Bardzo szanujemy Trybunał, ale tylko nasz

Narodowy program szczepień zdycha jak chcą niektórzy lub dogorywa jak chcą inni. Wymyślono więc zachętę w postaci loterii szczepionkowej. Najpierw należy zarejestrować się, aby się zaszczepić. Potem należy zarejestrować się, aby wziąć udział w loterii. To dowodzi jak dogłębnie przemyślany jest to system. Niestety, loteria nie ma dużego wzięcia. Podobno ci, którzy nie chcą się szczepić nie wierzą w to, że ktoś nie będąc członkiem lub sympatykiem obozu rządzącego ma szansę cokolwiek wygrać. Świadczą o tym zasady, jak chociażby tak zwane „nagrody natychmiastowe”. „Nagrody natychmiastowe”, to

nagrody pieniężne o wartości 200 zł przyznawane co 500 uprawnionej osobie lub 500 zł przyznawane co 2 tys. osobie. Pula nagród natychmiastowych jest ograniczona i wynosi ponad 14 mln zł.

Ludność Polski wynosi ok. 38.000.000 osób. Oznacza to, że jeśli zaszczepią się wszyscy, to 200 zł „wygra” 76.000, a 500 zł 19.000 osób. Żeby wszyscy otrzymali to, co im się „należy” pula musiałaby wynosić 24.700.000, czyli o 10 mln zł więcej. Nie wspominając już o tym, że nie wiadomo jak będzie liczony ów „co pięćsetny” i „co dwutysięczny”. Poza tym co kilka dni można wygrać spore sumy obstawiając zakłady Totalizatora Sportowego, który odpowiada także za organizację loterii. Nie trzeba rejestrować się podwójnie, stresować widokiem strzykawki i lekarza, podwijać rękawów, wystarczy pójść, wypełnić kupon, podyktować liczby, albo zdać się na wybór maszyny. A skoro o Totalizatorze mowa, to

NIK zawiadomiła prokuraturę o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przez Zarząd Totalizatora Sportowego przy wyborze dostawcy 300 terminali do gier hazardowych.

Ponieważ w uczciwość loterii szczepionkowej mało kto wierzy, więc władza wpadła ina iście szatański pomysł wprowadzenia odpłatności za szczepienia. Ci, którzy nie zaszczepili się za darmo już przebierają nogami nie mogąc doczekać się momentu, kiedy będą mogli za szczepienie zapłacić. Jak niebywale motywująco działają opłaty najlepiej świadczą bijące rekordy popularności szczepienia przeciw grypie.

Wczoraj Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu orzekł nie po myśli władzy. Premier Morawiecki przyznał, że on osobiście to nawet szanuje ten Trybunał, ale nie aż tak bardzo, żeby się jego orzeczeniami przejmować lub do nich stosować. Bardzo szanujemy Trybunał, ale realizujemy nasze programy, w tym reformy wymiaru sprawiedliwości, zgodnie z naszymi priorytetami i z naszym harmonogramem — oznajmił. W podobnym tonie wypowiedziało się ministerstwo sprawiedliwości, które w wydanym oświadczaniu oświadczyło, że Trybunał nie ma prawa, bo prawo to my.

W ocenie Ministerstwa Sprawiedliwości wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, który kwestionuje podjętą w styczniu 2018 r. zgodnie z polskim prawem decyzję o odwołaniu ówczesnych wiceprezesów Sądu Okręgowego w Kielcach, nie ma żadnych podstaw merytorycznych. Nie jest oparty na prawie i konwencjach międzynarodowych, lecz stanowi wyraz niedopuszczalnego upolitycznienia Trybunału.

Choć Trybunał uznał, że odwoływanie prezesów i wiceprezesów sądów z funkcji bez podania przyczyny i możliwości odwołania się naruszają Europejską Konwencję Praw Człowieka, to resort uważa, że

Trybunał absurdalnie uznał, że pełnienie przez sędziego administracyjnej funkcji wiceprezesa sądu, związanej z dodatkiem do wynagrodzenia, jest prawem człowieka gwarantowanym Konwencją. Sędziowie Alina Bojara i Mariusz Broda nie zostali pozbawieni funkcji orzeczniczych, ale jedynie stanowiska wiceprezesa. Tego typu zmiany organizacyjne, związane z obsadą stanowisk w sądach, były przeprowadzane w okresie rządów PO-PSL i wcześniej. Również wówczas przepisy zezwalały na odwoływanie prezesa lub wiceprezesa sądu przed upływem kadencji, bez możliwości odwoływania się od tych decyzji. W czasie rządów PO-PSL doszło np. do zlikwidowania 79 sądów i nikt nie kwestionował wygaszenia kadencji ich prezesów.

Oświadczenie dowodzi nie tylko wybitnej wiedzy prawniczej, ale także niebywałej umiejętności czytania ze zrozumieniem. Poza tym wiele wyjaśnia, ponieważ dla każdego oczywistą oczywistością jest, że łamanie prawa przez rząd PO-PSL usprawiedliwia łamanie prawa przez rząd Zjednoczonej Prawicy, zaś dobra zmiana polega na czynieniu tego na znacznie większą skalę. Dlatego też nie ma niczego śmiesznego w zapewnieniach przedstawicieli władz, że w mailach wykradzionych ze skrzynki Michała Dworczyka nie było informacji niejawnych. Śmieszne jest to, że choć jego maile są powszechnie dostępne w sieci, to posłowie mogli zapoznać się z nimi wyłącznie na niejawnym posiedzeniu Sejmu i komisji.

Większość rządowa jest stabilna — zapewnia Gowin i to to też nie jest śmieszne.

Dodaj komentarz