Racja

Od najmłodszych lat człowiek bombardowany jest informacją. Z początku nie potrafi odróżnić ważnych od nieistotnych. Dlatego z równą powagą traktuje zarówno informację, że pies ma sierść, a człowiek włosy, choć sierść to też włosy, jak i że sól to chlorek sodu. Szkoła niestety także nie ułatwia zadania, ponieważ głównie zajmuje się realizacją programu, a nie edukacją. Najlepiej scharakteryzował jej rolę pewien dyrektor, który w przemówieniu inaugurującym rok szkolny powiedział między innymi, że „Połowa wiedzy, którą wam tutaj przekazujemy w życiu nigdy do niczego wam się nie przyda. Niestety, nie wiemy która to jest połowa”.

Żeby daleko nie szukać przykładów weźmy p. Ewę Stankiewicz z telewizji Republika. Według niej nie ma innego naukowego możliwego uzasadnienia na rozpad tego samolotu jak tylko seria eksplozji. I to jest faktem. Analogicznie, acz z zupełnie innej beczki — nie ma innego naukowego możliwego uzasadnienia na powstanie człowieka jak tylko stworzenie go przez stwórcę. I to jest faktem. Oczywiście tylko dla tych, którzy wagarowali lub chociażby tylko spali na lekcjach fizyki czy biologii.

Bagaż doświadczeń plus wiedza, czy — częściej — niewiedza kształtują świadomość czyli światopogląd. Z kolei brak czasu lub lenistwo umysłowe nie pozwala na głębszą analizę otaczających zjawisk czy zdarzeń, na szukanie i potwierdzanie informacji. Dlatego większość z nich, jeśli nie wszystkie, przyjmowane są na wiarę. Uwierzyć zaś w bzdurę tym łatwiej im większe są obszary ignorancji. To z kolei sprawia, że bardzo niechętnie słucha się ludzi mówiących nie to, co słuchaczowi w duszy gra. Weźmy takiego Rafała Ziemkiewicza. Nie cieszy się estymą w wielu środowiskach. Ale czy to znaczy, że nigdy nie ma racji? Wiele razy zwracałem uwagę, że jeśli ktoś stara się o pracę musi przedstawić nie tylko życiorys, ale i list motywacyjny i udokumentować kompetencje. Trudno sobie wyobrazić by kierowanie bankiem (prywatnym oczywiście, bo w państwowych instytucjach cuda się zdarzają) powierzono absolwentowi technikum wieczorowego czy magistrowi historii. A kierować państwem jak najbardziej tacy ludzie mogą. I co z tym wspólnego ma Ziemkiewicz? Choć większości jego poglądów nie podzielam, to trudno się z nim nie zgodzić, gdy pisze, że

… gdyby przeciętnemu politykowi zaproponować, żeby usiadł w kokpicie odrzutowca i zawiózł nas do Sydney, pewnie by go taka perspektywa przestraszyła. Powiedziałby: ale ja nie rozumiem tego pulpitu, który manometr co pokazuje, który przełącznik dać w górę, a który w dół… Z jakiegoś powodu natomiast perspektywa zarządzania wielokrotnie bardziej skomplikowaną maszynerią państwa nikogo nie przeraża. Wynika to z powszechnego wśród polityków wyobrażenia, że przecież my, partia, jak wygramy, będziemy jako posłowie i ministrowie tylko podejmować „decyzje polityczne”, wyznaczać ogólne kierunki, konstruować strategie, a do szczegółów zatrudni się fachowców.

To naiwne wyobrażenie o zarządzaniu zespołami ludzkimi sprawia, że od ćwierć wieku każda idąca do władzy partia wpada w tę samą pułapkę, opowiadając przed wyborami, że ma „pełne szuflady gotowych ustaw”. W istocie ma tylko zbiór mniej lub bardziej pobożnych życzeń i głębokie przekonanie, że – jak to śpiewał w jednej z ballad Wołodia Wysocki – „gławna dieła, szto by wola była k’pabiedie”.

Gigantyczny problem, o którym nie wspomina Ziemkiewicz, zaczyna się wtedy, gdy fachowców pilotujących samolot nie ma kto kontrolować, bo nikt nie zna się ani na pilotażu, ani na nawigacji. Ale nawet wtedy, gdy pilotom można zaufać, wśród pasażerów może znaleźć się ktoś, kto postanowi coś ugrać dla siebie i coś zmieni, poprawi, wykreśli „lub czasopisma„.

