Obnażyli prawdziwe oblicze

Niewielu wyobraża sobie, że można odpalić granatnik w pomieszczeniu, ale  komendant, który dokonał tego wyczynu nie wyobraża sobie zupełnie czego innego. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której mamy do czynienia z osobą usiłującą popełnić samobójstwo, abyśmy nie przeprowadzili przeszukania tej osoby pod kątem posiadania przedmiotów, narzędzi, czy być może substancji, które mogłyby służyć do popełnienia tego samobójstwa.

Od takiego zachowania policji odwołał się sam Zbigniew Ziobro, który jest ministrem od sprawiedliwości. Ja odwołam się do bardzo znanej sprawy. W tym przypadku chodziło o funkcjonariuszy ABW. Ale niezwykle głośna sprawa, gdy pierwszy raz byłem prokuratorem generalnym, chodzi o samobójstwo pani Barbary Blidy. Funkcjonariusze weszli do domu i od tego czasu byli odpowiedzialni za jej bezpieczeństwo. Zamiast stosować rutynowe praktyki, czyli przeszukać i kontrolować ją po wejściu do łazienki, by nie mogła popełnić samobójstwa, nie przeszukali i pozwolili wejść do łazienki. Jak to się skończyło, wszyscy wiemy. Później przez lata mieli sprawy karne. W omawianym przypadku popełniono ten sam błąd, dlatego tłumaczenie komendanta jest równie wiarygodne jak to, że granatnik niczym nie różni się od głośnika. W przypadku p. Blidy nie przeszukano jej i nie skontrolowano po wejściu do łazienki, w przypadku pani Joanny nie przeszukano i nie skontrolowano jej w mieszkaniu, lecz dopiero w szpitalu. A gdyby przepasała się pasem szahida i tak wyekwipowana znalazła się w karetce, a potem w szpitalu?

Portale powiązane z władzą ujawniły, że pani Joanna wcale nie jest taka niewinna, na jaką ją kreuje TVN, choć nie wyjaśniono jaki to ma związek ze sprawą. Portal niezależna.pl obnaża straszną prawdę:

Uciemiężona Pani Joanna, brutalnie i bez skrupułów zadeptana przez patriarchalny system pisowskiego reżimu? To forsowany obraz w ostatnich dniach przez totalną opozycję i TVN.

Ale owa pani Joanna dysponuje kilkoma tożsamościami. Udzielała się jako aktywistka aborcyjna (będziemy o tym pisać w osobnym artykule), fotografowała się w pozach, które wydają się świadczyć o obsesji związanej z tematem macierzyństwa, nierzadko wcielała się w rolę drag kinga – Sir Johnny’ego D’Arca.

To tłumaczy dlaczego przeszukując osobę pani Joanny pod kątem posiadania przedmiotów, narzędzi, czy być może substancji, które mogłyby służyć do popełnienia samobójstwa zarekwirowano najpierw laptop, a później telefon. Wynika to wprost ze statystyki — aż 46,8% drag kingów odbiera sobie życie za pomocą laptopa, 42,4% telefonu. Analogia z czasami minionymi nasuwa się niejako wbrew woli — po 33 latach od transformacji policja przebiła milicję.

Super Express, „rozwija swój serwis dzięki wyświetlaniu reklam”, a ci zaprzańcy, którzy reklamy blokują „nie pozwalają mu tworzyć wartościowych treści”. Jedną z wartościowych treści, którą serwis stworzył dzięki reklamom, są dane personalne pani Joanny.

Wiele osób poruszyła jej historia i to, jak potraktowali ją funkcjonariusze policji w szpitalu. Kim jest prywatnie? Joanna Parniewska ukończyła Uniwersytet Jagielloński i Policealną Szkołę Wizażu Academicus. Na wydziale Polonistki UJ ukończyła komparatystykę i specjalizację antropologiczno-kulturowa. Obecnie jest związana z Wyższą Szkołą Kształcenia Zawodowego.

Tak wykształconej kobiecie nie wolno darować, trzeba ją poniżyć i spostponować. Nie warto dociekać, czy autorka materiału, Sara Osiecka, chciałaby, by jej sprawy osobiste, bolesne, których nie chce upubliczniać, najpierw roztrąbiono na cały kraj, a później powiązano z jej nazwiskiem. Tym bardziej, że dla wielu przeszłość, niezgodne z oczekiwaniami poglądy czy nieszablonowe postępowanie stanowi usprawiedliwienie nieludzkiego traktowania. Niestety, pani Joanna nie jest osamotniona. Z tym, że ona jedyna zdobyła się na odwagę, by w praworządnym kraju ujawnić sprawę. Przygody innej kobiety opisał pewien adwokat, który zauważa rosnącą z miesiąca na miesiąc butę i arogancję policji i prokuratury oraz fakt, że organy ścigania są silne dla słabych, a słabe dla silnych. Czy w tym przypadku Super Express także będzie starał się ujawnić dane osobowe sponiewieranej kobiety?

Sam nie chce występować pod nazwiskiem, a swój poranny wpis wycofał, bo zażądała tego klientka, której sprawę opisał. Prosi, by nie podawać teraz nawet nazwy miasta, w którym rozegrały się wydarzenia. Jak napisał, doszło do nich w ubiegłym roku. Też chodziło o dziewczynę, która dokonała aborcji z pomocą środków z internetu, a potem zgłosiła się do szpitala. „Policja z … [tu pełna nazwa miejscowości] jak tylko dowiedziała się o sprawie, zatrzymała telefony dziewczynie, jej matce, bratu i 4 koleżankom. Oczywiście telefony w całości zostały skopiowane do akt. Nawet zupełnie niezwiązana ze sprawą korespondencja. Policja woziła osobiście wezwania na przesłuchania radiowozami do wszystkich zainteresowanych.

I dalej

„Prokurator […] kazał matce dziewczyny zarejestrować w USC martwe urodzenie i wyprawić pogrzeb. Śledztwo było prowadzone w kierunku dzieciobójstwa, a dziewczynę wezwano na świadka” – wspomina prawnik. Opisuje też atmosferę panującą na komisariacie: „Przez 2 h przesłuchania odmawialiśmy odpowiedzi na pytania. W pewnym momencie do pokoju, gdzie była przesłuchiwana dziewczyna, wszedł jakiś losowy inny policjant, nie przedstawił się i stwierdził: ja czytałem akta tej sprawy. Pana klientce to można już stawiać w sumie zarzuty, więc to, że przesłuchujemy ją jako świadka, to ukłon w jej stronę”. Nie wytłumaczył, na czym ten ukłon miał polegać. Rozumiem, że akta tego śledztwa stanowiły jakąś ogólną atrakcję na komisariacie. Na moją uwagę, że skoro sprawy dorosły do postawienia zarzutów, to może trzeba je postawić, policja jak zwykle wykręciła się formułą „to decyzja prokuratora” – czytamy we wpisie. Na koniec adwokat podaje: „dobra wiadomość jest taka, że śledztwo umorzono. Zła taka, że straumatyzowaną dziewczynę to chore państwo musiało jeszcze swoimi prerogatywami spałować”.

Takie państwo podoba się sporej grupie obywateli w tym ponad ⅓ ogółu kobiet. Co jeszcze musi się wydarzyć, żeby zmienili zdanie?

Dodaj komentarz