Nasz budżet nie jest budżetem

We wrześniu 2001 roku ujrzała światło dzienne ustawa o dostępie do informacji publicznej (Dz.U. 2001 nr 112 poz. 1198). Okazało się bowiem, że błąd popełnili najpierw twórcy konstytucji umieszczając w niej prawo do informacji (art. 61), a później ustawodawcy umożliwiając baczenie na lepkie ręce władzy. Koalicja PO-PSL grzebała w ustawie 7 razy, a zjednoczona prawica 8. Wreszcie nowa prezes Sądu Najwyższego postanowiła sprawę załatwić raz na zawsze i skierowała do Trybunału Konstytucyjnego wniosek o zbadanie, czy aby gwarantowane przez konstytucję prawo jest na pewno zgodne z konstytucją. Na razie Trybunał nie zajął się sprawą.

W 2017 roku rząd PiS postanowił raz na zawsze odciąć obywateli od informacji. Ustawę o dostępie do informacji publicznej miała zastąpić ustawa o jawności życia publicznego. Zmiana zasadna, ponieważ społeczeństwo nie musi wiedzieć co władza porabia. Ma wierzyć że jest prawa i sprawiedliwa oraz uczciwa. Projekt został nie wiadomo z jakiego powodu zarzucony.

Nie czekając na polski Trybunał i polski Sejm Rada Federacji Rosji zatwierdziła przyjęty z dumą przez Dumę Państwową Zgromadzenia Federalnego Federacji Rosyjskiej projekt ustawy umożliwiającej karanie nawet 15-letnim więzieniem rozpowszechnianie „fałszywych informacji o działaniach rosyjskich sił zbrojnych”. Władimir Putin ustawę podpisał z szybkością Andrzeja Dudy, czyli błyskawicznie, więc weszła już w życie. Nawiasem mówiąc nieprawdopodobnie trudno zrozumieć, dlaczego polskie media, polscy dziennikarze i polscy politycy z uporem godnym lepszej sprawy nazywający Związek Radziecki Związkiem Sowieckim nie określają Rady Federacji mianem Sowiet Federacji, skoro to te same rady, czyli советы (sowiety)? Oczywiście wszystkie podobieństwa poczynań polskich władz do poczynań władz rosyjskich są przypadkowe, niezamierzone i w ogóle nie ma o czym mówić.

Chodzą słuchy, że Polska przekaże Ukrainie bezużyteczne myśliwce MiG-29 i Su-25. Widząc sprawność z jaką polskie władze poradziły sobie z epidemią covidu-19 i szczepieniami można spodziewać się, że Ukraina dostanie te samoloty po wojnie i umieści w muzeach. Oczywiście nie chodzi o to, żeby Polacy wychodzili przed szereg, ale żeby już zaczęli przygotowywać te maszyny. Swoją drogą czyż to nie urocze? Gdy trzeba wykonać wyrok TSUE czy ETPCz, to „nikt w obcych językach nie będzie nam mówił co mamy robić w Polsce”. Gdy trzeba coś zrobić, podjąć decyzję, to rzecznik rządu Piotr Müller bezradnie rozkłada ręce stwierdzając, że dotąd nie ma takiej decyzji. To jest element dyskusji, która toczy się teraz w ramach Sojuszu Północnoatlantyckiego. Ta dyskusja nie jest jednomyślna, wiele państw zgłasza zastrzeżenia do tego typu działań. Totalny imposybilizm. Specjaliści od stawania okoniem i wetowania są bezradni jak niemowlęta. Ale jeśli chodzi o możliwość wetowania niektórych rozwiązań podczas głosowań w Radzie Unii Europejskiej czy w Radzie Europejskiej, to bierzemy to pod uwagę. Natomiast mamy nadzieję, że KE do tego nas nie zmusi. Cóż innego pozostaje, jeśli instytucje unijne postępują w sposób, który nie ma podstawy prawnej? Pozostaje nam wykorzystać podstawy, które mamy.

Wtręt czyli dygresja. Trudno stwierdzić gdzie jest granica, co musi się stać, żeby polskie media przestały bełkotać. Już nie wystarcza epatowanie „mocnymi słowami”, więc epatuje się „mocnymi zdjęciami”. Na czym polega „moc” zdjęć w omawianym przypadku? Najprawdopodobniej na tym, że powtarzają się po kilka razy. Państwowe media w kilku krajach uprawiają nachalną, prymitywną propagandę. Wolne media… są wolne. Tymczasem Instytut Badania Internetu i Mediów Społecznościowych ostrzega, że pierwsza fala dezinformacji słabnie

W ostatnich 48h w przestrzeni polskich #socialmedia odnotowano spadek ataków dezinformacyjnych
➡️Zakończył się 1 etap wrogich działań mający na celu budowanie gwałtownych anomalii

Niestety, spodziewana jest druga fala, której ofiarami będą ukraińscy uchodźcy i sama Ukraina. Istnieje obawa, że tym razem do akcji włączą się politycy.

➡️ Celem kolejnego etapu będzie próba tonowania i zmiana percepcji #Ukraina #uchodźcy

Wolne media epatując bzdurnymi, bałamutnymi tytułami i artykułami też dołożą swoją cegiełkę. Zwłaszcza że często sążniste artykuły tworzone są w oparciu o „mocne” słowa czy zdjęcia znalezione w mediach społecznościowych.

