Opłata twórczoidalna

Motto czyli wstęp:

Pisarz tworzy w pocie czoła,
Noc zarywa, jeść nie woła,
A gdy skończył ci idioci
Nie chcą czytać tych wypocin.

Co jakiś czas jak Filip z konopi wyskakuje jakiś bardziej lub mniej znany twórca i domaga się, by mu płacić. I nie ma dla niego żadnego znaczenia, czy to, co oferuje kogoś interesuje. Płacić i nie sarkać. Ponieważ jak nie zapłacisz, toś złodziej i pirat. Co ciekawe jeśli ktoś przywłaszcza sobie cudzą własność, podpisuje się pod nią i sprzedaje pod własnym nazwiskiem, to popełnia plagiat, a jak to dzieło ściągnie sobie z Internetu tylko dla siebie, to jest piratem i złodziejem.

Panuje powszechne przekonanie, że to głównie Polacy pozbawieni są szacunku dla cudzej, ciężkiej pracy, okradają twórców bezlitośnie i nie mają żadnych wyrzutów sumienia. Czy takie oskarżanie całej nacji jest zasadne? Czy to prawda? Wyobraźmy sobie, co wcale nie jest trudne, naukowca, który przepisuje z innych prac obszerne fragmenty i na tej podstawie uzyskuje tytuł naukowy. Co się dzieje gdy to się wyda? Przeważnie nic się nie dzieje. Wyobraźmy sobie teraz tego samego naukowca, co jest nieco trudniejsze, że ściągnął z sieci utwór słowno-muzyczny w formacie mp3 w celu wysłuchania bez uiszczenia stosownej opłaty na rzecz twórcy. Co się wtedy dzieje? Na skutek donosu samego twórcy lub którejś z licznych organizacji chroniącej prawa do własności intelektualnej, do naukowca o szóstej dwie wpada policja, „zabezpiecza” komputer i wszystkie nośniki oraz kolekcję płyt, a media trąbią o tym od rana do wieczora odsądzając złodzieja i pirata od czci i wiary.

Światowej sprawy kompozytorka, śpiewaczka (po polsku wokalistka), autorka tekstów i projektantka nie kryje oburzenia*. Prawdę powiedziawszy Internet sam w sobie nie jest zły. Źli są ludzie, którzy celowo, albo czasem nieświadomie okradają twórców. Ja nawet dzisiaj, przed chwilą, weszłam na portal chomikuj, który nawet ma swoją apkę na apstorze, można tą aplikację kupić, a to jest portal, który niby służy do przechowywania plików, tymczasem okazuje się, że piosenki z mojego projektu dla dzieci można sobie tam za cztery złote dałnlołdować i kto na tym przepraszam zarabia, bo ja z chomikuj nie dostałam nigdy ani grama tantiem.

W tym miejscu przerwijmy na chwilę słowotok artystki by zajrzeć na jej stronę internetową. Próżno szukać opcji „dałnlołduj se moją twórczość à 4 zł za sztukę”. Za to można wejść na dział zatytułowany „Muzyka” i… posłuchać czyli ukraść dowolny utwór z dowolnej płyty. Jeśli lubi się takie klimaty. Ale trzeba uważać, bo artystka ma propozycję nie do odrzucenia dla wszystkich zainteresowanych jej twórczością. Przy czym jeśli trzeba komuś przy… łożyć, to już nie mówi się w swoim imieniu, tylko w imieniu wszystkich. Dlatego Artyści oczekiwaliby tego, żeby ten Internet był szczelny, żeby jednak wszystkim nielegalne źródła z których można nasz dorobek czerpać, żeby one po prostu przestały istnieć. Żeby nałożyć takie sankcje, takie kary finansowe, żeby im się po prostu odechciało.

Trudno wyobrazić sobie jak wielka artystka to sobie wyobraża. Ktoś, kto wszedł na chomikuj i zapłacił to złodziej i pirat? Skąd on ma wiedzieć, że artystka nie dostaje ani grama, czyli jest okradana? Kto więc dopuścił się tego odrażającego czynu? Miłośnik jej talentu? Z drugiej strony jak to możliwe, że mamy prawo chroniące twórców od chwili poczęcia arcydzieła przez całe życie i 70 lat potem, przewidujące kary niemal tak surowe jak za gwałt, a oni nadal są okradani? Czego jeszcze oczekują poza założeniem knebla na Internet? Że powstanie „ustawa o prawie autorskim i prawach pokrewnych bis”, która nałoży takie sankcje, takie kary finansowe, że ho ho, a nawet ło Jezuuu? A jak to nie wystarczy? Stworzy się trzecią, która zapewni ochronę nie przez marne 70 lat po śmierci twórcy, ale nieskończoną?

