Rybka… lubi pływać

Tytuł to często wznoszony toast pod śledzika. Chyba żadna ryba nie jest tak na naszych stołach popularna jak śledź. Przed wojną dostępny był tylko solony, przewożony w beczkach. Ryby były wtedy duże, mające odpowiednią ilość tłuszczu i mięsa. Obecne w sklepach duże śledzie solone, matiasy, wędzone, to produkty ze śledzi złowionych na północnym Atlantyku lub Morzu Północnym. W Bałtyku zasoby rybne są przełowione. I dotyczy to wszystkich gatunków ryb.

W porcie rybackim można kupić filet z dorsza ze skórą za 24 zł. Jeszcze do września było 19-21 zł. A w Polce dalej niż 30 km? W Warszawie filet sprzedawany na reklamowanym w mediach targu kosztował 48 zł. Ile w Rzeszowie, Krakowie? Jeśli w ogóle jest. W latach 90-tych połów dorsza był ogromny. Nie dla spożycia dla ludności. Sprzedawany był na paszę dla zwierząt.

Śledzie w porcie też są tanie, ale tak maleńkie i tak niewymiarowe, że nie ma sensu ich kupować. Wiosną napłyną śledzie z Morza Północnego na tarło. Lecz złożą ikrę w niewielkich ilościach, bo zostaną też odłowione. Już jest zakaz połowu szprotów. Fląder prawie nie widać w sprzedaży. Ilość kutrów drastycznie zmalała. Wiele z nich przerobiono na stateczki wycieczkowe i są wykorzystywane.

Ryb w Bałtyku brakuje na skutek ogromnej, bezmyślnej gospodarki rabunkowej. I Polacy (także ci prawdziwi) mają w tym procederze ogromny udział. Dorsza można kupić praktycznie cały rok. Zakaz dotyczy miesięcy kiedy mają tarło. Ale w smażalniach rybki nie brakuje. Reklamowanej jako świeżutka, rano z morza dostarczona, a tak naprawdę to rozmrożona. Ale nadal bardzo smaczna.

„Unijni ministrowie odpowiedzialni za rybołówstwo osiągnęli wczoraj porozumienie w sprawie limitów połowów ryb na Bałtyku w 2016 roku. Przewiduje ono między innymi zmniejszenie limitu w ważnym dla Polski wschodnim stadzie dorsza o 20% w porównaniu do obecnego roku.

Najbardziej skomplikowana sytuacja dotyczyła stad dorsza. Zdecydowaliśmy o znacznej redukcji kwot o 20 proc. w każdym z tych stad – zapowiedział w czwartek późnym wieczorem w Luksemburgu unijny komisarz środowiska, ds. morskich i rybołówstwa Karmenu Vella.

Według dostępnych danych naukowych stado zachodnie dorsza zostało przełowione do tego stopnia, że znalazło się poniżej poziomu bezpieczeństwa biologicznego. Wschodnie stado jest w lepszej kondycji niż zachodnie, ale i tak zdaniem ekologów należałoby zmniejszyć limit jego połowów nie o 20, ale o ponad 40%”

Źródło: Interia

Czy ryb będzie więcej? Kontrole na morzach musiałyby być większe.

Dodaj komentarz


komentarzy 5

  1. Czy ryb będzie więcej? Jak dobrze pójdzie od razu ugotowanych? Nie, nie będzie więcej, bo tylko człowiek rozmnaża się na tej planecie jak szalony, ale jako jedyny nie jest przerabiany na paszę. Bez względu na to, czy Ziemia jest płaska, czy okrągła na pewno nie jest z gumy. A te miliony ton chemii sypane na pola gdzieś się muszą gromadzić. Już dziś ryby są tak zatrute, że bez względu na to ile by ich nie było nie nadają się do spożycia.

    1. Po wojnie rodzice zamieszkali na wsi nad jeziorem. Odłowy ryb były w latach 1939-45 minimalne. Po wojnie Mama dostawała w prezencie np.8 ogromnych węgorzy, grubych jak męska ręka w nadgarstku. Teraz w tym jeziorze nie ma odłowów ryb, a Gospodarstwo Rybackie upadło po 1989 r. Dlaczego upadło, gdy chętnych na rybę nie brakuje?

      Akurat na temat śledzi i dorszy w Bałtyku mam sporo wiedzy. I o krzykaczach typu „jak żyć” także. O Duńczykach skupujących ryby na paszę także. Ze swoich połowów robić tego nie mogli, bo tam standardy zawsze były i są wysokie i przestrzegane. Sól do dróg by nie przeszła.

      O zatruwaniu wód morskich chemią Szwedzi krzyczą od wielu lat. Trochę pobudowano oczyszczalni, ale zbyt mało. Czy gdziekolwiek badana jest ziemia na zapaskudzenie nadmiarem nawozów? Nie słyszałam i nie czytałam. Chlewnie nie używają ściółki dla świń, bo to kłopotliwe. Odpływy (gnojowica) odprowadzane są do… oczyszczalni. A po rozcieńczeniu wodą z rzeki mogłyby użyźniać pola. Ale… chłopi z PSL wiedzą swoje. Tylko kasa się liczy. A dziennikarze co na to? A co to słowo dziennikarze w Polsce znaczy?

      W tym roku, 2 tygodnie temu, w okresie między sztormami kupowałam dorsza w porcie. I nareszcie zobaczyłam rybę rozmiarów właściwych, a nie bolka, czyli kat. B, która powinna być wrzucana do morza

      Piszesz niezdrowe ryby. A co jemy zdrowego? Marchewkę, kapustę kwaszoną chemią zamiast solą, mięso szprycowane hormonami (na wszelki wypadek). Cel ktoś osiągnął. Kasa robi kasę. A potem i dla robiących kasę i dla jedzących byle co, jeden koniec: morte. Różnica jest w tym, że jedni umrą zdrowo, ci, których więcej swoje odchorują

      1. Było o tym, że nawozy trują. Ale nieśmiało, na bardzo odległych stronach, bardzo małymi literami. W Polsce praktycznie wszystkie wody głębinowe są skażone zarówno nawozami jak i chemikaliami i śmieciami wyrzucanymi do leśnych wykrotów i rzek. To informacja sprzed wielu lat. Nie sądzę, żeby coś się poprawiło w tym względzie. Tu nikomu na niczym nie zależy, a władzy wydaje się, że jest odporna na bolączki zwykłych śmiertelników.

        1. Był taki sowiecki uczony Makarenko, który uważał że najlepiej wychowuje się przez pracę. Gdyby nie żałowano pieniędzy na straż leśną (a taka była od 800 lat przynajmniej) z wynagrodzeniem najniższym, ale bardzo wysokimi premiami od złapanych „śmieciarzy”, to wielu by złapano. A wracając do Makarenki, to gdyby złapany wyczyścił pod nadzorem straży swoje albo i cudze śmietnisko, to może nauki tego sowieckiego uczonego przydałyby się na coś.

          1. Kłania się Zamoyski: edukacja. Jeśli Jasio dowie się w szkole, że tak się nie robi, że to truje wszystkich, że to żadna oszczędność, to Jan by śmieci nie wyrzucał. Ale w szkole Jaś się nauczy tylko składać rączki i modlić do bozi, żeby padało jak jest sucho i mnie padało, jak jest mokro. Najlepszym strażnikiem jest bowiem wychowanie i wpojone przez rodziców zasady.