Na sąsiednim blogu bloger zastanawia się, czy wyborcy nie powinni ukarać posłów przy okazji najbliższych wyborów. Każdy człowiek, obywatel, członek społeczeństwa, któremu wydaje się, że przy urnie dokonuje jakiegokolwiek wyboru jest tak dalece naiwny, że powinien zastanowić się nad wizytą u specjalisty. To, że podobnie jak w PRL-u żadnego wyboru nie mamy powinno być jasne po chwili zastanowienia się. A gdyby nie było czasu na znalezienie chwili, to warto posłuchać co mówi Paweł Piskorski, były członek PO i bliski współpracownik Donalda Tuska. Otóż w wywiadzie udzielonym Angorze (warto wysupłać 3,50 zł by się z nim zapoznać) zdradza kulisy: — Do tej pory to on [Tusk] jednoosobowo decydował, kogo wpisać na listę wyborczą. Kto może zostać ministrem, a kogo zdymisjonować. Zadaniem wyborcy jest postawić krzyżyk przy którymś wskazanym przez Tuska kandydacie. Ergo — od Tuska zależy, czy p. John Godson znajdzie się na liście, a więc i w sejmie (ordynacja większościowa!), czy nie. Dlatego jeśli już, to ukarać może Tusk, Kaczyński lub dowolny inny właściciel partii nie umieszczając na liście, ale na pewno nie wyborca, który ma tylko wskazać jednego z nominatów.
Cały wpis