Twórczość bierze się z katorżniczej pracy, o której większość nie ma pojęcia — ujawnia w wywiadzie udzielonym Tygodnikowi Powszechnemu kulisy pracy twórczej pisarz Eustachy Rylski, który prywatnie jest prezesem ZASP, czyli Stowarzyszenia Polskich Artystów Teatru, Filmu, Radia i Telewizji. Czy pan wie, pyta inteligentnie dziennikarz, że Wszystkie Pańskie książki można ściągnąć za darmo z sieci. To kradzież? Można bez trudu domyśleć się jaka jest odpowiedź pisarza Eustachego. Zamiast tego rozważmy dwa inne warianty tego pytania i zastanówmy się, czy odpowiedź byłaby taka sama, czy inna. Pierwszy wariant: Czy pan wie, że wszystkie Pańskie książki można pożyczyć za darmo w bibliotece. To kradzież? I wariant hardcorowy: Czy pan wie, że wszystkie banki można obrabować. To kradzież?

Swego czasu twórcy zawarli układ z użytkownikami. Płaćcie, zaproponowali twórcy użytkownikom, za wszelkie możliwe nośniki i urządzenia, od papieru, poprzez kserokopiarki, po nagrywarki i drukarki itp. określony procent dla nas, a my wam w zamian nie pozwolimy kopiować, ściągać, nagrywać drukować niczego, co stworzymy. To uczciwy interes. Niech nam płaci i drukarnia za maszyny i papier, i wy kupując książkę.

Opłat za wszystko domaga się od ministra od kultury nie tylko pisarz Eustachy, ale także Jean Michel Jarre. Przypomnijmy co mówi w tej sprawie obowiązujące w Polsce prawo i dlaczego jest daleko niezadowalające. Otóż powiada ono, że producenci i importerzy obowiązani są do uiszczania organizacjom zbiorowego zarządzania opłat w wysokości nieprzekraczającej 3% kwoty należnej z tytułu sprzedaży urządzeń i nośników. Niestety, lista jest niepełna i nie obejmuje pobierania opłat od komputerów, tabletów, czy smartfonów, a także mieszkań i środków komunikacji miejskiej, w których masowo słucha się muzyki, czyta książki i dokonuje innych czynów ze szkodą dla twórców. I oto teraz nadarza się doskonała okazja, by coś wreszcie zrobić dla kultury, czyli dla twórców, dla których praca jest katorgą. Wprowadzaną opłatę audiowizualną należy powiększyć o dopłatę twórczą. Domniemywać bowiem należy, że każdy, kto płaci za energię elektryczną dopuszcza się czynów, mniej lub bardziej świadomie okradając twórców. Zasadne byłoby też dodanie opłaty reprograficznej od czynszu, bowiem do prowadzenia działalności przestępczej wykorzystywane są głównie lokale użytkowe.

Na koniec godzi się przypomnieć twórcom słowa ich kolegi po fachu, Kurta Hauensteina, który niestety już nie żyje, a o którym być może niewielu słyszało: „When they stop pirating your music, you know you’re dead” (Gdy przestaną piracić twoją muzykę, to jesteś martwy). Powinni to sobie wziąć do serca zwłaszcza ci, którym gdzieś, kiedyś jakiś znudzony internauta coś przypadkiem „ukradł”, wchodząc tą drogą w posiadanie informacji, że taki twórca w ogóle istnieje i tworzy coś fajnego, a potem kupił płytę, książkę czy poszedł na koncert. Poza tym na przykład p. Kasia Klich nie może narzekać. Choć nie tworzy niczego wyjątkowego, odkrywczego, czerpiąc z dorobku innych i powielając cudze wzorce, to jednak to, co stworzy, będzie przynosić jej zyski przez całe życie. To stawia ją w uprzywilejowanej pozycji, bo gdyby wynalazła na przykład napęd hiperprzestrzenny czy eliksir młodości, to musiałaby się zadowolić trwającą zaledwie dwadzieścia lat ochroną patentową. Dlatego epokowe wynalazki lepiej komponować, śpiewać i wydawać na płytach niż patentować.

 

PS.
Gdy produkt zawiera błędy i niedoróbki konsument ma prawo go reklamować. Kto uwzględni reklamację rojącego się od błędów bubla napisanego łamaną polszczyzną skoro to chroniona prawem „własność intelektualna”? Swego czasu edytor tekstu uznał, że słowo ‚trzebaby’ jest niepoprawne i zaproponował popraną formę: ‚trze baby’. Co robić gdy litera tura ma błędów co nie miara**?


* Cytaty pochodzą z audycji „Młodzież a prawa autorskie. Rozmowa z Kasią Klich i Michałem Kanownikiem” w ramach cyklu Kultura Osobista (2016-04-28 17:40)
* „co nie miara” copyright for this text © by Horyzont Henryk Sułek

Dodaj komentarz