PiS light

Szymon Hołownia postanowił, że najwyższy czas zostać politykiem. Zaczął z przytupem ni stąd ni zowąd startując w wyścigu na urząd prezydenta. Jak na niczym nie wyróżniającego się dziennikarza sporo osiągnął — uzyskał trzecie miejsce, poparło go ponad dwa i pół miliona osób. Nie przebił pamiętnego człowieka znikąd, Stanisława Tymińskiego (którego poparło pand 3,5 miliona osób), ale zdobytą popularność i rozpoznawalność natychmiast spożytkował tworząc ruch społeczny, a później partię polityczną. Wciąż ciesząc się sporym, choć systematycznie słabnącym poparciem chętnie udziela się w mediach, w których często mówi by mówić, a nie by powiedzieć.

Rzut oka na wyniki kolejnych wyborów nie pozostawia złudzeń, że obecna, proporcjonalna ordynacja wyborcza daje olbrzymią premię zwycięzcom. W wyborach 2015 roku PiS zdobywszy 37% głosów zgarnęło ponad 50% mandatów i rządziło samodzielnie. Porażka niczego opozycję nie nauczyła, więc do wyborów w 2019 roku poszła podzielona i znowu przegrała. Teraz w programie „Jeden na jeden” Joanna Mucha, swego czasu mini ster sportu z PO, powtarza banialuki wygadywane przez Hołownię. Moim zdaniem — zażartowała Mucha  — najbardziej, najlepszym scenariuszem na dzisiaj są dwa albo trzy bloki wyborcze. Chodź dowodów nie przedstawiła, to trudno byłoby nie zgodzić się z tym zdaniem, gdyby nie to, że swego czasu była prominentnym działaczem PO. Co to ma do rzeczy? Ano to, że koalicja jest wykluczona, ale jeśli członkowie jakiejś partii gremialnie wypiszą się z niej i dołączą do Hołowni, to to jest do zaakceptowania. Oczywiście o korupcji politycznej w takim przypadku nie może być mowy, bo politycy, którzy zasilają szeregi jego partii sami się do niego garną. Problem może być atrakcyjność i wiarygodność ruchu składającego się z ludzi, którzy zdradzili swoje ugrupowania lub zostali z nich wyrzuceni. Na dodatek Hołownia łowi czy — jak chce Kosiniak-Kamysz kłusuje — po stronie opozycji, a to znaczy, że nie jest wartością dodaną, lecz odjętą — uszczuplił szeregi KO i lewicy, ale nie PiS-u.

Mucha stawia poprzeczkę absurdu bardzo wysoko. Choć wszystkie sondaże od kilku lat niezmiennie wskazują, że wyborcy chcą i oczekują zjednoczenia, to politycy z przerośniętym ego  są ślepi i głusi na głos opinii publicznej. Pójście z jednej listy oznacza, że jakaś grupa wyborców nie zagłosuje na tą listę, a niestety niektórzy z nich zagłosują na PiS. Dlatego, że jeśli będziemy na jednej liście to ci, którzy są tak zwanym light-PiS-em powiedzmy, czyli tymi, którzy, ok, głosują na PiS, ale nie są jakoś bardzo zdeterminowani do tego, żeby na PiS głosować. Oni na taką jedną listę nie zagłosują. Dlaczego nie zagłosują? Bo przyzwyczaili się głosować na zjednoczoną prawicę, czyli jedną listę grupującą PiS i koalicjantów, a nie na zjednoczoną opozycję, bo takie coś nie istnieje. To tak oczywiste, że mucha nie siada. Problem polega na tym, że w ostatnich wyborach opozycja poszła w trzech blokach. I co? I przegrała z kretesem. Startowanie razem ma jeszcze jeden wymiar. Daje nadzieję, że jeśli liderzy potrafili powściągnąć swoje wybujałe ego i połączyć siły dla wspólnej sprawy i kraju, to warto na nich postawić, ponieważ zdobywszy władzę będą sprawnie rządzić bez kłótni i swarów.

Połączenie partii daje większy wybór, ponieważ pozwala głosować na ludzi mających najbardziej zbieżne i pożądane poglądy mimo, że pochodzą z konkurencyjnych ugrupowań. Nawet jeśli wyborca nie jest zwolennikiem lewicy, to może bez obawy utraty głosu zagłosować na lewicowego kandydata, na którego w innym układzie głosu by nie oddał. Wielu zwolenników Platformy zagłosowałoby na przykład na Cimoszewicza ale już nie na SLD czy Lewicę. Barbara Nowacka dostała 88.000 głosów startując z list KO, podczas gdy Kosiniak-Kamysz idąc osobno zebrał ledwie 33.000 głosów. Gdyby PSL startowało razem z KO do Sejmu dostaliby się wszyscy członkowie PSL-u, którzy zdobyli więcej głosów niż kandydaci KO. Idąc osobno zdobyli 8,55% poparcia i 6,52% mandatów, podczas gdy PiS cieszące się 43,59% poparcia zgarnęło 51,09% mandatów.

Krzysztof Kasprzak w debacie sejmowej powiedział, że Jeśli chcielibyśmy szukać analogii, potrzeba nawiązać do lat 30., kiedy NSDAP rozpoczynało marsz o władzę. Poszukajmy analogii, ale nie wtedy, gdy NSDAP rozpoczynało marsz po władzę, ale wtedy, gdy Adolf H. bez większego wysiłku podporządkował sobie niemal całą Europę. Dlaczego? Wykorzystał brak solidarności i współdziałania podbijając jeden kraj po drugim. Połamał sobie zęby dopiero wtedy, gdy Zachód zjednoczył się i zaczął prowadzić skoordynowane działania. Wracając do współczesności — jak podzielona opozycja wyobraża sobie zwycięstwo z jednym przeciwnikiem, niezbyt uczciwym i dysponującym ogromnym zapleczem medialnym?

Coraz wyraźniej widać, że większości liderzątek zależy bardziej na własnej karierze niż na odsunięciu PiS-u od władzy. Biedroń pokazał jak to się robi. Stworzył partię, dostał się do Europarlamentu i partię rozwiązał, bo już nie jest mu do niczego potrzebna. O co chodzi Hołowni? Zamieszczony na stronie „program” sugeruje, że… o to samo.

Dodaj komentarz