Kategoria żartu oraz kabaretu

Nie jest ani tajemnicą, ani nowością, że polska demokracja praktycznie od transformacji była kulawa. Tak zwana demokratyczna opozycja z czasów komunizmu, która przejęła władzę, przykroiła ją bowiem pod komfort rządzenia ograniczając wpływ wyborców na skład wybieranych przez siebie władz. Nie dało się w systemie wielopartyjnym utrzymać ordynacji umożliwiającej głosowanie bez skreśleń, więc wymyślono ordynację, dzięki której otrzymuje mandat ktoś, kto dostał ledwie parę tysięcy głosów, a ktoś cieszący się poparciem kilkudziesięciu, a bywa, że kilkuset tysięcy nie dostaje się wcale. Dba o to z jednej strony system d’Hondta, a z drugiej tak zwany próg wyborczy. Co ciekawe każda propozycja zmiany sposobu przeliczania głosów na mandaty jest oprotestowywana, ponieważ „pozbawi spore grupy reprezentacji”.

Po co wprowadzono progi? Bo bez progów wchodzili wszyscy, którzy zdobyli określoną liczbę głosów, z wielu różnych ugrupowań i żeby stworzyć rząd trzeba było dogadywać się, klecić koalicje. Nie po to obalono komunę, żeby teraz władza miała pod górkę. Największy komfort rządzenia jest wtedy, gdy partii w sejmie jest niewiele, a największa ma większość. Dlatego jednym z pomysłów upodobniających głosowania w RP do głosowań bez skreśleń w PRL-u było umieszczanie na listach wyborczych kandydatów nie w kolejności alfabetycznej, lecz zgodnie z hierarchią partyjną i — ewentualnie — rozpoznawalnością. Stąd walka o tak zwane „jedynki”, czyli pierwsze miejsca na listach. Podyktowane to jest bezmyślnością wyborców, którzy nie zaprzątają sobie głowy dociekaniem, który kandydat jest najmędrszy i czy można mu z bez obawy powierzyć swój los, lecz bezrefleksyjnie stawiają krzyżyk przy pierwszym nazwisku na partyjnej liście. Z drugiej strony po co tracić czas na poznawanie kandydatów, jeśli działacz z Lublina startuje w Opolu, a z Wrocławia w Gdańsku?

Politycy co i rusz zapewniają, że startują wyłącznie po to, by służyć ludziom, by ciężko pracować na rzecz kraju. Nie wszyscy jednak potrafią utrzymać język za zębami, zachować pozory. Marcin Gołaszewski z Nowoczesnej najwidoczniej zdaje sobie sprawę, że nie może liczyć na ogromne poparcie, więc po cichu liczył na to, że zrekompensuje to sobie wysokim miejscem na liście. Wiadomo, wyborca bardziej światły nie idzie na łatwiznę i zamiast postawić krzyżyk przy pierwszym nazwisku stawia go przy drugim, a nawet trzecim.  Gdy zorientował się, że umieszczono go dopiero na siódmym miejscu bardzo się wkurzył. W wywiadzie udzielonym telewizji TOYA TV — jak to zgrabnie ujął Onet, bo Onet zawsze wszystko zgrabnie ujmuje — nie przebierał w słowach. Po prostu zostałem bezczelnie wydymany — oznajmił. — Postrzegam tę listę w kategoriach żartu, jakiegoś kabaretu, który dzieje się na naszych oczach. Myślę, że mieszkańcy Łodzi są w stanie ocenić zaangażowanie i pracę oraz to, jaki ktoś ma potencjał i ile wnosi na listę, a więc ile głosów [może zdobyć].

W ten sposób, manipulując miejscem na liście, można do Sejmu wprowadzić miernych, biernych ale wiernych. Gdyby Marcin Gołaszewski z Nowoczesnej cieszył się poważaniem i poparciem nie musiałby przejmować się pozycją na liście. Ale skoro nawet Kaczyński czy Tusk nie odważą się startować z dalszego miejsca, to można dziwić się radnemu z ramienia Nowoczesnej? Niemniej jednak na miejscu Tuska wywaliłbym wydymanego z list wyborczych, a na miejscu Łodzian nie stawiałbym na niego, bo w odwecie może z kolei ich wydymać. Równie Nowoczesny Wojciech Kałuża pokazał jak to się robi.

Na koniec z zupełnie innej beczki. Zmieniło się prawo i pieszy zyskał bezwzględne pierwszeństwo przy przechodzeniu przez jezdnię na pasach. W sądach także zaszły dobre zmiany na lepsze, więc według sędziego kierowca, który wbrew przepisom nie ustępuje pierwszeństwa pieszemu jest niewinny.

