Nasze prawo

Pani marszałek Elżbieta Witek po wyborze podzieliła się ze społeczeństwem swoimi przemyśleniami i zwróciła uwagę, że kulturę od chamstwa oddziela bardzo cienka linia i na pierwszy rzut oka trudno odróżnić jedno od drugiego. Myślę, że nie można odmówić mi ani patriotyzmu, ani kwalifikacji moralnych. Jestem jedną z was i szanuję każdy mandat. Możemy się spierać, bo się różnimy, ale nie krytykujmy człowieka. Tego uczono mnie od dziecka. Można powiedzieć komuś, że „jesteś chamem” albo można powiedzieć, że „twoje zachowanie było chamskie”. Jest różnica. No jest i to gigantyczna. I właśnie dlatego p. Witek nie można obrazić mimo, że można ją obrazić, ponieważ ona tę różnicę dostrzega! Nie można mnie obrazić — może to zrobić ktoś, na kim mi zależy, komu ufam. Każdy jest ważny i musi być wysłuchany. Róbmy to kulturalnie i w zgodzie z regulaminem. Spierajmy się na racje, a nie na inwektywy. Apelowi tylko przyklasnąć. Problem w tym, że o tym co jest „kulturalne” decydować mają nie przyjęte powszechnie, tworzone przez wieki normy i zasady oraz ci, którzy znają się na rzeczy, lecz ludzie, którzy o tym jak należy postępować pojęcie mają blade lub zgoła żadne.

Minęło kilka miesięcy, p. marszałek okrzepła na stanowisku i wyjaśniła co miała na myśli mówiąc o patriotyzmie i kwalifikacjach moralnych. Ja jestem marszałkiem polskiego parlamentu, jesteśmy wszyscy parlamentarzystami polskimi, wybranymi przez polskich obywateli, w Polsce tworzymy własne prawo. Ciekawe, prawda? A Jaki, Czarnecki, Fotyga, Karski, Jurgiel, Saryusz-Wolski, Kruk, Mazurek,  Szydło, Legutko, Zalewska, Kempa, Brudziński, Rafalska, Bielan, Waszczykowski, Krasnodębski? Oni wszyscy przecież też są parlamentarzystami polskimi, wybranymi przez polskich obywateli, tworzą prawo tyle, że paneuropejskie. Dla kogóż, ach dla kogóż to prawo tworzą? Dla Niemców, Francuzów, Włochów, Bułgarów, ale nie Polaków? Jednakowoż p. marszałek zaskoczona jest niezmiernie z innego powodu. Jestem niezmiernie zaskoczona, że nie potrafimy w polskim parlamencie spierać się między sobą o nasze polskie prawo. Nie wiadomo czy to pluralis maiestatis czy uderzenie się tym razem we własne piersi. Wiadomo natomiast z całą pewnością, bo jest to oczywista oczywistość, że nasze polskie prawo nie ma żadnej sprzeczności z prawem Unii Europejskiej. Takie rzeczy po prostu się wie i nie ma tu najmniejszego znaczenia głos ekspertów twierdzących coś przeciwnego, ani nawet samej Unii.

Skoro wszystko, co jest w Polsce uchwalane, jest zgodne z prawem unijnym i polską Konstytucją, to Unia Europejska winna przestać ingerować w wewnętrzne sprawy Polski i zacząć ingerować w wewnętrzne sprawy Francji, bo tam nie dzieje się najlepiej. Nie słyszałam na przykład — dzieli się laryngologicznym problemem p. marszałek — żeby Komisja Europejska albo Wenecka zainteresowała się tym, co się dzieje we Francji od kilku tygodni. Tam się bije ludzi na ulicach, tam nikt nie pracuje, tam są strajki, co tam się dzieje? Prezydent Macron ma duży problem, ma naprawdę duży problem i myślę, że lepiej by było, gdyby każdy z nas zajął się naszymi wewnętrznymi sprawami. To oczywiste nawet dla głąba kapuścianego, że problemy Macrona, który ma naprawdę duży problem, są naszymi wewnętrznymi sprawami, którymi powinniśmy się zajmować. W tej sytuacji należy dziękować Bogu, że nasza chata z kraja, niedaleko są nasi sprawdzeni sojusznicy Rosjanie, a my nie mamy żadnych problemów, ani dużych, ani małych. Jednak słuchając posła Jacha można mieć wątpliwości.

