Palący problem

Portal gazeta.pl piórem, czy może raczej klawiaturą Marii Mazurek rozprawia się z suszą i brakiem wody w Polsce. Wymowa artykułu utrzymana jest w tonie uspokajającym. Lead ropoczyna się niezbyt optymistycznie i stawia dramatyczne pytanie:

W kranach zaczyna brakować wody, statki osiadają w wyschniętych rzekach, rolnicy liczą straty. Przy okazji tegorocznej suszy pojawiają się alarmistyczne doniesienia i porównania Polski do Egiptu. Czy czekają nas masowe problemy z wodą?

Natychmiast pojawia się krzepiąca odpowiedź:

Polska nie jest afrykańską pustynią i tak katastroficzna wizja nam nie grozi — ale przez między innymi zmiany klimatu duża część kraju już zaczyna przekształcać się w suchy step. Skutki odczujemy wszyscy, nie tylko rolnicy spod Łodzi.

Czyli nie jest źle, ale skutki tego nieźle odczujemy wszyscy. Pocieszające, że wody pod ziemią jest co najmniej tyle samo co węgla, jeśli nie więcej. Nic tylko sięgać. W Indiach też sięgnięto. I ze zdumieniem stwierdzono, że choć podziemne rezerwy wody owszem, były olbrzymie, to rychło okazało się, że nie są nieskończone. W związku z tym indyjski minister poinformował, że indyjski rząd zmieni bieg rzek na wschodzie kraju i skieruje je do mieszkańców Dżammu, Kaszmiru i Pundżabu. Z uwagi na to, że oba kraje mają broń jądrową konflikt może wyglądać bardzo ciekawie i zakończyć wszystkie problemy ludzkości.

Z artykułu Marii Mazurek wynika, że choć nie grozi nam brak wody, to jednak powinniśmy się zacząć martwić, bo grozi nam brak wody. Co prawda pod ziemią woda jest, ale

— Od dłuższego czasu stan wód podziemnych nie jest odbudowywany. Cały czas jest na średnim i niskim poziomie i w ostatnich paru latach sukcesywnie się obniża. Wprawdzie okresowo, w niektórych rejonach, pojawiają się wzrosty, ale w przypadku wód podziemnych nie jest tak, że jak spadnie deszcz, to od razu widać wzrost poziomu, opóźnienie w reakcji może wynosić do półtora miesiąca. Ostatnio było to widać na południu Polski — wyjaśnia Grzegorz Walijewski.

Szczególna sytuacja panuje w Łódzkiem, ponieważ elektrokopalnia Bełchatów wysysa wodę z olbrzymich terenów zmieniając je powoli w pustynię. Powinniśmy więc już zacząć dbać o to, by deszczówka nie spływała bezproduktywnie do rzek, lecz magazynować ją i zatrzymywać jak najdłużej. Ale

— Można rozbudowywać infrastrukturę, robić głębsze, wydajniejsze ujęcia czy zbiorniki magazynujące wodę, ale to się wiąże z kosztami, czyli podwyżkami, a na to nie ma teraz społecznej zgody […] – mówi Sebastian Szklarek.

Podwyżki są i bez społecznej zgody, bo społecznej zgody nie będzie nigdy. Dzięki temu wkrótce staniemy przed suchą wanną szczęśliwi, że woda, choć jej nie ma, to jest tak tania, że kazdego stać.

Niestety, choć cały artykuł jest w miarę rzetelny, to kończy go wstawka redakcyjna, której rzetelności zarzucić nie sposób. I nie chodzi o polszczyznę:

Finlandia, która 1 lipca przejęła przewodnictwo w Radzie UE, wśród priorytetów swojej prezydencji wymienia kwestie klimatyczne — i chce do nich przekonać Polsce.

Chodzi o kwestie merytoryczne. Czytamy mianowicie, że

Jak najbardziej efektywnie i najtaniej walczyć z globalnym ociepleniem? Posadzić mnóstwo drzew — przynajmniej bilion. Tak twierdzą szwajcarscy naukowcy, którzy opublikowali na ten temat artykuł w czasopiśmie „Science”. Ich zdaniem, te nowe drzewa zajęłyby łącznie obszar porównywalny do Stanów Zjednoczonych — ale da się go znaleźć.

Problem w tym, że szwajcarscy naukowcy niczego takiego nie twierdzą. Co naprawdę napisano w „Science”? Ano niby to samo, ale nie do końca. Chodzi nie o bilion drzew tylko miliard (billion po angielsku to miliard po polsku) hektarów lasów.

Earth could naturally support 0.9 billion hectares of additional forest—an area the size of the United States—without impinging on existing urban or agricultural lands, the researchers report today in Science. Those added trees could sequester 205 gigatons of carbon in the coming decades, roughly five times the amount emitted globally in 2018.

Uczeni przeanalizowali prawie 80.000 zdjęć satelitarnych i uznali, że na Ziemi jest sporo obszarów, na których bez szkody dla terenów miejskich i rolniczych można by posadzić lasy. W luźnym tłumaczeniu chodzi o to, że

Na Ziemia zmieści się  0,9 miliarda hektarów dodatkowego lasu — obszar wielkości Stanów Zjednoczonych — bez ingerencji w istniejące tereny miejskie lub rolnicze, twierdzą naukowcy w raporcie Science . Te dodatkowe drzewa mogłyby w ciągu najbliższych dziesięcioleci pochłonąć 205 gigaton węgla, czyli mniej więcej pięciokrotnie więcej niż ilość emitowana na całym świecie w 2018 roku.

