Pierwszaki

http://galeria.bankier.pl/p/f/c/a6f394896aee1b-645-485-0-0-1997-1502.jpg

Czas rozpoczęcia nauki przez dzieci stał się sprawą polityczną. Jak jedna opcja chce tak, to druga „musi” zrobić inaczej. Bez uwzględnienia warunków, potrzeb, możliwości.

W szkole każdy z nas zetknął się z tym, że jedne dzieci uczą się szybciej, drugim nauka sprawia kłopot. Nie zawsze te zdolniejsze osiągają sukces. Przyzwyczajone do tego, że problemów z nauką nie mają, ze wzrostem wiedzy do przyswojenia nie wyrobiły sobie nawyków codziennego uczenia się. Bywa i tak, że ci mniej zdolni i pojętni na początku nauki, w jej końcowej fazie mają większe osiągnięcia.

Widziałabym wprowadzanie innych rozwiązań w pierwszych latach nauczania. Trzeba by grupować inaczej dzieci. Osobno uczące się szybciej, osobno te z problemami. Bo istnieje potrzeba innej pomocy, innej metody uczenia. Wiek rozpoczynania nauki ma tu sprawę drugorzędną, a stał się dziwnym priorytetem.

Mój wnuczek zaczął szkołę jako 6-latek. I w pierwszej i drugiej klasie radzi sobie nieźle. Dam przykład czytania. Czyta biegle i ze zrozumieniem. Są jednak uczniowie, którym czytanie nadal sprawia problem. Na koniec I półrocza podczas wywiadówki nauczycielka radziła rodzicom by dziecko czytało głośno 3 zdania, a potem te trzy zdania opowiedziało swoimi słowami. Bo bywa, ze treść „przelatuje” przez głowę i jest niezrozumiała dla dziecka.

Czy te rady zostaną wprowadzone w życie? Jak ma rodzic siebie zmusić do uważania przy czytaniu zdań przez dzieciaka, gdy ostatnią książkę trzymał w ręku w szkole? Tu powinna być dodatkowa pomoc szkoły i inna metodyka nauczania. Na rodziców nie ma co liczyć. Brak umiejętności czytania i opowiadania to kula u nogi na wszystkie następne lata szkolne. Ten brak umiejętności opowiadania odbije się na historii, polskim, geografii, biologii.

Odbije się na braku pewności w dorosłym życiu co do własnych umiejętności. Odbije się brakiem wiedzy jak pracodawcę przekonać do swoich wyników pracy. Jak bez obaw pójść do urzędu i powiedzieć o swoim problemie. Niektórym nabyta (przez szkolne niedokształcenie) nieśmiałość towarzyszy przez całe życie.

Na każde półrocze rodzice otrzymują świadectwo opisowe, w którym zaznaczono jak dziecko radzi sobie z byciem uczniem. Dam krótki przykład: „A. poprawnie buduje kilkuzdaniową wypowiedź ustną lub pisemną na określony temat. Nowy tekst czyta poprawnie i płynnie, zawsze stosuje znaki przestankowe. Rozumie czytany tekst. Rozpoznaje zdania oznajmujące, pytające i wykrzyknikowe. Wyróżnia rzeczowniki i przymiotniki w zdaniu.Stosuje poznane zasady ortograficzne w zakresie poznanego słownictwa”

Odnosicie wrażenie, że obecnie dzieci uczy się inaczej? Bo tak jest. Do tego jeszcze matematyka, a w niej pojęcie co to jest procent, co ułamek, dodawanie, mnożenie. Posiadanie umiejętności praktycznych związanych z rozpoznawaniem pory roku, odczytaniem temperatury, itd…

Poza tym jeszcze taka uwaga: „potrafi prawidłowo włączyć i wyłączyć komputer”. Stąd to zdjęcie dziewczynki. A. na imieniny swojego taty, a mojego syna przygotował laurkę na komputerze według własnego pomysłu. Kolorową, z obrazkami i własnym wierszykiem.

20 000 000 zł i jeszcze te wydawane tam więcej, można wydać na pomoc pozalekcyjną dzieciom, które wsparcia w domu raczej nie dostaną z opisanych wyżej względów. Nie dziura w ziemi dla korzyści wąskiej grupy, a nasze dzieci są bogactwem Rzeczpospolitej. Ich wiedza, zdolności, chęci są majątkiem, który należy pomnażać.

Dodaj komentarz


komentarzy 8

    1. Nie proponuję podziału na mądrzejsze – głupsze, ale podział mający na celu wyrównywanie . Mam świadomość, że różnice zawsze będą i potem te klasy można łączyć.

      Z tym problemem spotkałam się 30 lat temu. Przeciwko zmianom byli nauczyciele, bo oceniano ich pracę od wyników uczniów. Widocznie tak zostało. A może wydawać się, że szkoła jest dla ucznia…..

      1. Dzieci doskonale sobie radzą bez narzucania im sposobów nauki. Tylko musi ktoś sprawnie i dyskretnie nimi pokierować. Bez przymusu, oceniania i klasówek, samodzielnie są w stanie „wziąć” materiał. Powstają już pierwsze tego typu placówki, tak zwane szkoły demokratyczne. Tylko jak zmusić maluchy, by klękały, składały rączki i uważały, że chodzenie po wodzie to nie bajka a prawda najprawdziwsza i fakt autentyczny?