Poseł Jach rozmawiając z dziennikarką na temat Banasia prawdopodobnie zdradził tajemnicę państwową. Na pytanie czy Powinna w sprawie Banasia powstać komisja śledcza? odparł, że gdyby takimi sprawami miała się za każdym razem zajmować komisja śledcza to nie wiem, trzeba by było chyba kilka albo kilkanaście tysięcy, proszę panią, posłów żeby… Czyli spraw kalibru Banasia jest zatrzęsienie. To  tłumaczy pośpiech przy przepychaniu zgodnego z prawem unijnym polskiego prawa, którego celem jest zadbanie o to, by ewentualne wyroki w tych wszystkich sprawach były sprawiedliwe. A to mogą zagwarantować tylko powołani zgodnie z Konstytucją oraz polskim, a co za tym idzie także unijnym prawem polscy sędziowie. Trzeba tylko zadbać o to, by nikt nie podważaj ich statusu.

Co zrobi Unia? To co zawsze. Poczeka, jak to uczyniła w sprawie Puszczy Białowieskiej. Gdy połowę wycięto, spustoszenia były nieodwracalne, wreszcie wkroczyła. Teraz też spokojnie czeka, aż władza zdemoluje wymiar sprawiedliwości, pozbędzie się wszystkich niezależnych, prawych sędziów i wtedy być może kiwnie wreszcie palcem. Na razie jest na etapie wysyłania listów, które nie robią na nikim żadnego wrażenia. Władza, która lekceważy opinię Komisji Weneckiej, wyroki TSUE, wyroki sądowe, orzeczenia własnego Trybunału Konstytucyjnego nagle przejmie się jakimś listem jakiejś komisarz? Mini ster sprawiedliwości już zapowiedział, że Spytam ją, czy ona wie, jak powoływani są sędziowie w jej kraju. Czy ona wie, że w Czechach nie ma rady sądownictwa; czy ona wie, że w Czechach to minister sprawiedliwości przekazuje wniosek o powołanie sędziego — a nie rada sądownictwa, jak w Polsce — zatwierdzony wcześniej przez rząd czeski. Min ster ani myśli pytać p. komisarz o sędziego, który ukradł wiertarkę, ale to nie oznacza, że wcale nie myśli, czemu daje wyraz: Myślę, że kto jak kto, ale obywatelka Czech, która (…) ma wiedzę na temat historii swojego kraju, będzie mogła zadać sobie pytania, które przyniosą też dla niej pewną cenną wiedzę i refleksję, co do jakości mandatu i źródła posiadania władzy sądowniczej w Rzeczpospolitej, wolnym państwie — co do sędziów, którzy byli powoływani przez komunistyczne organa władzy, i co do sędziów, którzy są powoływani przez radę sądownictwa. P. Jourová nie powinna dociekać kto według ministra powinien w takim razie powoływać sędziów skoro zgodnie z obowiązującym wówczas prawem była to prerogatywa komunistycznych organów, ponieważ odpowiedź jest oczywista — prezydent Andrzej Duda. Tak czy owak potrzebne to p. komisarz było? Teraz będzie musiała tłumaczyć polskiemu ministrowi, a on i tak nie uwierzy w ani jedno jej słowo, ponieważ zawsze wie lepiej.

Nastrój p. Jourovej postanowił poprawić p. marszałek Senatu wysyłając utrzymany w żartobliwym tonie list, w którym powołuje się na Andrzeja Frycza-Modrzewskiego i chciałby zapewnić, że choćby i klęła w rozpaczy, Senat to wszystko rozpatrzy.

W imieniu Senatu Rzeczypospolitej Polskiej chciałbym zapewnić, że Senat należycie rozważy wszelkie projekty aktów prawnych, które mogą zagrozić rządom prawa w Polsce i polskim sądownictwie, uwzględniając sugestie zawarte w pani liście.

Co oznacza „należycie rozważy” można prześledzić na przykładzie ustawy budżetowej, która zakłada podwyżkę akcyzy na alkohol i papierosy od nowego roku, czyli niemal z dnia na dzień. Senat nie szczędząc sił, w pocie czoła wszystko należycie rozważył i doszedł do wniosku, że podwyżka wprowadzana w takim tempie i w tej wysokości doprowadzi do rozkwitu szarej strefy i przemytu więc jest nieuzasadniona. Sejm w czasie krótszym niż minuta poprawki Senatu posłał do kosza. Dlatego marszałek ostrzegł p. Jourovą, żeby nie miała złudzeń, ponieważ

zgodnie z Konstytucją Rzeczypospolitej Polskiej Senat ma 30 dni na przyjęcie poprawek, a jeśli nie dokona tego w tym terminie, projekt ustawy zostanie uznany za przyjęty w brzmieniu uchwalonym przez Sejm.

Czy trzeba lepszego dowodu, że Senat jest instytucją potrzebną jak dziura w moście, a celem jego powołania było zapewnienie synekur większej liczbie towarzyszy? Bez Senatu ustawa może być uchwalona w jeden dzień, z Senatem w 30 dni. Warto rokrocznie płacić miliony na utrzymywanie i obsługę tego tworu tylko po to, by opóźnić wejście w życie uchwalonych w sejmie uregulowań o miesiąc?

