Rozbrojony łańcuszek

Portal gazeta.pl, acz nie tylko on, przebił słynne radio Erewań. Na Facebooku Centrum im. Adama Smitha i w innych miejscach pojawił się tekst nieznanego autora następującej treści:

Tylko gotówka!!!

Mam w kieszeni banknot 50 zł. Idę do restauracji i zapłacę banknotem za obiad. Właściciel restauracji następnie wykorzystuje banknot do zapłaty za pranie. Właściciel pralni następnie wykorzystuje banknot, aby zapłacić fryzjerowi. Fryzjer wykorzysta banknot na zakupy. Po nieograniczonej liczbie płatności nadal pozostanie banknotem 50 zł, który spełnił swoje zadanie dla każdego, kto użył go do płatności, a bank wyskoczył z każdej transakcji płatności gotówkowej.

Ale, jeśli przyjdę do restauracji i zapłacę cyfrowo – karta, opłaty bankowe za moją transakcję płatniczą pobierane od sprzedawcy wynoszą 3%, czyli około 1,50 zł, podobnie jak opłata 1,50 zł za każdą kolejną transakcję płatniczą lub ponowne pranie właściciela lub płatności właściciela pralni, płatności fryzjera itp. Dlatego po 30 transakcjach początkowe 50 zł pozostanie tylko 5 zł, a pozostałe 45 zł stało się własnością banku dzięki wszystkim cyfrowym transakcjom i opłatom. Płacę tylko gotówką i polecam to innym.

Mikołaj Fidziński na portalu gazeta.pl w artykule »“Mam w kieszeni banknot 50 zł…”. Rozbrajamy popularny internetowy łańcuszek« i Konrad Bagiński na portalu Inn Poland w artykule »Płacisz kartą, więc banki zjadają pieniądze? Nie wierz w każde słowo z tego tekstu« dali odpór. Rozbroili? Wykazali, że banki wcale nie zjadają pieniędzy? Wręcz przeciwnie! Potwierdzili, że zjadają, tyle, że wolniej. Fidziński pisze:

Po pierwsze – koszty. Opłaty bankowe 3 proc. to BUJDA. Dla małych detalistów łączne koszty przyjmowania płatności bezgotówkowych to ok. 0,6-0,8 proc. obrotu „kartowego” i w tym mieści się wynagrodzenie dla wszystkich instytucji procesujących operację, czyli zarówno banku (tzw. opłata interchange), jak i agenta rozliczeniowego (np. Elavon, eService, First Data Polska – tej firmy, która dostarcza terminal) oraz organizacji płatniczej (Visa, MasterCard). Poza prowizją od przyjętych płatności dochodzi też koszt dzierżawy terminala, średnio zapewne ok. 20 zł miesięcznie.

Konrad Bagiński idzie dalej i zdradza, że sprzedawcy opłaty bankowe doliczają do ceny.

Po pierwsze: wartość opłat za transakcje kartą (intercharge) wzięta jest z sufitu. W Polsce nie przekracza ona wartości 0,2 proc. I mowa o wartościach maksymalnych. Trzeba przynajmniej pojedynczych 500 transakcji, by łączna wartość prowizji osiągnęła wartość pierwotnego zakupu.

Prowizję w wysokości 50 złotych zapłacimy więc od transakcji o wartości minimum 25 tysięcy złotych. Mowa oczywiście o prowizji, którą płaci sprzedawca. W praktyce jest ona wkalkulowana w jego koszty i wliczona w cenę towaru. I nie dostaje jej bank, ale organizacja płatnicza (np. Visa albo MasterCard).

Mikołajowi Fidzińskiemu nie gra coś „matematycznie”.

Nawet gdyby przyjąć te nieprawdziwe 3 proc. i w ogóle całą błędną logikę rozumowania, to matematycznie coś tu nie gra w tym łańcuszku. Skoro po pierwszej transakcji kartą 50 zł sprzedawcy zostaje 48,50 zł (bo 1,50 zł idzie „do banku”), to 3 proc. od kolejnej operacji to już nie będzie 1,50 zł, ale jakieś 1,455 zł (3 proc. z 48,50 zł). I tak dalej i tak dalej – 3 proc. od każdej kolejnej coraz niższej kwoty będzie wynosiło coraz mniej. Po trzydziestej transakcji (od której opłata 3 proc. wynosiłaby jakieś 62 gr) zostałoby ok. 20,05 zł. Można sobie policzyć w Excelu (a nie 5 zł, jak w przytoczonym powyżej łańcuszku).

Ależ matematycznie jak najbardziej wszystko tu gra i nie ma żadnego błędnego rozumowania! Jeśli sprzedawca otrzymał banknot pięćdziesięciozłotowy, to ma do dyspozycji 50 zł. Niezależnie od tego ile od transakcji „poszło do banku”, trzeba nieco dołożyć, żeby znowu móc dysponować kwotą 50 zł. Konrad Bagiński mówi o tym wprost — po pięciuset transakcjach banknot 50 złotowy nadal jest wart 50 zł, zaś po pięciuset transakcjach via bank trzeba będzie…. dołożyć 50 zł. Innymi słowy jeśli 500 osób zapłaci banknotami 50 złotowymi, to w kasie będzie 25.000 zł, a jeśli wszyscy zapłacą kartą, to 24.950 zł.

Słynne radio Erewań prostowało nieścisłe informacje. Na przykład na pytanie czy to prawda, że na Placu Czerwonym w Moskwie rozdają samochody odpowiedź brzmiała: Tak, to prawda, z tym, że nie w Moskwie, lecz w Leningradzie, nie na Placu Czerwonym, a na Placu Rewolucji, nie samochody ale rowery i nie rozdają tylko kradną. Gazeta i Inn Poland najwidoczniej pozazdrościły stacji popularności i postanowiły dowieść, że nieprawdą jest jakoby banki pobierały opłaty, ponieważ prawdą jest, że pobierają, ale nie takie. Tymczasem

To, ile finalnie zapłaci przedsiębiorca, zależy od tego, jaką stawkę marży wynegocjuje z agentem rozliczeniowym. Można jednak przyjąć, że w przypadku małych punktów dziś jest to 1-1,5% wartości transakcji. Plus kilkadziesiąt złotych miesięcznie za terminal. Przy obrotach miesięcznych sklepu na poziomie 50.000 zł mówimy o kwocie rzędu 500-750 zł.

Niejeden chciałby dostawać o tyle więcej miesięcznie. Jaka jest wartość takiej pisaniny? Dokładnie taka sama jak przerzucanie odpowiedzialności na kolejki do specjalistów na pacjentów, którzy nie mogąc się dodzwonić nie odwołują wizyt.

Dodaj komentarz