Mordobicie jako własność intelektualna

Zawód dziennikarza, to zawód trudny i odpowiedzialny. Trudny, ponieważ trzeba nie tylko umieć opisać to, co się widzi, ale także rozumieć to, co się słyszy. Dziś jednak dziennikarz ma zdecydowanie łatwiej niż kiedyś. Z badań wynika bowiem, że nawet jak nie potrafi opisać zaistniałej sytuacji lub zrozumieć co jest mówione, to nic nie szkodzi, bo i tak czytelnicy w większości nie rozumieją co czytają. Niektórzy poprzestają na lekturze samych tytułów, więc redakcje wychodząc naprzeciw zapotrzebowaniu społecznemu ozdabiają teksty tytułami mającymi się nijak do treści.

W sobotnim wydaniu Gazety redaktor o obco brzmiącym imieniu wziął na warsztat piratów. Nie tych z Karaibów, ale rodzimych, którzy telewizję piracką oglądają. Chodzi o to, że około 2,4 miliona internautów pada ofiarą oszustw i płaci za dostęp do treści w serwisach, które nie mają praw do ich rozpowszechniania. Tak zjawisko opisał sam autor. Po czym przytoczył rozmowę, którą odbył z Jarosławem Mojsiejukiem, prezesem stowarzyszenia Sygnał.

Rozmawiając z panem prezesem stowarzyszenia Sygnał pan redaktor dał dowód, że nie zrozumiał tego, co sam był napisał i zasugerował, że może należy „zmienić prawo i karać także te osoby, które oglądają nielegalnie udostępniane treści w Internecie?” Pan redaktor najpierw więc sam pisze, że internauci padają ofiarą oszustw, po czym sugeruje, żeby ofiary karać. Za to, że się dały oszukać? Jarosław Mojsiejuk tłumaczy panu redaktorowi, że należy ścigać tych, którzy prawo łamią, dystrybuują materiał, do którego nie mają prawa, a nie tych, którzy nieświadomie korzystają z bezprawnie udostępnionych — nie za darmo przecież — treści. Pan redaktor słucha, słucha, można się domyślić, że kiwa głową ze zrozumieniem, po czym pyta: „Może jednak ich [internautów] karać?” Jaką wartość ma takie dziennikarstwo?

W artykule pada przykładowa cena legalnego programu pay per view — ostatnie gale KSW kosztowały 40 zł. Jarosław Mojsiejuk tłumaczy, że nie może być taniej, bo organizacja wydarzenia ppv wiąże się z „określonymi kosztami”. Patrząc na wykresy (walkę Gołota-Saleta obejrzało legalnie 120 tysięcy widzów, nielegalnie 720) widać, że te „określone koszty” to cena monopolisty. Zysk by wzrósł, gdyby cenę obniżyć czterokrotnie, odbierając klientów piratom.

Wszędzie tam, gdzie apetyt jest niespożyty, a ceny wzięte z sufitu wkraczają piraci, mafia, słowem przestępcy. To dzięki nim palacze mogą zaciągać się tańszym papierosem, alkoholicy delektować tańszym alkoholem, internauci oglądać wydarzenia, które ich interesują, młodzi szprycować się substancjami przekształcającymi ich w warzywo. Właściciele własności intelektualnej, jak walka Gołoty czy inne równie intelektualne ewenty, zdają się zapominać, że nie nos jest dla tabakiery, ale tabakiera dla nosa. Że ktoś skłonny zapłacić 20 zł za prawo obejrzenia premierowego wydarzenia niekoniecznie zapłaci 40 zł, jeśli nie będzie miał tańszej alternatywy.

Cywilizacja zachodnia rozwijała się burzliwie dzięki nieskrępowanemu obiegowi informacji. Teraz, dzięki uregulowaniu spraw własności intelektualnych, wprowadzeniu ochrony dzieł trwającej pięć pokoleń oddajemy pola krajom dalekiego wschodu. Oni będą się rozwijać, a my będziemy chronić, karać, ścigać, karać…

Dodaj komentarz