Swoją drogą chichotem historii jest to, że Polacy znowu rządzą się tak sprawnie i suwerennie jak przed rozbiorami. I znowu cała nadzieja w obcych, którzy jednak tym razem nie powinni wkraczać zbrojnie, lecz rozwiązać problemy administracyjnymi względnie ekonomicznymi metodami, ustrzec dzielny naród przed katastrofą, wyciągnąć z bagna, w które sam lezie.

Dodaj komentarz


komentarze 4

  1. Gdyby w szkołach uczono historii jak należy…… Nie tylko o bitwach zwycięskich lub przegranych. Gdyby uczono o bezmyślnej rozrzutności arystokracji i szlachty, która od każdego kolejnego króla oczekiwała otrzymania przywilejów, co doprowadziło do pustej kasy państwa. W królestwie nie było pieniędzy na utrzymywanie wojska, bo kolejni chętni na tron, zwalniali szlachtę z podatków.

    Czy w Rzeczpospolitej obecnej są pieniądze na wojsko, na jego uzbrojenie?

    Było powiedzenie; Za króla Sasa jedz, pij, i popuszczaj pasa!!! Teraz za 500+ zabawiaj się tak samo. I nie martw się, że nie ma funduszy na służbę zdrowia, dla nauczycieli, dla wojska, dla policji. Pieniądze są dla Banasiów, Chrzanowskich, Bieleckich, Rydzyków, Episkopatu, kapelanów, katechetów  i tych „którym to się należy”

    42 proc. Polaków przyznaje, że zdarza im się wyrzucać żywność, 35 proc. z nich robi to kilka razy w miesiącu. Najczęściej wyrzucane produkty to pieczywo, owoce, wędliny i warzywa – wynika z badania zrobionego na potrzeby Federacji Polskich Banków Żywności. Polacy rocznie marnują 235 kg żywności na osobę, w przeliczeniu na statystycznego mieszkańca, znajdujemy się na piątym miejscu w UE – informuje z kolei firma Deloitte

    Nie jesteśmy więc krajem biednym? A może w szkołach po prostu brakuje nauczania o gospodarowaniu swoimi, ciężko zapracowanymi pieniędzmi? A może brakuje wiedzy ekonomicznej? A może dawne „zastaw się, a postaw się” jest złą tradycją? A może Polacy nie zostali nauczeni skromności, rozsądku? Bo na 100% nie pojmują słów życzliwość, wyrozumiałość. Słowu zawiść także nadają inne znaczenie.

    Najwięcej wyrzuca się w Polsce chleba. Niestety, ale nie jest on tym, którego smak poznałam w PRL. Wielu wyrzucających chleb, okazyjnie, codziennie modli się „chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”, a jutro ląduje on na śmietniku. Był poeta biedny, Cyprian Kamil Norwid, który tak pisał:

    Do kraju tego, gdzie kruszynę chleba
    Podnoszą z ziemi przez uszanowanie
    Dla darów Nieba….Tęskno mi, Panie…

    „Przez uszanowanie” dla ciężkiej pracy, trudów życia, inności. Uszanowanie w Polsce nie jest normą, a arcybiskup wzywa w niej do nienawiści. Do nienawiści wzywają politycy, wzywają księża, dziennikarze…….

    Więc lud …. nienawidzi…..

    1. Każdy medal ma dwa końce, jak zapewniał pewien światły polityk, którego nazwy nawet nie próbowałem zapamiętać. Na sprawę bowiem można spojrzeć z drugiej strony. Ten punkt widzenia doskonale zilustrują słowa pewnego biskupa o dziecku, które włazi księdzu do łóżka, łapie za organ i robi dobrze. Otóż to dziecko to ono lgnie, ono szuka. I zagubi się samo i jeszcze tego drugiego człowieka wciąga. Analogicznie rzecz się ma ze szlachtą. Król jest niewinny, ponieważ to szlachta lgnie, to szlachta domaga się przywilejów, dostaje i wyciąga rękę po następne.

      Co do marnowania żywności nie zdarzyło się nigdy, że kupiony dopiero co „towar” musiałaś od razu wyrzucić, bo był zepsuty? Bardzo często zdarzało się, że wyrzucaliśmy chleb, ponieważ zostawiony nieopacznie osiągał twardość kamienia, a trzymany w worku foliowym często zieleniał. Odkąd kupujemy nieco droższy chleb prosto w piekarni pieczony na zakwasie, odtąd nie marnuje się ani okruszek. Skórka pyszna, chrupiąca, i miąższ smakujący jak w dawnych dobrych czasach. Niestety, coś za coś — kosztuje dwa razy drożej niż wyrób chlebopodobny na spulchniaczach. Choć biorąc pod uwagę ile się marnowało cena wcale nie jest wygórowana, a na dodatek nie smakuje jak guma zmieszana z gliną i zgagi po nim nie ma.

