada się on na ceny wszystkich towarów i usług, czyli ETS przekłada się również na inflację. Kto przyjął ETS? Platforma Obywatelska. PO równa się dzisiejsza inflacja! Cztery miesiące później okazało się, że mamy do czynienia z czym innym zgoła. Warto, żeby każdy Polak, który płaci wyższą ratę kredytu, wiedział, że jest to efekt ‚putinflacji’, jest to efekt wojny na Ukrainie. Bo to nie Rada Polityki Pieniężnej ale wojna na Ukrainie podnosi w Polsce stopy procentowe, prawda?

Ja chciałbym porozmawiać na poważnie — deklaruje Mateusz Morawiecki w podcaście nr 32 snując opowieść z mchu i paproci. Inflacja to nie jest problem czysto ekonomiczny. Inflacja to jest problem społeczny, bo dotyczy zwykłych ludzi. Analogicznie: kamica nerkowa to nie jest problem czysto medyczny. Kamica nerkowa to jest problem społeczny, bo dotyczy zwykłych ludzi. I prawda jest taka, że każdy z nas ponosi różny koszt tej inflacji. Najgorsze jest to, że największy koszt ponoszą ludzie najbiedniejsi. To dosyć logiczne, tak zwany koszyk inflacyjny, czyli to, na co zazwyczaj wydajemy pieniądze w ciągu miesiąca, wygląda zupełnie inaczej w przypadku ludzi zarabiających kilkanaście tysięcy złotych lub więcej, a inaczej w przypadku u rodziny 2+2, w której rodzice zarabiają na poziomie średniej krajowej lub poniżej. W przypadku takiej zwykłej rodziny duża część koszyka przypada na uregulowanie rachunków i zakupy żywnościowe. Jeśli 20, 30% pensji idzie na zakupy spożywcze, a kolejne kilkanaście procent na sprawy mieszkaniowe, to rosnące ceny podstawowych produktów przynoszą ryzyko. Ryzyko, że domowy budżet takiej rodziny po prostu się nie zepnie. Dlatego też zadaniem rządu w takich trudnych, kryzysowych chwilach jest przede wszystkim osłonięcie, asekuracja tych, którzy na inflację są najbardziej narażeni. I stąd, proszę państwa, najpierw tarcza antyinflacyjna, a teraz tarcza antyputinowska. Po to obniżka podatków PIT do 12%, czasowa obniżka VAT na podstawowe produkty, obniżki na paliwo na stacjach benzynowych, a także obniżka VAT na nawozy i dopłaty do nawozów po to, żeby żywność w przyszłości mniej kosztowała. To wszystko działa, no właśnie, jak tarcza, jak osłona. Ktoś odruchowo mógłby powiedzieć, że to nierozsądne obniżać podatki w momencie kryzysu, że ciężkie czasy to czas ma cięcia i zaciskanie pasa. Tyle, że kryzys finansowy w 2008 roku pokazał nam jak wielkie są koszty takiej neoliberalnej polityki. Ówczesny rząd ją właśnie stosował.

Owszem było ciężko, ale — jak wynika z poniższej tabelki (analogiczny miesiąc poprzedniego roku = 100%, dane GUS)  — było stabilnie, inflacja nie przekraczała 5%, podczas gdy dziś wynosi ponad 10% i rośnie jak na drożdżach — prawdziwe podwyżki dopiero przed nami.

Mies. I II III IV V VI VII VIII IX X XI XII
2008 104,0 104,2 104,1 104,0 104,4 104,6 104,8 104,8 104,5 104,2 103,7 103,3
2009 102,8 103,3 103,6 104,0 103,6 103,5 103,6 103,7 103,4 103,1 103,3 103,5

Nawet dziecko rozumie, że jeśli dom płonie, to żadna tarcza przeciwogniowa w drzwiach poszczególnych mieszkań nie pomoże, bo trzeba najpierw ugasić ogień. A gasi się tym łatwiej im płomień mniejszy. Tymczasem gdy sygnalizował swoją obecność kłębami dymu rząd chuchał nań i dmuchał. Morawiecki przyznaje, że myśmy w pandemię weszli z inflacją już na całkiem wysokim poziomie, ale wtedy, na przełomie 2019 i 2020 roku, to była inflacja jak najbardziej akceptowalna, która po prostu towarzyszy szybkiemu wzrostowi gospodarczemu.

Od słuchania premierowych bajań uszy puchną, więc zwróćmy uwagę jeszcze tylko na przejaw żelaznej logiki. Otóż najbardziej dotkliwie inflację odczuwają najubożsi. Dlaczego w takim razie osłony i tarcze nie są adresowane wyłącznie do nich, lecz do wszystkich? Te koszty, to koszty społeczne, to skokowe bezrobocie i pogrążenie mniej zamożnych rodzin. Możecie to państwo porównać sobie do sztormu na morzu. Potężne fale dużymi statkami będą kołysać, a te mniejsze znajdą się w poważnych tarapatach. Czy to jest sprawiedliwe rozwiązanie? — pyta premier i wbrew pozorom nie chodzi mu o inflację dziś, lecz o „neoliberalne zaciskanie pasa” podczas kryzysu w 2008 roku. Wtedy pas zaciskała ówczesna władza. Teraz władza nad niczym nie panuje, więc pas nie zaciska się. Zaciska się pętla. Na szyi.

Nie ma cudów — waloryzacja nigdy nie nadąży za inflacją, a dosypywanie pieniędzy tylko ją podsyci. Zaciśnięcie pasa dzisiaj uchroni przed zaciśnięciem się pętli jutro.

Dodaj komentarz