Ukraińcy uchodzący do Polski mają pieniądze. Swoje. Hrywny. Chcą je wymienić. Problem w tym, że ruchu w drugą stronę nie ma, nikt nie chce wymieniać na hrywny. To rodzi problemy. Co na to władza pod wodzą prezesa RM? Co na to Bank Centralny pod wodzą prezesa Adama Glapińskiego? Jak zwykle nic. Tak jak w przypadku samolotów, tak w przypadku hrywien i innej pomocy czekają aż Unia da kasę. Już dziś zgłaszają się do nas liderzy krajów zachodnich, którzy chcą pomóc na zasadach bilateralnych lub poprzez organizacje międzynarodowe, takie jak chociażby właśnie specjalna agenda ONZ do spraw pomocy uchodźcow, uchodźcom, z jej komisarzem spotkałem się dzisiaj rano i zadeklarował mi całkiem wprost, że część tych środków, które przekazujemy dla naszych sąsiadów z Ukrainy w tej szczególnej sytuacji będzie możliwa do zrefundowania, zrekompensowania. To jest ważne, ponieważ nasz budżet też przecież nie jest budżetem, nie jest workiem bez dna, musimy dbać o jakość polskich finansów, dbamy o polskie finanse publiczne, o stan budżetu i to wszystko razem musi być wzięte pod uwagę. Nie było żadnego problemu z wywaleniem 1,6 miliarda złotych na płot na granicy z Białorusią, na płacenie miliona euro, czyli już prawie 5 milionów zł  dziennie za lekceważenie wyroków TSUE, ale na pomoc dla uchodźców nie ma, bo budżet  nie jest workiem bez dna. Ciekawe.

Można śmiało postawić dolary przeciw orzechom laskowym, że pomagać będą za swoje pieniądze samorządy i prywatne podmioty, a kasę napływającą z Zachodu będzie zgarniał względnie zagarniał rząd. Jak tłumaczy przedstawiciel ministerstwa spraw wewnętrznych i administracji ta pomoc idzie od rządu do wojewodów, od wojewodów do samorządów, a samorządy będą na końcu weryfikować i te, tą pomoc wypłacać. Ustawa daje delegację że szczegółowy sposób wypłaty tych środków określi rozporządzenie. Mini ster Mariusz Kamiński dodał, iż jeżeli rzeczywistość będzie wymagała, będziemy różne rzeczy korygowali. Na razie problemu nie ma, a jeśli się pojawi będziemy działali w sposób adekwatny — zapewnił. Czyli nihil novi sub sole — czy wam się należało dowiecie się za klika miesięcy od urzędnika skarbowego lub prokuratora.

Rosjanie na Ukrainie przygotowali tak zwane korytarze humanitarne. Humanitarne w tym sensie, w jakim rozumieją to pojęcie ich twórcy.

Dominik Stillhart, dyrektor operacyjny Międzynarodowego Komitetu Czerwonego Krzyża (MKCK), wysłał w niedzielę pracowników MKCK, aby wydostali się z Mariupola uzgodnioną trasą, ale ci szybko zorientowali się, że droga, którą im wskazano, jest w rzeczywistości zaminowana.

Przerzucanie wygłodniałych matek z dziećmi przez granicę, śmierć z wycieńczenia i wyziębienia w lesie jest nieporównywalna z tym, co wyprawiają Rosjanie. Niemniej jednak jedno bardzo niepokoi. Spójrzmy na poniższe zdjęcia. Po lewej Polska zaatakowana przez wichurę, po prawej Ukraina zaatakowana przez Putina. Na razie skala jest nieporównywalna. Jak długo jeszcze? Samolot próbujący coś zbombardować można zestrzelić. Przed trąbą powietrzną, lejącą się z nieba wodą, suszą i upałami nie ma ucieczki.


Czasami polityk nie powinien nic mówić. W listopadzie rząd wiedział, i to wiedział od wiarygodnych amerykańskich partnerów, że grozi inwazja rosyjska na Ukrainę — mówił Donald Tusk. — I fakt, że dopiero dzisiaj, w ostatniej chwili pojawiają się takie, nawet nie dokumenty, zapowiedzi, no rzeczywiście, no jest wkurzające. Owszem, jest wkurzające. Niestety, nie udało się znaleźć ani jednej wypowiedzi Donalda Tuska ani z listopada, ani z grudnia, ani ze stycznia, ani z lutego, w którym apelowałby do rządu o pilne podjęcie kroków ustawodawczych, ponieważ inwazja Rosji na Ukrainę spowoduje, że do Polski napłynie nawet kilka milionów uchodźców. Nie ma także śladu ustawy w tej sprawie przygotowanej przez opozycję. Co to oznacza? Ano tylko to, że w alternatywnym scenariuszu sytuacja byłaby identyczna z tą różnicą, że o imposybilizmie i wkurzających zaniechaniach rządu Donalda Tuska prawiłby Jarosław Kaczyński.

 

PS.
Telewizja serwująca prawdę calusieńką dobę powtarzając ją kilkukrotnie by dobrze utrwaliła się wielokrotnie informowała o „korytarzach życia” jednak ani raz nie zająknęła się o tym, o czym napisał jej własny portal, że są zaminowane. Prawda, ale jakby nie cała…

Dodaj komentarz