Efekt Telusa

W Berlinie zmarła Ewa Wanat, była redaktor naczelna radia Tok, która podźwignęła je z niebytu i uczyniła opiniotwórczym radiem informacyjnym z prawdziwego zdarzenia. Niestety, stała się pierwszą ofiarą dobrej zmiany w mediach Agory na długo przed tym, nim objęła cały kraj. Pod jej kierownictwem zajmowano się bieżącymi sprawami, poruszano ważkie tematy, na bieżąco omawiano, analizowano i naświetlano ze wszystkich stron aktualne wydarzenia, włącznie z kontrowersyjnymi i wstydliwymi dla władzy. Po zmianie kierownictwa natychmiast usunięto wszystkie podcasty z czasów Ewy Wanat, które dotąd były darmowe i powszechnie dostępne. Nowa redaktor naczelna najbardziej bowiem ceni sobie święty spokój i pieniądze. Dlatego materiał o Rzeczniku Praw Dziecka przygotowano dopiero teraz, po zmianie władzy i wyborze nowego, ale mimo to nie odważono się go puścić w eter. Dostępny jest tylko dla zarejestrowanych użytkowników, którzy się opłacają. Zapłać żeby przekonać się jak zły był Rzecznik, którego już nie ma.

Przywitanie nowo desygnowanego premiera w Brukseli, uściski, poklepywania, przytulania, całusy, dowodzą niezbicie, że nie było lepszego kandydata na premiera, że musiał nim w tych okolicznościach zostać Donald Tusk. Z drugiej strony ten widok musiał być bardzo frustrujący dla Andrzeja Dudy, który jest p.rezydentem. Teraz dopiero poza granicami odczuje w pełni, że jest tolerowany tylko dlatego, że piastuje wysokie stanowisko w państwie, ale powszechnie wiadomo, że nie odgrywa żadnej roli, o niczym nie decyduje. Im bardziej będzie stawał okoniem, bruździł nowemu rządowi, wetował ustawy lub odsyłał do Trybunału Konstytucyjnego, tym bardziej będzie lekceważony i pogardzany. Po opuszczeniu pałacu prezydenckiego będzie jeździł z wykładami wyłącznie do stanów — Kirgistanu, Tadżykistanu, Kazachstanu, Uzbekistanu. I tyle. Skończy się prezydentura i skończy się prawdopodobnie także i małżeństwo.

Och, jakaż fala krytyki, zwana hejtem, wylała się na Donalda Tuska gdy podczas exposé odczytał manifest Szarego Człowieka. Człowieka, który w geście sprzeciwu dokonał samospalenia. Specjaliści od bicia piany nie zostawili na Tusku suchej nitki, ponieważ nic nie umknie ich uwagi, wszystko błyskawicznie skojarzą. Jeszcze przedmówca nie skończy mówić, a oni już wiedzą kogo obraził oraz że jego słowa są skandaliczne i niedopuszczalne. Jaką Tusk popełnił zbrodnię? Cytując manifest — jak to zgrabnie ujął Radosław Fogiel — „gloryfikował samobójstwo” wzmacniając efekt Wertera.

Efekt Wertera polega na tym, że jeśli samobójstwo popełni osoba znana, to znajduje wielu naśladowców. Być może. Być może jej samobójstwo ośmiela i przyspiesza decyzję tych, którzy z jakichś powodów stracili chęć do życia. Nie wiadomo jednak, czy gdyby media o samobójstwie nie doniosły, to samobójcy zrezygnowaliby całkowicie, czy tylko odłożyłby decyzję w czasie. Być może zrezygnowałby, bo czas leczy rany i to, co jeszcze wczoraj wydawało się końcem świata dziś może jawić się smutnym epizodem. Na przestrzeni dziesięcioleci w geście protestu spaliło się kilkanaście osób. Czy media powinny na takie wydarzenia spuścić zasłonę milczenia? Nie informować o nich? Czy naprawdę nie ma różnicy między samobójcą, który targnął się na swoje życie z powodu niespełnionej miłości lub niespłaconego długu, a kimś, kto zrobił to w geście sprzeciwu? W Polsce

w 2022 roku ogólna liczba zamachów samobójczych wyniosła 14,5 tys. To o 5,2% więcej niż w 2021 roku, kiedy było ich 13,8 tys.

Czyja śmierć zainspirowała te 14,5 tysiąca osób? Z samobójstwem jakiej znanej osoby można powiązać tę liczbę? Czy przedstawiciele tak zwanej czwartej władzy nie powinni przestać wreszcie próbować kreować rzeczywistość, piętnować, osądzać, pouczać i zajęli się tym, czym powinni, czyli informowaniem?

Telus z gaśnicą

Skoro nie wolno publicznie wspominać o manifeście Szarego Człowieka. to dlaczego tyle się trąbi o wyczynie Grzegorza Brauna? On przecież też jest ofiarą efektu. Efektu Telusa. To przecież Dariusz Klimczak z Koalicji Polskiej wniósł gaśnicę na mównicę i tłumaczył zasady jej użycia: skierować na źródło ognia. Grzegorz Braun zastosował się do tych wskazówek, choć nieco za wcześnie ją uruchomił, co spowodowało, że kroczył korytarzem spowity obłokami proszku. Zarówno z tego miejsca, jak i z każdego innego należy z całą mocą podkreślić bohaterską postawę świadków „zdarzenia”. Nikt, poza jedną dzielną kobietą, nie zagrodził drogi szaleńcowi, nie próbował go powstrzymać, za to wielu pędziło z włączonymi telefonami by performance uwiecznić.

Jeśli Braun jest winny, to współwinni są także wszyscy ci, którzy nie reagowali.

Dodaj komentarz