Cudownie niezłomni

Część pierwsza: Niezłomność

Cechą charakterystyczną nacji zamieszkującej tereny od Odry na wchód i od Tatr na północ jest nie tylko niebywała odwaga i umiłowanie wolności, ale także niespotykana nigdzie indziej wiara w cuda. Umiłowanie wolności jest wręcz legendarne. Ale nawet małe dziecko wie, że aby odzyskać wolność trzeba ją wpierw stracić. Inaczej się nie da. Zauważył to już na początku XVII wieku Jan Zamoyski przekonując, że Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie. W owych czasach Polska co prawda nie sięgała już od morza do morza, jak po przyłączeniu do Litwy dwa wieki wcześniej, ale nie potrzebowała także jeszcze niczego odzyskiwać. Młodzieży chowanie odniosło skutek i niecałe dwieście lat potem Polska po kawałku zaczęła znikać z mapy Europy, by pod koniec XVIII wieku zniknąć całkowicie. To wreszcie umożliwiło Polakom zademonstrowanie jak bardzo cenią sobie wolność i przystąpienie do walki o nią.

Naiwnością byłoby sądzić, że zniewolona nacja była w stanie samodzielnie odzyskać niepodległość. Na sprzyjające okoliczności musiała więc czekać ponad wiek. Okazja nadarzyła się, gdy skłóceni najeźdźcy wzięli się za łby. Nie bez znaczenia był także fakt, że oprócz wielkiego umiłowania wolności omawianą nację cechuje także niewyobrażana swarliwość i umiłowanie anarchii. Podczas gdy wszyscy zajęci są budowaniem, rozwojem, postępem, ona spędza czas na kłótniach, swarach, powstaniach, protestach i główkowaniu jak bezkarnie obejść lub nagiąć prawo, co skutkuje tym, że nikt nikt nie chce mieć jej w swoich granicach. Z drugiej strony nigdy nie poczuwa się do winy. Wręcz przeciwnie, utwierdza się w przekonaniu, że jest przedmurzem chrześcijaństwa i mesjaszem narodów, jakby to miało jakieś znaczenie. Dlatego winą za wszelkie niepowodzenia zawsze obarcza innych, zwłaszcza sąsiadów, którzy ją nieustannie z niewiadomych przyczyn krzywdzą i dręczą. O nielicznych zwycięstwach i osiągnięciach nie wspomina, bo uważa je albo za skutek ingerencji sił nadprzyrodzonych, jak cud nad Wisłą, albo za fart względnie fuks. Przecież nawet suwerenność w roku 1989 odzyskała dzięki poświęceniu współpracujących z reżimem tajnych współpracowników i agentów oraz papieża, zaś podziwiana na całym świecie Solidarność powstała sama. Dlatego dziś, nie bacząc na dobre obyczaje i obecność znamienitych gości, odważnie buczy i gwiżdże na wzmiankę o człowieku, którego zna i podziwia cały świat, z prezydentami supermocarstw na czele.

Jak bardzo mężna jest omawiana nacja najlepiej świadczy fakt, że — według sondażu — woli być zamknięta w getcie, woli klepać biedę, byle tylko nikt na jej terenach nie szukał schronienia. Ale, co należy z całą mocą podkreślić, nikt nie ma prawa zabraniać jej jeździć gdzie chce, żyć gdzie chce i pracować gdzie chce. A to nie wszystko, bo wszystkie inne nacje, zwłaszcza europejskie, ale nie tylko, mają obowiązek ją wspierać, chronić bronić i pożyczać, a najlepiej dawać pieniądze.

To, co pożyczył Edward Gierek, udało się spłacić dopiero we wrześniu 2012 roku, a i to po umorzeniu znacznej części zadłużenia dzięki staraniom głównie Lecha Wałęsy. A sytuacja przedstawia się następująco (dane Ministerstwa Finansów): Na koniec I kwartału 2017 r. państwowy dług publiczny wynosił 975.274,3 mln zł. Z kolei dług sektora instytucji rządowych i samorządowych osiągnął poziom 1.013.571,4 mln zł (słownie: ponad bilion zł). Jeśli przyjmiemy, że liczba ludności Polski wynosi 40 milionów, to każdy członek tego niezłomnego narodu ma ponad 25 tysięcy złotych długu. A przecież rząd nie powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Wyniki przetargu sprzedaży obligacji skarbowych w roku 2017 (dane Ministerstwa Finansów)
Data przetargu Kwota sprzedaży (w miliardach złotych)
05.01.2017 r. 5,000000
23.01.2017 r. 9,029700
02.02.2017 r. 5,000300
16.02.2017 r. 7.000200
23.03.2017 r. 4,999576
06.04.2017 r. 5.000680
25.04.2017 r. 8.043487
18.05.2017 r. 3.001000
09.06.2017 r. 3.000000
06.07.2017 r. Przetarg nie został zorganizowany
RAZEM przez pół roku sprzedano obligacji za (powiększono dług o): 50 miliardów 74 miliony 943 tysiące złotych

Mając powyższe na względzie należałoby Polaków zapytać czy zgodzą się zarabiać połowę tego co dzisiaj jeśli dzięki temu każdy uchodźca i emigrant będzie te tereny omijał szerokim łukiem? Oraz czy zgodzą się, by granice znowu były zamknięte, a paszport (jeśli w ogóle został przyznany) spoczywał bezpiecznie na komendzie policji? Młodzi, którzy nie posiadając umiejętności wiązania skutków z przyczynami nie potrafią sobie takiej sytuacji wyobrazić i wierzą głęboko, że można zjeść ciastko i nadal je mieć, powinni obejrzeć film pod tytułem „Miś”, który notabene staje się coraz bardziej aktualny i na czasie.

