Po ile Warszawiacy?

Dawniej mawiano „Nie masz cwaniaka nad Warszawiaka”. Dziś najwyższe czynniki partyjno-rządowe zdają się mówić „Nie ma głuptaka nad Warszawiaka”. I to powiedzenie może okazać się prawdą, gdy Warszawiacy posłuchają polecenia i pozostaną w domach kupieni przez sypiącą jak z rękawa prezentami panią prezydent. Nagle bowiem okazało się, że to co jeszcze wczoraj było niemożliwe, dziś jest możliwe, a na to, na co jeszcze wczoraj nie było pieniędzy, dziś już są.

Demokracja to nie tylko prawa, ale także obowiązki. Jest kolosalna różnica między sytuacją, gdy do bojkotu referendum namawia władza, a gdy czyni to zwykły człowiek lub nawet opozycja. Ma rację Zbigniew Hołdys, gdy mówi, że Pstryczkiem, który włączył nam jesień polskiej demokracji, okazał się apel premiera o bojkot referendum. Pstryknął 16 lipca 2013 roku i złamał obywatelskiej demokracji kark. Prztyczkiem, który złamał kark polskiej demokracji nie było jednak namawianie do bojkotu referendum, ale nie mająca dotąd precedensu butna, arogancka i pogardliwa zapowiedź premiera, że po odwołaniu pani prezydent na komisarza mianuje… odwołaną panią prezydent.

Nie po to wybieramy w wolnych wyborach swoich przedstawicieli, którzy nas słono kosztują, by oni zamiast rządzić jeździli po kraju i zachęcali wyborców a to do udziału w referendum, gdy odwoływany jest przedstawiciel konkurencyjnego ugrupowania, a to do bojkotu, gdy chodzi o któregoś z kolegów partyjnych.

Polsce grożą drakońskie kary za niewypełnienie zobowiązań związanych z naszym członkostwem w Unii. Nie wykonywane są wyroki Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu. Dług publiczny nieubłaganie zbliża się do 1.000.000.000.000 zł (słownie: biliona złotych). W tym roku rząd zadłuży kraj na kolejne 50 miliardów zł, w przyszłym roku przewidziano deficyt na podobnym poziomie. W roku wyborczym deficyt najprawdopodobniej sięgnie 100 miliardów, bo trzeba będzie sobie głosy wyborców kupić.

Warto sobie uzmysłowić, że Polska w latach 2007-2013 dostała z Unii aż 67 miliardów euro, czyli skromnie licząc ponad 250 miliardów złotych. W tym samym czasie zadłużenie państwa wzrosło o niemal 400 miliardów złotych. — Chcemy aby w ten budżet, który zaczyna się w 2014 r., Polska miała wejście smoka — dzielił się swymi chęciami Rostowski z Polakami równo rok temu. No i mamy wejście smoka. Na konta Funduszy Emerytalnych.

W tej sytuacji zajmowanie się wewnętrznymi sprawami partii, jawne i bezczelne wspieranie swoich na stanowiskach, budzi niebotyczne zdumienie i zakrawa na szyderstwo. Cały czas słyszymy zapewnienia, że Polska jest zieloną wyspą, że suchą nogą przeszliśmy przez kryzys. Ale gdy zapytać dlaczego rząd w takim tempie zadłuża kraj, pada odpowiedź „No jak to! Przecież jest kryzys!”. I w tym momencie przypomina się stare powiedzenie: „Lepiej z mądrym zgubić, niż z głupim znaleźć”. Znaleźliśmy się w Unii, dostaliśmy masę kasy i… grozi nam bankructwo.

Podzieleni Polacy, społeczeństwo, które skłócił Tusk i Kaczyński, wyborcy i obywatele powinni wreszcie uświadomić sobie, że nie jest ważne, czy polityk jest z PO czy z PiS-u. Ważne, czy jest mądry, czy zna się na rzeczy, czy jest kompetentny….

Dodaj komentarz