Salus aegroti suprema lex esto?

Wczoraj opisałem swoje przygody w dżungli papierków, pokwitowań, skierowań i zaświadczeń, czyli co się dzieje po przyjściu do lekarza. Rzadko tematem wpisu na blogu czynię komentarz jednego z adwersarzy, ale sytuacja jest szczególna. Oto głos zabrał sam Naczelny Psychiatra Kraju, prywatnie mało zarabiający ordynator oddziału psychiatrycznego w szpitalu. Skoro sam Naczelny zabiera głos, to nie można owego głosu lekce sobie ważyć. Zwłaszcza, że polemista podważa kompetencje swoich kolegów lekarzy.

Pan ordynator był łaskaw napisać (ortografia ordynatorska):

sezon ogórkowy się zaczął…
…na zdrowy rozsądek z bąblem, to się idzie do dermatologa,
…usługi neurologiczne nijak nie przekładają się na bąble, neurolog jak sama nazwa wskazuje zajmuje się nerwami obwodowymi i CUN
…chirurg bliżej,
ale na kiego grzyba USG?
mam wrażenie, że to opowiadanie jest z grupy dr GOOGLE gdzie pacjent po zapytaniu o ból głowy, na końcu wychodzi z netu z przekonaniem że ma raka odbytu

skierowanie

Powyżej fragment skierowania na USG. Ostało się, bo USG zrobiłem odpłatnie, ponieważ czekanie do grudnia kompletnie mi się nie uśmiechało. Dlaczego Naczelny Psychiatra Kraju zabiera głos w sprawach, na których się nie zna? Być może darzy niechęcią autora bloga. Ale dlaczego za durniów ma lekarzy? Przecież do specjalisty wymagane jest skierowanie, którego autor bloga nie może sam sobie wystawić. Kodeks Etyki Lekarskiej nakazuje strzec godności stanu lekarskiego i niczym jej nie splamić, a do kolegów lekarzy odnosić się z należną im życzliwością, nie podważając zaufania do nich, jednak postępując bezstronnie i mając na względzie dobro chorych. Mimo to nie byle kto, bo ordynator szpitala pozwala sobie na podważanie zaufania do lekarzy, od lekarza pierwszego kontaktu poczynając, na neurologu kończąc.

Wpis na blogu to nie kronika, nie musi charakteryzować się przesadną precyzją. Opis zmagań ze służbą zdrowia nie musi być ilustrowany dokumentacją medyczną. Co nie znaczy, że opisana sytuacja jest wyssana z palca. Pan ordynator nie wie, czy byłem u dermatologa. Pokpiwa sobie nie mając ku temu absolutnie żadnych podstaw. Ponieważ istnieje niebezpieczeństwo, że wyśmiany przez pana ordynatora problem zdrowotny skłoni któregoś z Czytelników do zbagatelizowania niewinnego bąbla, więc zgodnie z sugestią za dr Google przedstawię kilka możliwości. Otóż taki niewinny bąbelek podskórny może być:
a. Torbielą łojową
b. Torbielą skórzastą
c. Brodawczakiem
d. Tłuszczakiem
e. Ziarniniakiem naczyniowym
f. Torbielą galaretowatą
g. Mięczakiem zakaźnym
h. Malformacją żylną
i. Rakiem podstawnokomórkowym
j. Rakiem płaskonabłonkowym rogowaciejącym
k. Czerniakiem złośliwym
l. Chłoniakiem

Nie wiem czy to wszystkie możliwości, ale jak widać jest ich sporo. Widać także, że dr Google nie jest — wbrew sugestiom — idiotą i nie twierdzi, że bąbel jest spowodowany wrzodami żołądka czy żylakami odbytu. W takiej sytuacji DOBRY lekarz nie wzruszy ramionami i nie odeśle do diabła, tylko najpierw zbada z czym ma do czynienia, a dopiero potem podejmie odpowiednie kroki.

Niektórzy lekarze żalą się, że zarabiają wręcz horrendalnie mało. Ile powinien zarabiać lekarz, który publicznie lekceważy nie tylko chorego, ale także swoich kolegów po fachu? Gdzie są te zasady, które sobie lekarze wpisali do swojego Kodeksu etyki, jak choćby salus aegroti suprema  lex esto (art. 2 pkt. 2)?

System służby zdrowia jaki jest, każdy widzi. A ci, co nie widzą zobaczą, gdy zachorują na coś poważniejszego niż nieżyt nosa czy przeziębienie. Kiepscy niedouczeni lekarze czują się w tym systemie jak ryba w wodzie, bo nie stawia przed nimi żadnych wyzwań, ani niczego nie wymaga. Z kolei dobrzy, uczciwi lekarze z powołania mają przeciw sobie wszystkich — roszczeniowych, rozgoryczonych pacjentów i zarządy placówek, którym dobre leczenie zmniejsza zyski. Nie przypadkiem tow. Łapiński rodzący się w bólach rynkowy system szybko spacyfikował i wtłoczył w socjalistyczne ramy, dostosowując na potrzeby służby zdrowia sprawdzony w minionej epoce system kontraktacji świń. Nie przypadkiem obie partie prawicowe, które rządzą nami od tamtej pory, nie kiwnęły palcem w sprawie NFZ, choć jego likwidację obie miały w programach wyborczych.

Czy można się dziwić, że nikt nie kwapi się zmieniać systemu, w którym obraca się miliardami złotych poza jakąkolwiek kontrolą? W mętnej wodzie… Ci którzy pamiętają czasy minione pamiętają także, że kolejki w sklepach zniknęły nie w wyniku „dalszego doskonalenia systemu reglamentacji„, tylko dlatego, że zaczął działać wolny rynek.

Dodaj komentarz