Naród Polski Cywilizacji Łacińskiej

Trudno zachować powagę gdy przedstawiciel partii, która nie chce słyszeć o zjednoczeniu opozycji kpi ze zjednoczonej prawicy nazywając ją „pokłóconą prawicą”. Jednak rzut oka na ostatnie sondaże rozbawienie zmienia w przerażenie. Można postawić dolary przeciw orzechom, że gdybyśmy na opozycji mieli prawdziwych mężów stanu, polityków z prawdziwego zdarzenia, a nie karierowiczów mających na względzie wyłącznie własny interes, wyniki sondażu byłyby proste jak konstrukcja cepa — opozycja w okolicach 50%, PiS około 30, Konfederacja może z 15%. Tymczasem według ostatniego sondażu United Surveys dla Wirtualnej Polski poparcie dla Prawa i Sprawiedliwości deklaruje 31,7% badanych, dla Koalicji Obywatelskiej 28,2%, a dla Konfederacji 14%. Trzecia Droga w tym badaniu cieszy się poparciem 12,1%, a Lewica 8%.

Dlaczego Konfederacja rośnie w siłę? Powodem prawdopodobnie jest to, że młodzi ludzie, a zwłaszcza przedsiębiorcy mają już serdecznie dość przykręcania podatkowej śruby z jednej strony i niebywałej, absurdalnej hojności władzy z drugiej. Coraz trudniej jest związać koniec z końcem pracując czy prowadząc firmę, coraz łatwiej jest utrzymać się nie robiąc nic. Trudno zgadnąć czy gdyby Tusk porzucił populizm, przestał obiecywać gruszki na wierzbie  i zapewniać, że można w nieskończoność realizować program „Rozdawnictwo plus”, to poparcie dla PO zmalałoby czy wzrosło. Rosnące poparcie dla Konfederacji sugeruje, że mogłoby wzrosnąć, ponieważ coraz mniej osób wierzy, że można mieć ciastko i zjeść ciastko. Po zniszczeniu systemu emerytalnego dopłaty do FUS-u rosną w zastraszającym tempie, dług publiczny przekroczył 1,5 biliona złotych, a gospodarka robi bokami. To oznacza, że Tusk zostanie okrzyknięty kłamcą tuż po wyborach, gdy stanie przed wyborem — ogłosić niewypłacalność kraju czy ciąć wydatki.

Desperatom, którzy ratunek upatrują w Konfederacji należy koniecznie przypomnieć, że jej czołowi politycy (z wyjątkiem Korwina-Mikke), dr Sławomir Mentzen, Krzysztof Bosak, Grzegorz Braun, Robert Winnicki, a także Robert Bąkiewicz byli sygnatariuszami aktu Konfederacji Gietrzwałdzkiej, który nawiązywał do szczytnych tradycji oddawania władzy nad Polską w ręce obcych. Warto zapoznać się z podstawowymi postulatami, aby potem uniknąć zaskoczenia, gdy okaże się, że rządy PiS-u to był złoty okres w dziejach Polski w porównaniu z piekłem jakie szykuje Konfederacja.

My, niżej podpisani, deklarujący przynależność do Narodu Polskiego Cywilizacji Łacińskiej [przypis: Co uściślamy, gdyż ogólnikowe określenia: „Polacy” i „naród polski” straciły dawną ostrość, a wszak nie chcemy by nasz dobrowolny akt ktokolwiek uznał za uzurpację czy próbę narzucenia naszych zasad innym mieniącym się Polakami, a nieuznającym pryncypiów cywilizacji łacińskiej.] – przywiązani do wolności i poczuwający się do obowiązków wynikających z przyjęcia katolickich zasad leżących u podstaw tej cywilizacji – niniejszym zgodnie wyrażamy szczerą wolę poddania naszego życia prywatnego i publicznego panowaniu Chrystusa Króla Polski oraz opiece Jego Najświętszej Matki, Królowej Korony Polskiej [przypis: Co stwierdzamy mając świadomość nie tylko duchowo-religijnych, ale i prawno-politycznych implikacji Aktu Poddaństwa Narodu Polskiego Królowi Jezusowi Chrystusowi, ogłoszonego przez Kościół w Łagiewnikach 19 listopada 2016 r.]. Przy czym Ich władzę nad sobą pojmujemy całkowicie realnie, bynajmniej nie tylko symbolicznie.

