Powrót drożdżówek

Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie… Słowa wypowiedziane w roku 1600. Ponad 400 lat temu. Minęło 400 lat, Polska odzyskała wreszcie niepodległość i…

Zadanie jest z pozoru proste. Wstążka ma długość 20 cm. Należy pociąć ją na dwucentymetrowe kawałki. Ile cięć należy wykonać? Jeśli nie wie uczeń, to nauczyciel powinien mu wytłumaczyć dlaczego podzielenie dwudziestu przez dwa da liczbę kawałków, a nie cięć. Ale nauczyciel nie wytłumaczy, ponieważ nauczyciel z tytułem magistra, stopniem nauczyciela dyplomowanego i uprawnieniami do nauczania matematyki nie tylko w podstawówce tego nie wie.

Politycy polscy tak gorliwie reformowali oświatę, tak pilnie dbali o wysoki poziom nauczania religii w szkole, o właściwe nasycenie młodych głów patriotyzmem i wartościami, że przegapili podstawę jaką jest wykształcona kadra nauczycielska. Skutek jest taki, że z zadaniem ze wstążką nie poradziło sobie około 55% uczniów klas trzecich i aż 25% nauczycieli matematyki!

Każdy najeźdźca, okupant w pierwszym rzędzie eliminuje elity podbitego kraju. W połowie zeszłego wieku Niemcy wymordowali polskich profesorów, Rosjanie polskich oficerów. A co zrobić w dobie pokoju, gdy nie można stosować drakońskich metod? To proste. Trzeba za pomocą zwasalizowanych polityków doprowadzić do marginalizacji i eliminacji elit. Oczywiście nie da się tego zrobić od razu, trzeba prowadzić ciężką pracę u podstaw, uderzając w fundament każdego państwa — edukację. Dzięki temu to, co nie udało się zaborcom przez sto lat można osiągnąć cztery razy szybciej. Dziś polskie uczelnie hojnie obdarowują dyplomami niedouczonych, a instytucje państwowe obsadzone równie wykształconymi urzędnikami nie są w stanie zweryfikować poziomu wiedzy absolwentów.

Ci prominenci i obywatele, którzy zdają sobie sprawę z powagi sytuacji wysyłają swoje pociechy do szkół zagranicą. Wiedzą, że polska szkoła przyszłości ich dzieciom nie zapewni. Pozostali są skazani na pseudoszkolnictwo opanowane przez niedouczoną, acz roszczeniową kadrę. Jeśli około 16% nauczycieli (matematyki!) miało trudności z obliczeniami procentowymi (podwyżki, obniżki cen), to łatwo zrozumieć dlaczego tak łatwo Polacy dają się nabrać hochsztaplerom takim jak Amber Gold czy innym obiecującym gruszki na wierzbie. A przecież nauczyciele nie tylko tu dawali plamę. Nie radzili sobie także z rozwiązywaniem zadań konkursowych dla uzdolnionych uczniów. Jedno z zadań rozwiązało tylko 21% badanych, czyli nieco ponad zaledwie jedna piąta! Zaś z najłatwiejszym poradziła sobie nieco ponad połowa — 51% badanych.

Premier polskiego rządu zamiast pilnie zająć się oświatą para się malarstwem ulicznym zamalowując obrazoburcze napisy. A przecież ten hejt, z którym premier „walczy” jest właśnie skutkiem zapaści oświaty. Szkoła nie uczy bowiem rozmowy, wymiany myśli, obrony swoich poglądów z jednej strony i tolerancji z drugiej. Nie uczy także samodzielności. Nie tylko nie uczy, ale wręcz jej nie toleruje. Z kolei to, co się czyta i słyszy dowodzi, że nauka języka ojczystego także kuleje.

W obliczu przytoczonych wyżej danych minister edukacji powinien w trybie pilnym zająć się oświatą i szukać środków zaradczych. Zamiast tego zajmuje się „negocjowaniem” obecności drożdżówek w szkole. Wynegocjowałam wczoraj z ministrem zdrowia powrót drożdżówek. Będę negocjować również kawę — oznajmiła p. Joanna Kluzik-Rostkowska w „Kontrwywiadzie RMF FM”. — Czekają mnie negocjacje z ministrem zdrowia, ale minister zdrowia jest na to otwarty. Tak jak mówię, wczoraj czekaliśmy na posiedzenie Rady Ministrów i wynegocjowałam drożdżówki, wow!