Brzmi pięknie. Problem w tym, że dwutlenek węgla w atmosferze kumuluje się. Pochłonięcie pięcioletniej emisji w ciągu dziesięcioleci nie rozwiąże żadnego problemu. Na dodatek podczas gdy jedni będą lasy sadzić, inni wycinają je na potęgę. Skutki bywają opłakane, choć dla ciemnego ludu nie do ogarnięcia.

Większość tropikalnych lasów po haitańskiej stronie granicy została całkowicie nielegalnie wycięta. Nikt jednak nie protestował — Haiti wciąż przeżywa niepokoje społeczne, więc jakiekolwiek działania władz na terenach nielegalnej wycinki lasów mogłyby spowodować zamieszki. W rezultacie każdy przechodzący przez Karaiby huragan nigdzie indziej nie zabija tylu ludzi, co właśnie na Haiti. Nawet słaby cyklon, przynosząc obfite deszcze, doprowadza do reakcji łańcuchowej. Nadmiar wody pochodzącej z opadów nie jest zatrzymywany przez lasy, gdyż na olbrzymim obszarze kraju po prostu już ich nie ma, więc woda wsiąka w grunt i wywołuje masowe osunięcia ziemi. Zwały błota zatapiają dziesiątki wiosek, zabijając przy tym tysiące ludzi.

Tak dzieje się wszędzie tam, gdzie na rozum i wiedzę brak społecznej zgody, przez co przegrywają w starciu z głupotą i mamoną. Aż dziw bierze, że biedni nie są w stanie zrozumieć, że bogaci sobie poradzą, a oni zginą.

Najbardziej zdumiewające jest jednak zupełnie co innego. Nie ma społecznej zgody na zwiększenie wydatków na próby zapobieżenia katastrofie klimatycznej, a są na pokrywanie strat, które w 2018 roku na całym świecie według szacunków sięgnęły 160 miliardów dolarów. A przecież to, z czym mamy do czynienia, to dopiero preludium.

Dodaj komentarz


komentarze 3

  1. Bezmyślność w wycinaniu lasów zemści się na ludziach okrutnie.  7000 p.n.e ludzie potrafili już wytapiać miedź. By móc to robić wycinano drzewa. Najpierw w Egipcie, potem na Półwyspie Arabskim, gdy do miedzi zaczęto dodawać cynę i wytapiać brąz. Na Półwyspie wycięto drzewa ok.2 tys.lat p.n.e. Do dziś nie odrosły.

    Po obaleniu Hajle Sellasje I w 1974 r nowe władze dla zdobycia pieniędzy wycinały lasy. Rzeki płynące z gór zniknęły (pojawiają się okresowo). Susze i głód to stały znak tego kraju.

    A w Polsce jest Pustynia Błędowska ”

    Podczas epoki lodowcowej, następujących po sobie zlodowaceń do doliny, w której znajduje się pustynia, stopniowo nanoszone były kolejne porcje piasków i żwirów. Przez długi czas te rozległe tereny podlegały działaniu wiatrów oraz wody, co nie sprzyjało wzrostowi roślinności.

    Gdy minęła epoka lodowcowa, pojawił się gęsty las, który dopiero w okolicach XIII wieku zaczął być intensywnie eksploatowany. Do powstałych w rejonie Olkusza kopalni srebra oraz ołowiu potrzebne były spore ilości drewna wykorzystywanych do wzmacniania szybów kopalnianych. Intensywna wycinka drzew oraz pobór wód gruntowych na terenach, gdzie podłoże stanowią żwiry i piaski, doprowadziły do powstania pustyni o pochodzeniu antropogenicznym.”Za Wiki

    Na skutek wycinania drzew w Wielkopolsce…. „Teren Wielkopolski został znacznie wylesiony na początku XIX wieku, wskutek nadmiernego i niekontrolowanego wyrębu drzew. Stosunki wodne zostały zakłócone zbyt intensywną regulacją rzek i nieodpowiednią zabudową dolin rzecznych (celem zwiększenia możliwości żeglugowych). Kolejną przyczyną był rozwój rolnictwa i liczne przedsięwzięcia melioracyjne, mające prowadzić do odwodnienia obszarów trwale lub okresowo podmokłych, dla pozyskania ich pod uprawy polowe. Skutkiem powyższego było obniżenie poziomu wód gruntowych i jezior, a w dalszym ciągu – nadmierne przesuszenie obszaru” Wiki

    Meliorowanie i „obdarowywanie ziemią” ludu bożego za czasów PRL było wtedy normą. Nikt nie myślał o skutkach. A nawet jeśli zgłaszał zastrzeżenia, to „partia rządzi” wiedziała lepiej. Tak na Pomorzu zniknęły liczne bagna, lasy, utrzymujące stały poziom wód.

    Czy powstanie kolejnej pustyni w okolicach Łodzi będzie czymś nadzwyczajnym przy zbrodniczej gospodarce leśnej i wydobywczej? Można nową pustynię nazwać imieniem Jarosława K. ku wiecznej pamięci i przestrodze. Bo drzewa wycina się ciągle….. pieniądze na 500+ są potrzebne, a zapotrzebowanie na drzewo na rynkach światowych ogromne. Zgodnie z powiedzeniem….

    ….” po nas choćby potop”, po nas choćby spalona, wysuszona ziemia…..my bawmy się w dobrego pana…..