Tam i z powrotem, czyli nacjonalizacja minus elektryfikacja

Po transformacji ustrojowej blady strach padł na komunikację miejską, matecznik radnych i działaczy – pojawiła się konkurencja. Bilety nie tylko przestały drożeć, ale pojawił się cały system ulg i zachęt. Szybko jednak władze miejskie zorientowały się, że nie po to mają władzę, żeby z niej nie korzystać. Bezzwłocznie więc zaczęły uchwalać i wdrażać takie uregulowania, by prywatną komunikację miejską utrącić. A możliwości było bez liku – od opłat za korzystanie z przystanków, po wymogi ochrony środowiska.

Bitwa została wygrana. System ulg i zachęt stał się niepotrzebny. Można było znowu, jak dotąd, przestać liczyć się z kosztami. Stare, kosztujące grosze kasowniki zastąpiono kosztującymi krocie nowymi, wyposażonymi w wyświetlacze i bajery. Pojazdy udekorowano monitorami, na których zamiast potrzebnych pasażerom informacji wyświetlane są reklamy, oglądane przeważnie przez psa z kulawą nogą. Jeśli monitor w ogóle jest sprawny, bo często nie jest. W tej sytuacji trudno się dziwić, że ceny biletów szybują, szybują coraz wyżej i wyżej. A tyle jest jeszcze do kupienia, wdrożenia, usprawnienia.

Wywindowawszy ceny do absurdalnego poziomu zarządy miejskich oaz komunizmu w postaci czystej postanowili pójść o krok dalej. Złapanie i ukaranie kogoś, kto biletu nie skasował to już żaden interes. Nowy biznesplan zakłada karanie tych, którzy bilety skasowali. W Krakowie Urzędnicy mają zaostrzyć przepisy i dokładnie ustalić, gdzie powinien znaleźć się nadruk z kasownika. Równocześnie chcą podnieść kary za jazdę na gapę ze 150 zł do 240 zł. Z kolei w Łodzi Przejechanie dziesięciu przystanków kosztowało Łukasza Adamczyka aż 104 zł. Nie jest to jednak cena biletu, tylko koszt mandatu otrzymanego od MPK w marcu. Powód ukarania? Brak drugiej cyfry na wydruku z kasownika. Jednocześnie władze miejskie zadbały o to, by karanie pasażera za nieprawidłowo działający kasownik było „zgodne z prawem”: Po trzech odwołaniach MPK „wyjaśniło”, że kwestie błędnie skasowanych biletów przez kasowniki nie są ujęte żadnymi przepisami.

Na szczęście komunikacja miejska to nie jedyna socjalistyczna oaza na kapitalistycznej pustyni. Odważnie i twardo został upaństwowiony rynek lekami refundowanymi, a teraz liberalny inaczej rząd zmonopolizował wywóz śmieci. Czyściej i sprawniej nie będzie, ale drożej na pewno. Niewykluczone, że poznamy nowe słowa: kontraktacja śmieci, nadśmiecenie…

Dodaj komentarz