  1. Jest wewnętrzna sprzeczność w tym, co piszesz.

    Brak umiejętności czytania i opowiadania to kula u nogi na wszystkie następne lata szkolne. Ten brak umiejętności opowiadania odbije się na historii, polskim, geografii, biologii.

    Odbije się na braku pewności w dorosłym życiu co do własnych umiejętności. Odbije się brakiem wiedzy jak pracodawcę przekonać do swoich wyników pracy. Jak bez obaw pójść do urzędu i powiedzieć o swoim problemie. Niektórym nabyta (przez szkolne niedokształcenie) nieśmiałość towarzyszy przez całe życie.

    Komu odbije się, skoro pracodawca też nie rozumie co czyta? Kto nauczy, skoro nauczyciel też nie rozumie co czyta i słyszy? Wystarczy posłuchać polityków, prawników, urzędników, dziennikarzy. Przecież oni — poza nielicznymi wyjątkami — kompletnie nie rozumieją co się do nich mówi. Jak nie powiesz wprost, tylko zakpisz lub posłużysz się sarkazmem czy ironią 90% odbierze przekaz wprost! Aluzja? Zapomnij. Zresztą aluzja w ustach nieuka to nie aluzja lecz zwykłe pomówienie lub zniewaga.

    1. Właściwie to powinieneś znać moją odpowiedź, że „takie będą Rzeczpospolite….”. I czyż nie są? Zauważ, że wszyscy krytykują polskie szkolnictwo, szczególnie to średnie i wyższe.  Polacy zatracili umiejętność i chęć rozmawiania z tym wrogim, bo nie popierającym słusznej partii. Dam przykład Gowina – min.szkolnictwa wyższego. Na sugestię (według mnie słuszną, racjonalną) o potrzebie likwidacji części prywatnych szkół wyższych, nie podjęto z nim dyskusji, sporu, nie dano kontrargumentów. Gowin został obśmiany, obsobaczony.

      Nie tylko PIS ma za uszami brak kultury. Czy w mediach niby takich dobrych była jakaś dyskusja, czy raczej poniewieranie tych z drugiej strony. Czy mowy Lisa zasługiwały w prezentowanej przez niego formie na uwagę?

      Polecam blog http://www.tokfm.pl/blogi/kultura-liberalna/2016/02/racjonalnosc_i_przekora/1

      oraz polemikę do wpisu.

      Ciekawe

      1. Prokuratura prowadzi śledztwo w sprawie znieważenia premier Beaty Szydło. Miało do tego dojść w trakcie grudniowego posiedzenia Sejmu. W czasie przemówienia szefowej rządu z sali plenarnej miały paść czyjeś wulgarne słowa „jebać Szydło”. Jednak w oficjalnym sejmowym stenogramie zapisano „jest wam przykro”. W „Faktach po Faktach” rzecznik rządu Rafał Bochenek nazwał sprawę „zupełnie banalną i śmieszną”. Potępiamy takie działanie prokuratury – powiedział.

        W sejmowym stenogramie skrupulatnie odnotowano wszystkie wypowiedzi posłów obecnych wtedy na sali plenarnej. Przy wielu z nich odnotowano także, kto jest autorem poszczególnych słów. Jednak pracownicy Sejmu przygotowujący stenogram usłyszeli co innego niż osoba składająca zawiadomienia do prokuratury. Zamiast „jebać Szydło” zanotowali „jest wam przykro”. Nie podano, kto miał je wypowiedzieć.

        Gdyby okazało się, że któryś z posłów czy z osób obecnych na sali plenarnej rzeczywiście wypowiedział takie wulgarne słowa pod adresem Beaty Szydło, a prokurator uznał to za znieważenie, to za takie przestępstwo może grozić kara grzywny, a nawet do roku pozbawienia wolności.

        Nadgorliwość prokuratury jest znamienna. Widać, że ma potencjał, że Ziobro o kadry może być spokojny — spełnią każde, nawet niewypowiedziane polecenie. Jeśli po zmianie władzy nie zostanie przeprowadzona weryfikacja prokuratorów, to nigdy w tym kraju już normalnie nie będzie.

        A portaliczek opinii jedynie słusznej wycina komentarze aż huczy. Co ciekawe słowa o „waleniu gruchy” uznano za… opinię godną upowszechnienia. Komentarzy było kilkanaście, w tym mój, który był pytaniem, czy konstytucja nakazuje podpisać, a prezes zabrania zaprzysiąc? Oskarżeń o piractwo najwidoczniej nie boją się tak, jak interwencji organu państwowego. Wypada życzyć im samych sukcesów…

          1. Żona włączyła radio w kuchni. Wchodzę, słucham, ze zdziwienia wyjść nie mogę. – Słuchasz radia Maryja!? – pytam. – Nie, to jest Tok! – odpowiada. Ksiądz i jakaś nawiedzona kobieta, dla której wiara to „łaska boża” czy coś w ten deseń. Czy rednacz naprawdę wydaje się, że w ten sposób uratuje to medium? Mało gniazdka nie wyrwałem…