Upominamy się zatem o respektowanie Ich Najwyższego Majestatu, ostatecznego autorytetu i pełni praw do władania nami – praw, które poza naturalnym porządkiem stworzenia wynikają również z aktów dokonywanych przez naszych przodków […]. Z tej racji i tej tradycji wypływa dla nas kategoryczny imperatyw obrony Wiary i ziemi ojców, kultury i dziedzictwa narodowego, bezpieczeństwa rodziny i życia; imperatyw obrony danej od Boga wolności działania i naturalnego porządku rzeczy, praw własności i zasad sprawiedliwości, wewnętrznego ładu i niepodległości państwa.

Niestety, na przeszkodzie stoi państwo, jego zasady i prawo, z konstytucją na czele, albowiem

we wszystkich tych fundamentalnych kwestiach konstytucyjne procedury ustrojowe demokratycznej republiki nakładają na nas realną, nie tylko moralną, ale polityczną i finansową odpowiedzialność za złe praktyki, których żadną miarą aprobować nie możemy. Bo nam po prostu nie wolno – jako wiernym poddanym Wyżej Wymienionych, Najświętszych Osób, naszych rzeczywistych Monarchów.

W czasach minionych członkowie partii byli praktycznie nietykalni, a sekretarze partyjni w ogóle stali ponad prawem. To wbrew pozorom wcale nie było takie złe, dlatego

Zobowiązujemy się bronić naszych kapłanów przed wszelkimi zamachami i zakusami zmierzającymi do zakwestionowania ich władzy duchownej i uszczuplenia środków koniecznych do działania.

Kobiety powinny porzucić myśl, że będą o czymkolwiek decydowały.

Zobowiązujemy się do obrony życia ludzkiego w jego naturalnych, wyznaczonych przez Boga Stwórcę granicach – zwłaszcza życia najsłabszych, bezbronnych, nienarodzonych lub niepełnosprawnych.

Bezwzględnie prześladowane przez Daukszewicza i jemu podobnych środowiska LGBTQ+ powinny się mieć na baczności.

Odrzucamy bezbożne i nieludzkie koncepcje segregacji skutkującej wykluczeniem lub wprost zabójstwem – odrzucamy eugenikę, aborcję i eutanazję. Odrzucamy całą praktykę polityczną i społeczną tzw. walki klas, ras czy płci – opartą na etyce sytuacyjnej, wyznawanej i propagowanej przez rasistowskie, plemienne kulty i totalitarne systemy.

Konfederaci uważają, że co nie jest zabronione, jest dozwolone, ale tylko w odniesieniu do nich, ponieważ im niczego zabraniać nie wolno. Pozostałych obowiązuje zasada, zgodnie z którą „nie wszystko co dozwolone jest właściwe”.

Chcemy powrotu do elementarnych reguł tak oczywistych jak np.: „Volenti non fit iniuria”, „Chcącemu nie dzieje się krzywda” i „Co nie jest zabronione, jest dozwolone” – ale też: „Non omne licitum honestum”, „Nie wszystko co dozwolone jest właściwe”.

Na koniec staropolska gościnność. Powinniśmy oczywiście przyjmować gości, ale

Odrzucamy zewnętrzny dyktat – czy to w sprawach polityki historycznej, czy imigracyjnej. Owszem: „Gość w dom, Bóg w dom!” – nie wolno nam zapominać o ewangelicznym imperatywie miłości bliźniego i polskich tradycjach tolerancji, solidarności i dobroczynności – ale przecież w granicach wyraźnie zakreślonych przez katolicką naukę o obowiązkach stanu.

Historia uczy, że terror panuje, a kraj zawsze popada w ruinę wszędzie tam, gdzie władza kieruje się ideologią.

Dodaj komentarz