Wygrają? Nie ma mowy!

CBOS czyli Centrum Badania Opinii Społecznej przeprowadziło ciekawy sondaż, z którego wynika, że Polki i Polacy bardziej obawiają się powrotu do władzy PO niż pozostania przy niej PiS-u. Badanie przeprowadzono w marcu. Okazuje się, że 40% badanych najbardziej obawia się rządów KO, natomiast 38% rządów PiS. Niestety nie wiadomo co oznacza termin „najbardziej obawiać się”. Nie wiadomo także dlaczego tak wielu obawia się rządów PiS-u, które dla Polski okazały się jednym wielkim pasmem sukcesów.

Jeszcze ciekawsze są wyniki drugiej części badania, w której zapytano „kto wygra?” oraz „czy opozycja powinna do wyborów pójść razem czy osobno?” Ponad połowa respondentów nie wierzy, że skłócona opozycja, która nie potrafi dogadać się przed wyborami dogada się po wyborach i w ogóle będzie w stanie je wygrać. Aż 51% uważa, że wygra PiS z koalicjantami, a tylko 26% wskazuje na opozycję. 23% nie ma zdania.

42% badanych było zdania, że każda partia powinna wystartować osobno, 15% uważało, że powinno powstać kilka bloków, a 21% optowało za wspólną listą. Wspólna lista opozycji to potencjalna klęska obozu władzy. Rozumieją to sympatycy opozycji dlatego aż 48% z nich optuje za jednym blokiem. Rozumieją to także ci, którzy popierają władzę, dlatego aż 58% z nich wolałoby opozycję podzieloną i skłóconą.

Donald Tusk wypruwa sobie żyły jeżdżąc po kraju i przekonując do odsunięcia PiS-u od władzy. Jego śladem podążają jej przedstawiciele wieszając na nim psy i Szymuś Hołownia z Władziem Kosiniakiem-Kamyszem. Oni wzdragają się przed odpowiedzialnością za kraj. Ich w zupełności zadowoli subwencja dla partii politycznych. Dwoją się obaj i troją, robią wszystko, by PiS wygrało być może uzyskując nawet konstytucyjną większość. Ciasnota umysłowa nie pozwala obu panom zrozumieć, że trzecia kadencja PiS to koniec ich samodzielnej kariery politycznej. Oczywiście zawsze mogą robić karierę w PiS-ie. W PRL-u nie takie chojraki współpracowały z władzą aż miło. Agnieszka Kublik zwraca uwagę, że

Prezes PiS lubi mantrę, że wszystko, co złe, to wina Tuska. Akurat w jednym przypadku się nie myli. Arcywielką winą Tuska jest to, że latem 2021 r. w ogóle zaczął mówić o wspólnej liście. Bo gdyby o niej nie nawijał, to jej brak nie byłby dziś problemem opozycji. A jest. I to najgorszym. To test, którego opozycja demokratyczna nie zdała – test na zaufanie i zdolność do kompromisów. Brak jednej listy fatalnie wróży ewentualnej powyborczej koalicji. Bo jak liderzy mieliby się dogadać co do wspólnego rządu, skoro nie potrafią umówić spotkania?

Przypomina także, że Szymuś

W lutym obiecywał: „Naszą wstępną decyzję [w sprawie jednej listy] podejmiemy w lutym, bo wtedy zakończy się cykl rozmów i spotkań w terenie, które pozwalają nam wsłuchać się w to, czego potrzebują dzisiaj nie politycy, nie komentatorzy, nie eksperci medialni z Warszawy, tylko ludzie. Skończy się też wtedy cykl badań, które prowadzimy”.

Cyklu badań chyba nie było (Hołownia w marcu rzucił, że nie ma kasy), ale ze wszystkich innych badań wynika, że wyborcy PL 2050 oczekują właśnie tego, że opozycja się dogada i wystartuje na jednej liście. Bo tylko dogadana opozycja daje szansę na większość parlamentarną.

Opozycja musi wygrać zdecydowanie, żeby nie dało się skorygować wyniku. Na szczęście Szymuś z Władziem mogą brykać i spać spokojnie, ponieważ ten naród nigdy nie był surowy dla zdrajców i zaprzańców. Zauważył to już Henryk Sienkiewicz w „Potopie”. Radziwiłł najpierw poparł Karola Gustawa, a potem został ministrem zdrowia. Czy jakoś tak.

Dodaj komentarz