Masz prawo siedzieć cicho

Cała Polska żyje historią pani Joanny, która zadzwoniła do lekarza, a ponieważ lekarz też baba i swoje obowiązki zna, więc powiadomił odpowiednie służby, które zajęły się panią Joanną wcale nie gorzej niż służba zdrowia, a nawet znacznie lepiej, albowiem kompleksowo. Lekarz proponuje pacjentowi by rozebrał się połowicznie, do pasa, a tylko w wyjątkowych, ściele określonych przypadkach od pasa. Policja państwowa zaleciła pani Joannie, żeby poszła na całość i zrobiła pełny striptease, a ponieważ było chłodno, więc nakazała robienie przysiadów w celu ogrzania się. Podczas gdy jedni funkcjonariusze uważnie obserwowali kucającą kobietę i sporządzali notatki służbowe, inni — korzystając z tego, że gimnastykuje się — przeszukiwali jej rzeczy osobiste. Zaaresztowali laptop, ale nigdzie nie mogli znaleźć telefonu. W końcu widząc ich niewysłowione męki i wysiłki zlitowała się nad nimi i sama im go wydała.

Podkreślić wypada niezłomną postawę personelu medycznego, który w pierwszym szpitalu bronił, ale w drugim nie kiwnął palcem w obronie pacjentki szukającej pomocy w placówce świadczącej usługi medyczne. Policja tłumaczy mętnie i zawile, że sprawdzała, czy pani Joanna przypadkiem nie miała ze sobą czegoś, co mogło zagrażać jej życiu. A rozebrać się kazała, by mieć pewność, że nie lekceważy zagrożenia i — mówiąc kolokwialnie — nie ma go po prostu w dupie. Z kolei laptop i telefon mogły zawierać informacje potrzebne do potwierdzenia czy środek, który zażyła, kupiła legalnie. Co prawda w sieci bez trudu można znaleźć strony oferujące receptę na środki wczesnoporonne, a także mogące służyć do odurzania się, a nawet popełnienia samobójstwa, ale policja nie może przeszukiwać sieci ot tak, sama z siebie. Jeszcze by się okazało, że przepisany środek komuś zaszkodził czy uśmiercił  i byłby kłopot, bo trzeba by nadać sprawie bieg.

Dwie osoby zmarły po zażyciu leków zawierających substancje psychotropowe — wynika z ustaleń RMF24. Recepty na leki pacjenci mieli uzyskać za pośrednictwem tzw. receptomatów. W tej sprawie zawiadomienie do prokuratury złożył Rzecznik Praw Pacjenta.

Kiedy? W kwietniu. I co? I nic! Dlatego należało przeszukać komputer i telefon, żeby dowiedzieć się skąd pani Joanna miała receptę, na której muszą przecież znajdować się dane osobowe lekarza wystawiającego, które później wykorzystane zostaną do tego, aby nic nie robić. W tej sytuacji zupełnie nieuprawnione jest podejrzewanie, iż jedynym celem akcji było zademonstrowanie pani Joannie i personelowi medycznemu, że policja wróciła do korzeni i znowu jak dawniej jest milicją — może wszystko i jest bezkarna, zaś obywatel, jak wtedy tak i dziś, nie ma żadnych praw.

W obliczu tego, co spotkało panią Joannę jak ponury żart brzmi powtarzane jak mantra przez przedstawicieli władz i pomniejszych funkcjonariuszy partyjnych zapewnienie, że uczciwy nie ma się czego bać. W czasach minionych bardziej obawiano się przedstawiciela władzy, przyodzianego w niebieski mundur i gustowny filcowy kaszkiet z orzełkiem bez korony z pałką u boku, niż przestępcy. Przestępca musiał liczyć się z konsekwencjami, funkcjonariusz nie musiał liczyć się z niczym. Przykład pani Joanny z jednej strony i Mariki, która — o czym poinformował mini ster od sprawiedliwości Ziobro — dokonała zgodnego z prawem rozboju z drugiej dowodzi, że dziś znowu jest jak dawniej — obawiać się niczego nie muszą nieuczciwi. Uczciwi, którzy nie popełnili żadnego przestępstwa, jeśli nawet nie zostaną pod byle pretekstem zatrzymani, to zostaną przeczołgani i upokorzeni. Na dodatek w państwie prawa i sprawiedliwości bezustannie zaostrza się kary, ale o dostosowaniu prawa do wymogów postępu technologicznego nie pomyślał nikt. Włącznie z opozycją.

