Nie rozmawiajmy o faktach

Wielu (tele)widzów zastanawiało się zapewne o co chodzi w przypominającym magiel lub targ przekupek, serwowanym w niedzielne przedpołudnie programie „Kawa na ławę”, który niezmiennie, za to coraz bardziej nieudolnie prowadzi Konrad Piasecki. Słowo „prowadzi” jest tu sporą hiperbolą, ponieważ owo „prowadzenie” sprowadza się do pokrzykiwań, przerywania wypowiedzi i apeli, żeby sobie… nie przerywać. Dzisiaj nareszcie wyszło na jaw, że w telewizji serwującej prawdę calusieńką dobę „Kawa na ławę” to godzinna przerwa w owym serwowaniu, jedyny (chyba) program, w którym nie rozmawia się o faktach. Jako dżentelmeni i dżentelłómen nie rozmawiajmy o faktachzwrócił się Piasecki do zaproszonych gości i jedynej zaproszonej kobiety, specjalistki od oświaty Anny Zalewskiej. Już sama obecność tej zacnej niewiasty dowodzi jak wysoki musi być poziom firmowanej przez Piaseckiego paplaniny.

Zdumiewające jest przechodzenie prowadzącego do porządku dziennego nad określaniem mianem „nielegalni imigranci” ludzi, którzy nie przekroczyli polskiej granicy w żaden sposób, ani legalnie, ani nielegalnie. Ten tok rozumowania prowadzi bowiem do wniosku, że wszyscy stojący przed sklepem są złodziejami, a wszyscy oglądający się za kobietami gwałcicielami. A przecież największym osiągnięciem cywilizacji zachodniej, do której w pierwszym rzędzie zaliczają się właściciele TVN, jest domniemanie niewinności. Nie można nazywać złodziejem, przestępcą, odsądzać od czci i wiary ludzi, którzy jeszcze nie popełnili żadnego przestępstwa i ich wina nie została potwierdzona wyrokiem sądowym. Migracje są regulowane przepisami zarówno krajowymi jak i międzynarodowymi. Mianem „nielegalny imigrant” można określić tylko kogoś, kto po zweryfikowaniu nie spełnia określonych prawem kryteriów. Takiego osobnika odsyła się tam, skąd przybył i po sprawie.

Dla Piaseckiego i zgromadzonych w studio gości prawo i procedury nie mają najmniejszego znaczenia. Oni wiedzą z góry, na oko, bez weryfikacji, że wszyscy tułający się po lasach ludzie, których Łukaszenko podstępem — i co najważniejsze — całkowicie legalnie i otwarcie sprowadził na Białoruś są „nielegalni”. A przecież nie mogą nie wiedzieć, że największe zbrodnie usprawiedliwiano właśnie dehumanizując, odczłowieczając, obwiniając ofiary. Mimo to zamiast potępiać takie praktyki prowadzący potakuje kiwając ze zrozumieniem i aprobatą głową. Nie mówiąc wprost daje poniekąd do zrozumienia, że skoro to są „nielegalni imigranci”, to sami są sobie winni i słusznie  w lesie na mrozie cierpią i umierają. Bowiem według władzy i Piaseckiego gdyby guzik miał piórka, to by była przepiórka — Jeśli byśmy nie stosowali procedury, Polska nie stosowałaby procedury push-backu, to liczba tych migrantów, którzy trafialiby do obozów uchodźczych raptownie by wzrastała. A tak raptownie rośnie tylko liczba ofiar śmiertelnych i ludzi gromadzących się na granicy.

Łukaszenka ściągał imigrantów skąd się tylko dało. Co w tym czasie robił Piasecki? Nie miał obowiązku nic robić, więc robił to, co do niego należy — bił bezproduktywnie pianę wraz z zapraszanymi politykami. Co w tym czasie robiła Polska, a ściślej polska dyplomacja? Nic nie robiła. A co powinna robić? Powinna w pierwszym rzędzie kanałami dyplomatycznymi oraz wykorzystując media odcinać Łukaszenkę od źródeł „zaopatrzenia”. Po drugie umacniać granicę bacząc jednocześnie, by liczba gromadzących się na niej migrantów nie rosła zbytnio. Piasecki przekonuje, że musimy wypychać migrantów z powrotem na białoruską stronę, ale nie mówi co potem, co w sytuacji gdy liczba wypchniętych i nieprzepuszczonych będzie szła w tysiące? Co zrobią dzielni strażnicy graniczni i wojsko, o których złego słowa powiedzieć nie można, gdy mając wsparcie białoruskich funkcjonariuszy ta masa ludzi sforsuje zabezpieczenia i ruszy na Polskę? Otworzą ogień? Przecież, o czym zdają się zapominać, albo nie chcą pamiętać zarówno politycy jak i dziennikarze, to nie są spontaniczne ruchy migracyjne. To jest akcja organizowana przez państwo i państwowe służby. Ci ludzie znaleźli się w sytuacji bez wyjścia. Nie mogą ani zawrócić, ani iść do przodu. Stali się zakładnikami Łukaszenki, a teraz także i Polski. Wpychanie ich z powrotem w łapy Łukaszenki rozwiąże problem? Łukaszenka ugnie się, wsadzi ich w samoloty i odeśle do domu? Może jeszcze zwróci im pieniądze? Ktoś w to wierzy?

Innym wątkiem poruszonym w audycji, który nie spotkał się z reakcją prowadzącego było stwierdzenie, że jeśli w jakimś wydarzeniu, na przykład marszu niepodległości, bierze udział duża liczba osób, jest dużo flag biało-czerwonych, to kilka nazistowskich symboli nie stanowi żadnego problemu. Dziambor: Tam było 100.000 ludzi i z 50.000 może 40.000 polskich flag, natomiast wy się skupiliście na tej jednej, która wam podpadła. Zdumiewająca sofistyka! Gdy w tłumie liczącym dziesiątki tysięcy ludzi znajduje się tylko jeden osobnik z bombą, to służby na głowie stają, żeby go wyłuskać. A przecież mogłyby zgodnie z rozumowaniem Dziambora wzruszyć ramionami i stwierdzić, że skoro tam jest 100.000 ludzi, to nie ma sensu skupiać się na tym jednym, bo to margines. Podobnie rzecz rozumie mini ster Sałek. Skoro w tym marszu brało także udział tysiące rodzin z dziećmi, to w ogóle nie ma o czym mówić. Prawdopodobnie, a sądząc z poparcia jakim się cieszy na pewno, wyborcy tak samo podchodzą do miliardów trwonionych przez władzę w postaci chybionych inwestycji (bez mała dwa miliardy za Ostrołękę C), kar (500.000 € dziennie za Bełchatów, 1.000.000 € dziennie za Izbę Dyscyplinarną), i innych idących w miliony wydatków. Skoro, jak zapewnia prezes Narodowego Banku Polskiego, Polska ma nieprzebrane ilości gotówki, to o te kilkanaście miliardów naprawdę nie ma sensu kruszyć kopii.

W czasach, gdy pierwsza i druga władza nie grzeszą ani rozsądkiem ani rozumem, a trzecia jest marginalizowana, wielką odpowiedzialność bierze na siebie czwarta. Niestety, wart Pac pałaca, a pałac Paca. Słynna impreza u redaktora Mazurka dowodzi, że jedni drugich warci, niedaleko pada jabłko od jabłoni. Bąkiewicza przecież Mazurek nie zaprosił. To oczywiste, ponieważ może go zaprosić do programu, służbowo, ale nikt nie zaprasza do siebie do domu ludzi, z którymi diametralnie się nie zgadza.

Dodaj komentarz