      Wiele produktów spożywczych zalegających sklepowe półki nie nadaje się do spożycia. Chrzan Polonaise, niegdyś król świątecznego stołu, to teraz kwaśno-słodkie trociny, które często nawet nie mają zapachu chrzanu. Zaprawdę trzeba mieć dużo samozaparcia i niebywale zdrowy układ trawienny, żeby to przełknąć, a nie wyrzucić od razu po otwarciu i skosztowaniu. Żeby mówić o marnotrawstwie żywności trzeba najpierw ustalić, czy to jest naprawdę żywność. Poza tym warto pamiętać, że władza wszystkich uważa za złodziei, więc gdy ktoś chce oddać żywność biednym, to zaraz pojawia się u niego przedstawiciel fiskusa i każe płacić podatek, choć o oszustwie nie mogło być mowy. Dlatego lepiej żywność wywalić, na czym korzystają ci, którzy wiedzą gdzie i kiedy. Jeśli klient płaci jak za woły za mięso wołowe, wrzuca do garnka, a po chwili w całym mieszkaniu cuchnie padliną, to mamy do czynienia z żywnością?

      1. W PRL cudów nie było. Mleko od krów, które leczono antybiotykami powinno być usuwane i nie kierowane do sprzedaży. No, ale plany…. plany gospodarcze były, a i weterynarze też żyć chcieli. Czasami mleko było w takim stanie, że nie zsiadało się, by potem z niego zrobić twaróg.

        Odnoszę wrażenie, że obecnie kompleksowej kontroli żywności nie ma. I dotyczy to kolejnych rządów!!! Azotyny powodują zachorowalność na raka. A w tworze, nazywanym kiełbasą lub parówką są one jako jeden z kilku konserwantów!! Azotyny są także częścią składową leków np. Rutinoscorbin (ale nie tylko ten lek bez recepty).

        Kontroli jako takiej nie ma, a przecież zapobieganie kosztuje taniej niż leczenie, ale wytłumacz to rządzącym, posłom kolejnej kadencji, biskupom nawiedzonym instruującym wiernych co dobre, co złe.

        Co do opisanego chrzanu, to znalazł się on w naszym domu, kupił go któryś z synów, ponieważ w tym roku oni urządzali święta!!! Chrzan dzięki temu jaki jest w naturze sam jest konserwantem i nie potrzebuje innych. Składniki wspomnianego chrzanu to m.in.pirosiarczan sodu, olej rzepakowy!!!!????, regulator kwasowości – kwas cytrynowy!!! ???, ocet spirytusowy, woda!!! cukier!!!! mleko w proszku?, sól, no i sam chrzan. Nie dziw się więc, że smaku to nie miało.

        Problem w tym, że żywność jest wyrzucana nie ze względu na jej jakość, a nadmierne zakupy!!! „Zastaw się, a postaw się”!! „Za króla Sasa, jedz, pij i popuszczaj pasa” – 20 mln Polaków  ma nadwagę!!! Kto ma ich edukować? Brzuchaty Kaczyński?

        Będąc w Kauflandzie i przechodząc obok stoiska z mięsami, czułam nieświeży jego smród! Ale kolejka stała!!!!

        Czy zdarzało mi się coś wyrzucić? Tak, ale bardzo rzadko, bo robię rozsądne zakupy i pieniędzy na wyrzucaniu praktycznie nie tracę. Zdarzają się jednak produkty (jak chrzan), które nie nadają się do spożycia. Pracowałam kiedyś w kontroli żywności i mam wyczulone oko na to czy kontrolerzy są w sklepie, czy ich nie ma. O hurtowniach nie mam teraz pojęcia, o kontrolach u producentów i tym czym karmią ludzi pojęcie mam, bo czytam etykiety i kontroli tam nie ma. Albo mają wytyczne „na to nie zwracacie uwagi”!!!

        Mogę jeść tylko chleb żytni i taki kupuję. 300g za 2.95 zł, ale możliwy do jedzenia, zachwytu smakowego nie wzbudza.

        1. Niestety, na całym świecie politycy i sporo uczonych siedzi w kieszeni lobby spożywczego. Wystarczy spojrzeć na normy związków chemicznych w żywności. Wymyślili sobie dobowe dawki, których przekraczać nie wolno, ale wystarczy zjeść dwa, trzy produkty, żeby je przekroczyć. Poza tym niektóre substancje odkładają się w organizmie, ale co to obchodzi uczonych, polityków i prawników, którzy takimi pojęciami jak ‚etyka’ i ‚humanitaryzm’ przykrywają brak własnych zasad moralnych. Co ciekawe sami żrą tę trującą żywność.