Postęp technologiczny sprawia, że urządzenia służące dotąd określonym celom stały się bardziej uniwersalne i łączą w sobie — zależnie od tego jak na sprawę spojrzeć — albo wiele funkcji, albo wiele urządzeń. Najlepszym przykładem jest telefon, który zyskał nowa nazwę — smartfon i służy nie tylko do komunikowania się na wiele różnych sposobów, ale umożliwia także słuchanie muzyki, robienie zdjęć i filmowanie, oglądanie filmów, korzystanie z Internetu i dużo, dużo więcej. Ostatnio dodano nowe funkcjonalności — zintegrowano z telefonem kartę bankową, dowód osobisty, prawo jazdy. I tu rodzą się co najmniej dwa fundamentalne pytania, na które media, bez różnicy wolne czy nie, nie zwróciły uwagi, a są to przecież pytania o fundamentalnym znaczeniu dla wszystkich obywateli.

Po pierwsze: czy funkcjonariusz ma prawo zatrzymać dowód osobisty jako rzekomy „dowód w sprawie”? Odpowiedź jest prosta — zgodnie z przepisami nie może. Jednak zatrzymując smartfon z dowodem de facto zatrzyma także dowód. To pierwszy dowód, że w państwie Prawa i Sprawiedliwości prawo nie nadąża za postępem technologicznym. Rządowa strona mObywatel 2.0 zachęca do korzystania z dowodu w telefonie.

Od teraz nie musisz nosić przy sobie dowodu osobistego. Wystarczy, że będziesz mieć telefon z mDowodem!

Po drugie czy funkcjonariusz ma prawo zatrzymać kartę bankową jako rzekomy „dowód w sprawie”? Odpowiedź jest prosta — zgodnie z przepisami nie może. Jednak zatrzymując smartfon z kartą bankową de facto zatrzyma przecież także i tę kartę. To drugi dowód, że w państwie Prawa i Sprawiedliwości prawo nie nadąża za postępem technologicznym.

Po trzecie czy funkcjonariusz ma prawo zatrzymać prawo jazdy jako rzekomy „dowód w sprawie” komuś, kto nie popełnił żadnego wykroczenia drogowego? Odpowiedź jest prosta — zgodnie z przepisami nie może. Jednak zatrzymując smartfon z prawem jazdy de facto zatrzyma przecież także i prawo jazdy. To trzeci dowód, że w państwie Prawa i Sprawiedliwości prawo nie nadąża za postępem technologicznym. Ministerstwo Cyfryzacji informuje:

Zniesienie obowiązku wożenia ze sobą prawa jazdy to efekt tzw. pakietu deregulacyjnego dla kierowców (a dokładnie ustawy z 14 sierpnia 2020 r. o zmianie ustawy – Prawo o ruchu drogowym oraz niektórych innych ustaw), czyli zmian w prawie zainicjowanych przez ówczesne Ministerstwo Cyfryzacji (obecnie KPRM) i Ministerstwo Infrastruktury.

Policja rekwirując telefon jako ewentualny „dowód” pozbawia nie tylko możliwości powiadomienia bliskich o sytuacji (kto dziś pamięta numery telefonów?), ale także dokumentu tożsamości, prawa jazdy, środków do życia. Dlaczego nikt nie domaga się niezwłocznego doprecyzowania przepisów tak, by nie było żadnych wątpliwości czy można zatrzymywać urządzenie, które jest jednocześnie dowodem, prawem jazdy, kartą bankową i umożliwia kontakt z bliskimi?

 

PS
Kobieta ruszyła na odsiecz kobiecie. Nie, nie pani Joannie. Psychiatrce, która nasłała na panią Joannę służby. Bo wezwanie ratowników jest standardowym postępowaniem, jeśli lekarz uzna, że istnieje zagrożenie życia pacjenta, a on nie jest w stanie pomóc przez rozmowę, swoją interwencję. Wówczas zawsze wzywamy służbytłumaczy lek. psychiatrii Maja Herman. Chcesz zostać wariatem, od którego czuć alkohol i przeżyć najazd policji? Skontaktuj się ze swoim psychoterapeutą…

Dodaj komentarz