W przedmiotowej sprawie jak wynika niezbicie z treści zgromadzonego materiału dowodowego zachowania obwinionego zarzucane mu w treści wniosku o ukaranie nie wypełniły żadnego ze znamion w/w przepisu. Należy bowiem wskazać, że każdorazowo piesi korzystali z przejścia dla pieszych w miejscu, w którym ruch pojazdów jest rozdzielony wysepką, a zatem podobnie jak w przypadku przejścia na drodze dwujezdniowej, przejście na każdej z jezdni uważa się za przejście odrębne. W konsekwencji powyższego piesi nie znajdowali się w inkryminowanym czasie na przejściu dla pieszych na pasie jezdni, którym poruszał się obwiniony ani nie wchodzili na to przejście, skoro znajdowali się jeszcze na wysepce.

Sędzia kosztami procesu obarczył skarb państwa, więc za jego bezdenną znajomość prawa zapłacą wszyscy podatnicy. W identycznej sprawie inny sędzia uznał, że kierowca, który wbrew przepisom nie ustępuje pierwszeństwa pieszemu jest winny.

Absurdem jest w takiej sytuacji uznawanie, że skoro piesza czekała, choć chciała wejść na przejście, to nie miała pierwszeństwa, a takie pierwszeństwo miałaby, gdyby postawiła nogę na przejściu, ryzykując potrącenie przez obwinioną; stanowiłoby to karanie pieszej za rozwagę i rozsądek, co nie było celem ustawodawcy. Przyjmując takie rozumowanie obwinionej i zaprezentowane przez nią zachowanie (bezrefleksyjny przejazd przez przejście dla pieszych) piesza, nigdy nie weszłaby na jezdnię i nie uzyskała pierwszeństwa, gdyż uniemożliwiałyby jej to jadące pojazdy, których kierujący staliby na stanowisku, iż skoro pieszy nie wszedł na przejście, to nie muszą się zatrzymać i ustąpić mu pierwszeństwa. Taka interpretacja przepisów jest pozbawiona racji.

W sądach najwyraźniej raz bierze górę prawo, a raz sprawiedliwość. Zależnie od tego kto powiesi sobie na szyi łańcuch z orłem w koronie.

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Nie bardzo pojmuję motywację autora, co właściwie chciał przekazać. Czy mu się d’Hond nie podoba? Czy się podoba?

    Kiedyś nie było d’Hondta i nie było progów wyborczych. W efekcie w wyborach do parlamentu dostało się – specjalnie piszę słownie – dwadzieścia dziewięć komitetów wyborczych, z czego jedenaście uzyskało po jednym mandacie. Wśród co oryginalniejszych były Sojusz Kobiet Przeciw Trudnościom Życia (0,02% głosów), Unia Wielkopolan i Lubuszan (0,08%), Bydgoska Lista Jedności Ludowej (0,17%)…

    Ponieważ nie było progów do sejmu dostała się Solidarność 80 (0,25% – 1 mandat), Partia X (0,47% – 3 mandaty), Unia Polityki Realnej (2,26% – również 3 mandaty) – zawsze, kiedy o tym przypominam zastanawiam się, czy gdyby wtedy te dziwolągi przepadły w przyszłości jeszcze kiedykolwiek i ktokolwiek by o nich usłyszał? Czy by o nich pamiętał?

    http://www.youtube.com/watch?v=yBR85DlADKo&ab_channel=HRejterzy

    http://www.youtube.com/watch?v=ASgjA7WrHiM&ab_channel=JustForLaughsGags

    1. Hmmm. Chętnie wyjaśnię, ale nie bardzo wiem co mam wyjaśniać. Stwierdziłem, że ordynacja jest taka jaka jest i tak działa. I ubiegając się o mandat trzeba to brać pod uwagę.

      Można sobie wyobrazić, że d’Hondta nie ma, są JOV-y i do Sejmu dostaje się czterdzieści siedem ugrupowań. Czy to źle? Nie wiem. Wiem tylko, że przykłady, które podałeś, to prawie JOV-y. Gdyby dać demokracji okrzepnąć wyborcy nauczyliby się szanować głosy i na placu boju pozostałoby może kilka dużych ugrupowań, a może tylko dwa. Czy to dobrze? Nie dowiemy się tego, bo demokracja praktycznie od razu została przykrojona pod władzę i jej komfort rządzenia.