Jeśli nie można nie zgodzić się z Ziemkiewiczem, to trudno zgodzić się z dziennikarzem, który najwidoczniej postanowił dołączyć do tak zwanych niepokornych. Stając w obronie partii Razem i zastanawiając się kto mógłby powstrzymać władzę przed niszczeniem państwa, budżetu, demokracji, łamaniem konstytucji, przesuwaniem nas na wschód, rozsadzaniem Unii i robieniem nam obciachu na świecie krytykuje odważnie, bezkompromisowo, z imienia i nazwiska. Od kogo według Żakowskiego, bo o nim mowa, zależy los Polski?

… nie od prezesa Kaczyńskiego, prezydenta Dudy, premier Szydło. Nie od członków obecnego rządu, posłów PiS-u czy Kukiz’15. Nie od organizacji międzynarodowych, zachodnich rządów i rynków. Także nie od demonstrantów skrzykiwanych przez KOD. To zależy od Wojtka Maziarskiego. Chcecie liberalnej demokracji w Polsce? Jego pytajcie, kiedy się na nią zgodzi!

Cóż tak rozsierdziło Żakowskiego? Otóż Maziarski zamiast głosić pochwałę rozdawnictwa, ulg, dotacji i zwolnień napisał, że „Pełnosprawni, mogący uzyskać dostateczne zarobki oraz zdolność kredytową, powinni sami się zatroszczyć o zaspokojenie swoich potrzeb.” Toż to herezja w czystej postaci! Mają troszczyć się sami, bez oglądania się na państwo i bez pytania go o zgodę!? Wykluczone! Ponieważ

Nie idzie o jałmużnę, rozdawnictwo etc., o których skalę i metodę Petru, Schetyna, Maziarski spierają się z Kaczyńskim. Chodzi o zasadę organizującą polityczne myślenie i system. Gdy bowiem polityka przestaje wyrażać wspólnotę i staje się jedynie grą interesów, w której zawsze górą są najsilniejsi, coraz liczniejsze grupy coraz bardziej desperacko szukają opieki. I często znajdują ją u wrogów demokracji, a przynajmniej wolności. Ze złym skutkiem dla wszystkich. Polska jest dobrym przykładem, bo u nas ten proces dotyczy nie tylko spraw wewnętrznych, lecz także zagranicznych.

Problem polega na tym, że — choć to wydaje się wręcz nieprawdopodobne — górą zawsze są silniejsi. A najsilniejsze jest państwo dysponujące całym aparatem przymusu. Państwo może na przykład zmusić obywateli by przez ponad dziesięć lat odkładali pieniądze, a potem im te pieniądze zabrać przy aplauzie Żakowskiego.

Trudno zachować optymizm, gdy czołowy publicysta posługuje się demagogiczną mową trawą, pozbawioną treści i myśli. Idąc po linii najmniejszego oporu wali w dyżurnego chłopca do bicia, Balcerowicza. Choć nie potrafi dowieść, że bez Balcerowicza Polska osiągnęłaby więcej. Popierając partię Razem Żakowski wtóruje Morawieckiemu, który przekonywał, że Prawo jest ważną rzeczą, ale prawo to nie świętość. Przecież pani pytała o przyzwoitość – nad prawem jest dobro Narodu! Jeśli prawo to dobro zaburza, to nie wolno nam uważać to za coś, czego nie możemy naruszyć i zmienić. To mówię – prawo ma służyć nam! Prawo, które nie służy narodowi to jest bezprawie!  Podobnie uważa Żakowski:

Dopóki anty-PiS nie zrozumie, że demokracja to ład ludzi równych, a nie tylko wybory i rządy prawa, dopóty PiS lub ktoś PiSopodobny będzie mógł w Polsce rządzić.

Przecież to właśnie PiS w stu procentach spełnia oczekiwania Żakowskiego ostentacyjnie demonstrując, że nie wybory i rządy prawa ale ład ludzi równych, czyli członków i sympatyków PiS-u, odgrywa decydującą rolę! Dopóki patia Razem i jej apologeta Żakowski nie zrozumieją, że bez prawa nie tylko zawsze zwyciężają silniejsi, przeważnie nieuczciwymi metodami, dopóty PiS będzie w Polsce rządzić ciesząc się ogromnym poparciem.

Dziesięć lat temu można było się łudzić, że polityka oparta na egoizmach da dobre efekty. Dziś jest oczywiste, że ona prowadzi Zachód do sPiSienia, czyli katastrofy. Rządy PiS-u się skończą, kiedy anty-PiS pojmie, że są nieuniknionym skutkiem, a nie wybrykiem natury.

Dziewięć lat temu w wyniku ostrzału z broni maszynowej i moździerza przysiółka afgańskiej wioski Nangar Khel na miejscu zginęło sześć osób, trzy zostały ranne. Do jakiej kategorii należy zakwalifikować ład, w którym procesy sądowe ciągną się tak długo?

Dodaj komentarz


komentarzy: 1