Ale to nie koniec rewelacji. Okazało się, że minister w rządzie PiS-u i szefowa sztabu wyborczego kandydata na prezydenta z ramienia Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Kaczyńskiego znalazła w szufladach ministerstwa edukacji kwity na swoich dawnych współpracowników. Ale ja panu powiem więcej – ja o tyle się dziwię PiS-owi i chciałabym, żeby się z tego wytłumaczył, że nie dość, że miał zapisany w programie swoim w 2005 roku, że 6-latki powinny pójść do szkół, to wczoraj odkryłam w szufladach Ministerstwa Edukacji, że nie dość, że zapisał to w programie, to jeszcze przygotował zmianę w ustawie. I tam w tej ustawie jest napisane… …Projekt ustawy, który miał pójść do konsultacji był gotowy w marcu 2006 roku i to był projekt, który zakładał: 6-latki do szkół, obowiązkowa edukacja 5-latków w przedszkolu.

Tym się zajmuje i takich odkryć dokonuje w szufladach ministerstwa, którym kieruje od dwóch lat, mini ster e-dukacji Joanna Kluzik-Rostkowska. Wie, że niedouczone społeczeństwo uwierzy w każdą bzdurę, więc można pleść co ślina na język przyniesie. Uwierzy równie łatwo w cudowne talenta Bashobory jak i prezesa Amber Gold, który wpłacone dziś pieniądze odda jutro powiększone o 15% i więcej procent. Umiejętności rodaków mimowolnie doskonale scharakteryzował prezes PiS mówiąc, że Żadne krzyki i płacze nas nie przekonają, że białe jest białe a czarne jest czarne. Nie przekonają, bo myślenie, zdobywanie wiedzy, potwierdzanie faktów wymaga wysiłku. I jest to wysiłek ponad siły…

Dodaj komentarz


komentarze 2

  1. Na początek załatwię prywatę. Pogłaskałeś mnie po sercu cytatem Zamoyskiego. Po wtóre, to też prywata. Chciałabym czytać w prasie takie artykuły jak Twój wpis na blogu. Jest on do wydrukowania i na lewicowej i prawicowej i każdej trzymającej poziom. Poruszasz temat, przedstawiasz problem, a nie toczysz „walki’ z jakimś tam duchem.

    Wykształcenie, jego poziom to sprawa, która powinna być na jednym z pierwszych miejsc. Obojętnie czy rządy obejmie nadal PO, czy przejmie je PIS, czy utworzy się jakaś koalicja. Samorządom należy odebrać możliwość wpływania na szkolnictwo. Pozostawić im obowiązek dbania o szkoły, ich wyposażenie, remonty. I tyle.

    Do wiedzy obywateli słabo dociera wiadomość o przyczynach niskiego poziomu nauczania. Rodzicom często jest to obojętne, bo jak dzieciak przechodzi z klasy do klasy, to po kłopocie.

    Programy są tak ułożone, że nauczyciel nie ma możliwości by wracać, powtarzać i pomagać słabszym uczniom. Na lekcji wyłożył i uczniowie mają wiedzieć, a jak tuman nie wie, to niech „starzy”mu zafundują dodatkowe lekcje zwane korepetycjami. I rodzice na to się godzą. Pokłócą się w sprawach takich jak „ma wisieć – czy nie ma wisieć krzyżyk”. W szkole problem jakości uczenia jest sprawą trzeciorzędną. Kuratoria coś tam też udają i nie bardzo wiem po co są? Zdały z czegoś egzamin?

    A Kluzik-R? To żałosne bzdurzenie, a jakość polityczna tego gadania beznadziejna.

    Czy można się dziwić jakości uczenia dzieci, pracom dziennikarzy, zachowaniom lekarzy, gdy dla prowadzenia wyższej uczelni, do zarządzania nią, przyznano tumanowi tytuł doktora za pracę doktorska napisaną na podstawie własnego życiorysu?  Czy można się dziwić, że takie rzeczy przechodzą. Ale też zastanowić ilu takich doktorów w Polsce mamy?

    1. Urywek z listu prof. Modzelewskiego do Rektora UW:

      Reformy ostatnich lat znacznie obniżyły poziom uniwersyteckiego nauczania. Wygląda na to, że odbiło się to również na języku, którym posługuje się kadra nauczająca. Wiem, że Rektor Uniwersytetu Warszawskiego nie ma na to rady, ale spędziłem na tym uniwersytecie sporo lat i odczuwam wstyd. Ten wstyd nie jest tylko moją osobistą sprawą. Jest to sprawa publiczna. Dlatego list, który w tej sprawie napisałem do Pana Profesora, decyduję się opublikować.