Wybraliście, no to tera my

Wiarygodność przedstawicieli władzy szoruje po dnie. Mimo to cieszą się sporym zaufaniem społecznym. Być może ma to związek z mentalnością folwarczną, która według Andrzeja Ledera dominowała w Polsce przedwojennej, a po wojnie przekształciła się w mentalność folwarku industrialnego, w którym miejsce pana szlachcica zajął dyrektor PGR-u bądź towarzysz powiatowego szczebla. Pan, który jest rozsądny, dba o interes folwarku, szanuje ludzi, jest prawdomówny, to żaden tam pan, to miękiszon. Pan twardziel wali na odlew, nie spełnia obietnic, za nic ma prawo, nawet to, które sam ustanowił. Takiemu panu poddani ufają bezgranicznie, tym bardziej im częściej wpuszcza ich w maliny, poniża, ubliża i bogaci się ich kosztem. To tłumaczy dlaczego liderem rankingu zaufania niezmiennie pozostaje Andrzej Duda, który jest p.rezydentem. Ufa mu aż 51% ankietowanych. Na trzecim miejscu znalazł się Mateusz Morawiecki, który ze względu na swoją legendarną już prawdomówność określany jest mianem Pinokio.

Opozycja pozazdrościła liderom rankingu zaufania wyników i postanowiła także zawalczyć o czołowe pozycje. Co prawda trzecie miejsce razem z Mateuszem Morawieckim zajmuje Szymon Hołownia, ale Kosiniakowi-Kamyszowi, Robertowi Biedroniowi, Donaldowi Tuskowi ufa mniej osób niż Jarosławowi Kaczyńskiemu i Mariuszowi Błaszczakowi. Coś trzeba z tym zrobić i chyba znaleziono niezawodny sposób. Przed wyborami liderzy opozycji jeden przez drugiego zapewniali, że choć nie byli w stanie dogadać się w sprawie jednej listy, to po wyborach sprawnie, szybko i bez gorszących sporów wspólnie stworzą koalicję i rząd. Tydzień po wyborach udali się do prezydenta na konsultacje w sprawie premiera. Zapytani, czy dogadali już koalicję i czy uzgodnili skład rządu zgodnie odparli, że nie, że jeszcze nawet nie zaczęli.

Reasumując, 16 października Polacy wykazali inicjatywę. Dwaj karierowicze nie potrafili wznieść się ponad swoje partykularne interesy i doprowadzili do tego, że partia rządząca po raz trzeci z rzędu wygrała wybory. Mimo, że nie potrafili dogadać się w sprawie jednej listy, a pakt senacki dogadywali ponad rok, to niemal na każdym wiecu wyborczym zapewniali, że natychmiast po wyborach dogadają się bez problemu. Jest już po wyborach, a oni są tacy dogadani jak przed. Owszem, to PiS gra na zwłokę, ale to chyba nie przeszkadza „dogadanej” opozycji w dogadaniu się?

Wygląda na to, że zaangażowanie wyborców i duża frekwencja pokrzyżowały szyki dwóm liderom, którzy grali na siebie i chcieli uzyskać taki wynik, by stać się języczkiem u wagi i mieć pełną swobodę w wyborze koalicjanta. Niestety, nawet dziecko wie, że w jedności, a nie w podziale siła. Jeśli ma się przeciw sobie jednego przeciwnika, to trzeba jednoczyć się, zwierać szeregi, zwłaszcza w sytuacji, gdy przyjęty sposób przeliczania głosów na mandaty premiuje dużych graczy. Teraz jeden z tych, którzy ewidentnie nie rozumieją uwarunkowań, w nagrodę za przyczynienie się do wygranej PiS-u, ma zostać wicepremierem i odpowiadać za gospodarkę. Borys Budka przyznaje, że mija drugi tydzień, a

Nadal nie jest też przesądzone, która z partii dostanie prawo do wskazania marszałka. Stanowiskiem zainteresowane były KO i Polska 2050. Borys Budka to osobisty wybór Donalda Tuska. Kandydatem Polski 2050 jest Szymon Hołownia. We wtorek do gry weszła Lewica – Włodzimierz Czarzasty poinformował pozostałych liderów, że on także jest gotowy zająć fotel marszałka. Tu również nie ma ostatecznych decyzji, ale kandydatem z największymi szansami jest lider Polski 2050.

To się nazywa odpowiedzialność. Mieli rok na dogadanie się, uzgodnienie kandydatów, stworzenie gabinetu cieni, który po wyborach szybko i sprawnie przejąłby władzę. Jeśli tak sprawnie będą rządzić jak sprawnie wskazują marszałka i kompletują rząd, to miej w opiece ten kraj i jego mieszkańców dobry Boże. To także powinno stanowić nauczkę dla wyborców. Niestety przy urnie trzeba myśleć. Zwłaszcza wtedy, gdy demokracja jest zagrożona, a po ośmiu latach dewastowania kraju potrzeba jest silna i sprawna władza. Jeśli ktoś nie potrafi dogadać się przed bitwą, złączyć się z narodem by wspólnie rozprawić się z przeciwnikiem, jeśli odbiera sojusznikom szanse na zwycięstwo, to dlaczego miałby dogadać się po bitwie? Bitwie co prawda wygranej, ale jest to pyrrusowe zwycięstwo. W normalnych warunkach, w stabilnych czasach, gdy prawo jest przestrzegane i egzekwowane, pluralizm jest dobry i wskazany. Lepiej dla kraju i obywateli, gdy władza nie jest nieograniczona, jak to miało miejsce przez ostatnie osiem lat. Ale pluralizm nie sprawdzi się wtedy, gdy trzeba sprawnie i szybko posprzątać, uporządkować bałagan. Zwłaszcza, że przeciwnik nie pogodził się z porażką i będzie z całych sił bruździł i przeszkadzał i bez wahania będzie organizował zamieszki gdzie tylko zdoła.

Nie po raz pierwszy tym, którzy dla kraju zrobili niewiele, a nawet mu zaszkodzili stawia się pomniki, a gdy jest to z jakichś powodów niemożliwe, nagradza się ich w inny sposób, stanowiskami lub intratnymi posadami. Na razie to PiS zwleka i trwoni bezcenny czas. A opozycja? Zdąży na czas?

Dodaj komentarz