 

Część druga: Cuda

Zgrabnie przeszedłszy do drugiej cechy gnębiącej omawianą mężną nację, niezachwianej wiary w cuda, zilustrujmy ją przykładem nauczycieli, czyli elity intelektualnej narodu, od której zależy jego przyszłość. W październiku 2015 roku PiS zapowiedział, że przeprowadzi reformę oświaty i zlikwiduje gimnazja. Mimo to, w sposób cudowny, nie tylko nie będzie to nic kosztować, ale i nauczyciele nie stracą pracy. Jakim cudem po likwidacji ponad 6 tysięcy szkół nauczyciele w nich zatrudnieni nie stracą pracy? O to trzeba pytać Związek Nauczycielstwa Polskiego, który nie miał nic przeciwko likwidacji gimnazjów, a zastrzeżenia miał jedynie do tempa zmian. Anna Barucha, prezes oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego w Opolu przyznała, że Nie byliśmy zwolennikami gimnazjów. Ale nie można teraz wszystkiego wywracać do góry nogami z dnia na dzień. Jeśli wywracać, to powoli i z rozmysłem, tak jak ZNP wywrócił przygotowywaną przez pierwszy rząd solidarnościowy reformę szkolnictwa, dzięki której nauczyciele staliby się doskonale zarabiającą elitą, jak w Finlandii. Ale na co elicie związek zawodowy? Na dodatek korzeniami i kadrą związany z minioną epoką?

Przez cały rok 2016 rząd pracował nad reformą, a nauczyciele nieśmiało popiskiwali, krytykowali bez przekonania, wierząc wciąż głęboko, że nastąpi cud i nie stracą pracy. Gdy na początku roku, w styczniu, prezydent ustawę podpisał i okazało się, że jednak będą masowo zwalniani, Związek Nauczycielstwa Polskiego ochłonąwszy po szoku związanym z wejściem reformy w życie, przystąpił w lutym do zbierania podpisów pod referendum, w którym naród (ten sam, o którym mowa, a którego częścią są także nauczyciele) miałby zdecydować czy jest za reformą, czy nie. W międzyczasie w szkołach organizowane były protesty, w których jednak liczniej brali udział rodzice niż nauczyciele. Nadstawianie karku nie leży bowiem w ich naturze. Niech inni nadstawiają, to oni skorzystają.

Podobnie ma się rzecz z wprowadzaną właśnie reformą służby zdrowia. Według zapewnień ministerstwa nomen omen zdrowia, po wyeliminowaniu — jak donosi Super Express — około 1.300 placówek medycznych kolejki do lekarzy specjalistów nie tylko się nie zwiększą, ale wręcz się zmniejszą. Jakim cudem? Na takiej samej zasadzie jak doskonalenie systemu reglamentacji w czasach komuny pozwoliło wyeliminować kolejki ze sklepów. Młodszym należy wyjaśnić, że stało się to możliwe dzięki temu, że w sklepach (mowa o spożywczych, ale nie tylko), po latach doskonalenia systemu nie było praktycznie nic. Sklep mięsny na przykład z japońska określano mianem ‚nagie haki’. Bo — co też dziś może nie być wiedzą powszechną — mięso wisiało na hakach, a nie spoczywało bezwładnie w ladach chłodniczych za szkłem.

Skoro nie było towaru, to i kolejek nie było. Chociaż zdarzały się wyjątki i ludzie stali pod sklepem, zwłaszcza AGD, nieraz po kilka tygodni w nadziei, że coś kiedyś wreszcie „rzucą”. Różnica między ówczesnym handlem a współczesną służbą zdrowia polegała na tym, że do sklepu owszem, były kolejki, ale nie wymagano ani skierowania, ani rejestracji. Choć społeczna lista obecności była częścią składową systemu. To oczywiście nie jedyna różnica — wtedy można było za drobną opłatą wynająć zawodowego „stacza”, który sterczał pod sklepem pilnując miejsca w kolejce. W zreformowanej przez tow. Łapińskiego na wzór skupu bydła oraz świń służbie zdrowia tak się nie da. A każdy, kto musiał skorzystać z usług tej instytucji, zwłaszcza w trybie nagłym, wie (bo ma napisane na karcie informacyjnej) z jaką atencją się nad nim pochylano, ile procedur medycznych zastosowano, jak troskliwą opieką otoczono, choć pomoc sprowadziła się do zmierzenia ciśnienia, zastosowania kroplówki, pobrania krwi i odstawienia do kąta w oczekiwaniu na wyniki.

Kulejącą służbę zdrowia wspiera z jednej strony Jerzy Owsiak ze swą Wielką Orkiestrą Świątecznej pomocy, a z drugiej Kościół organizując (aż dziw bierze, że nie refundowane przez NFZ) zbiorowe seanse ozdrowieńcze na Stadionie Narodowym. A przecież cudowne ozdrowienie to nie jedyny cud mający miejsce w tym miejscu. Licznie zgromadzonym nie przeszkadza karnacja uzdrowiciela! A przecież gdyby przez przypadek zabłądził i gdzieś w ciemnej uliczce spotkał miłujących wolność i wierzących w cuda autochtonów, to tylko cudem uszedłby cało. Także próba opuszczenia kraju transportem naziemnym mogłaby spalić na panewce. Do samolotów jeszcze wpuszczają…

Dodaj komentarz