Ciebie prosimy nie rozśmieszaj nas panie, bo nam zajady popękają

25 września 2010 roku Donald Tusk, premier, oznajmił był: Przed nami jest cała jesień. To będzie kilkadziesiąt ustaw, a jednocześnie pracujemy nad ustawą budżetową, więc to będzie poważny wysiłek. A ponieważ wysiłek będzie poważny jak nigdy dotąd, to przenoszę gabinet z Kancelarii prezesa rady Ministrów do Sejmu – zapowiedział na konferencji prasowej. – Codziennie na czas posiedzeń będę w Sejmie – obiecał z poważną miną. I nawet był raz czy dwa.

W ramach ofensywy legislacyjnej Platforma chciała uchwalić ponad 40 ustaw. Dociskany pod koniec grudnia premier kontratakował. Pytany przez dziennikarzy o to, co dzieje się z priorytetowymi ustawami, informował, że od września do końca grudnia rząd przesłał do Sejmu 64 projekty. – Dla niektórych to mało, dla niektórych to dużo. W mojej ocenie w sam raz – ironizował. Wic polegał jednak na tym, że chwalił się ustawami, których nijak nie dało się podciągnąć pod „ofensywę”. Bo raczej nie były jej częścią ustawa „o organizacji rynków owoców i warzyw, rynku chmielu, rynku tytoniu, rynku suszu paszowego oraz rynków lnu i konopi uprawianych na włókno” czy zmiana ustawy „o towarach paczkowanych”. Zaś na stronie Klubu Parlamentarnego Platformy Obywatelskiej do dziś wisi zestawienie, z którego wynika, że ofensywa to nie 64 projekty, nie 40, a 25. A wśród nich brak sztandarowych, zapowiadanych we wrześniu.

Po co o tym wspominać? Ano w celu wspólnego odprawienia modłów w intencji opamiętania się polityka historyka stojącego na czele rządu. Bo oto znów słyszymy skecz pod roboczym hasłem „Zima wasza, wiosna moja”, względnie w drugim wariancie „Jak się zrobi cieplej, to ja wam pokażę”. – Można się spodziewać mojej obecności wszędzie w Polsce, szczególnie wiosną. Ta kampania informacyjna rusza w najbliższych tygodniach, będzie to poprzetykane sporą ilością obowiązków międzynarodowych, ale w kilku miejscach w Polsce dalej od Warszawy zagoszczę na pewno jeszcze przed świętami – zagroził premier, którego podróże nie tyle kształcą, ile nic nie kosztują. I na tym nie poprzestał. – To nie jest coś nowego w moim przypadku, to nie jest odkrywanie Ameryki, tylko powrót do dobrego obyczaju, tłumaczenia każdemu cierpliwie i wysłuchiwania także uzasadnionych, czasami mniej, czasami bardziej pretensji.

Według stojącego na czele rządu Donalda Tuska nie ma lepszej akademii pokory i wiedzy dla premiera jak bezpośredni kontakt z ludźmi. I niewykluczone, że p. premier się nie myli. Tyle, że od akademii pokory ważniejsza by była lekcja prawa. „Do zadań rządu należy zapewnienie wykonania ustaw i uchwał. W tym celu wydaje on akty wykonawcze, m.in. rozporządzenia. Do jego zadań należy również czuwanie nad wykonywaniem budżetu państwa oraz przedstawienie Sejmowi sprawozdania z jego wykonania.” To nie jest wiedza tajemna. To wiedza, którą można zdobyć wchodząc na stronę Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Próżno szukać tam wzmianki, że do zadań premiera należą peregrynacje po kraju na koszt podatnika i prowadzenie kampanii informacyjnej, uświadamiającej czy jakiejkolwiek innej.

Do informowania powołano całe Centrum Informacyjne Rządu. Oprócz tego na stronie Biuletynu Informacji Publicznej widnieje opublikowane w 2008 roku, a więc już po objęciu stanowiska premiera przez Donalda Tuska, Rozporządzenie Rady Ministrów w sprawie organizacji i zadań rzeczników prasowych w urzędach organów administracji rządowej. Stoi tam czarno na białym, że Rzecznicy prasowi w urzędach organów administracji rządowej, zwani dalej „rzecznikami prasowymi”, wykonują zadania z zakresu polityki informacyjnej Rządu. Jeśli pan premier chce siebie uczynić rzecznikiem prasowym swoim i swojego rządu, to przyzwoitość nakazywałaby zlikwidowanie zbędnych instytucji. Bo nie godzi się brać dwa razy pieniędzy za to samo. Względnie podać się do dymisji i zostać rzecznikiem prasowym następcy.

Może p. premier zapowiadaną kampanię informacyjną powinien zacząć od poinformowania po co jak dawniej Edward Gierek chce jeździć po Polsce z gospodarskimi wizytami? O czym chce informować i kogo? Wyborcy wybaczyli wiele. Wybaczyli nawet że we środę już nie pamięta, co obiecał w poniedziałek. Teraz jednak zapomniał nawet co należy do obowiązków szefa rządu i że obowiązki szefa rządu różnią się zdecydowanie od obowiązków szefa partii. A to co dobre dla partii niekoniecznie jest dobre dla kraju. Nawet w PRL-u dbano o pozory i szef partii nigdy nie pełnił jednocześnie funkcji szefa rządu…

Dodaj komentarz