No to Wania jakie notowania?

Lider opozycji, określanej przez PiS żartobliwie mianem „totalna”, stanowiska i pozycji w partii nie zawdzięcza demokratycznej procedurze, ponieważ liderem został mianowany. Dlaczego, jak, przez kogo? Nie wiadomo. Towarzysze milczą na ten temat, a dziennikarze nie są ciekawi. Domniemywać należy, że choć w wyborach nie miał szans, to miał na tyle mocną pozycję w partii, że „wybór” sobie zaklepał. Teraz jego orędownicy i sprzyjające mu media przekonują, że to jemu partia zawdzięcza sukces, że to dzięki niemu powstała największa na świecie koalicja. Mimo jej wielkości jakiejś wielkiej przewagi nad koalicją rządową nie uzyskała.

Starsi wyborcy pamiętają, że komuniści także zapewniali, iż kraj rozwija się tylko dzięki nim, że gdyby nie oni byłaby bieda i nędza i wykupiliby nas Niemcy. Przestali dopiero wtedy, gdy nie dało się już nikogo przekonać, że zarobki na poziomie 20 dolarów miesięcznie i puste sklepy to wielkie osiągnięcia, którymi można się chełpić. Albowiem mimo wszelkich niedoskonałości kapitalizmu i demokracji to samo co komuniści można było osiągnąć dużo mniejszym nakładem sił i środków w dużo krótszym czasie. Jeśli wierzyć danym GUS, przeciętne miesięczne wynagrodzenie brutto w sektorze przedsiębiorstw w 2018 r. wynosiło 4.852,29 zł, to znaczy, że Polacy zarabiali grubo ponad 1.000 dolarów przy kursie 3,82 zł za dolara. W ciągu 30 lat (1998-2019) przekroczyły 1.000 dolarów, w ciągu 44 lat (1945-1989) nie przekroczyły 100.

Jaki te wywody mają związek z przywódcą opozycji totalnej? Ano taki, że bez niego opozycja co prawda nie byłaby totalna, ale za to cieszyłaby się większym poparciem. Potwierdzeniem tej tezy są wysokie notowania Donalda Tuska, mimo obrzydzania go Polakom przez czynniki partyjno rządowe i prorządowe media na wszelkie możliwe sposoby, i niskie notowania Grzegorza Schetyny mimo rozciągnięcia nad nim parasola ochronnego.

Prawdziwy przywódca, który o poparcie zabiega, mierzy się z konkurentami w wyborach i je wygrywa, jest w stanie powściągnąć wybujałe ambicje, wznieść się ponad interes swój i swojej partii, spojrzeć szerzej, skoncentrować się na potrzebach kraju. O liderze totalnej opozycji powiedzieć tego nie sposób. Nie tylko nie jest w stanie wznieść się ponad swoje ograniczenia, ale na sercu leży mu wyłącznie własna kariera. Potwierdzeniem są listy do europarlamentu złożone nie z fachowców lecz głównie nazwisk. Bo prawdziwym celem nie jest zapewnienie Polsce najlepszej reprezentacji w europarlamencie, lecz zwycięstwo wyborcze i utrzymanie się u steru.

Jakie kompetencje ma na przykład były piłkarz, reprezentant Polski i zawodnik Jagiellonii Białystok Tomasz Frankowski, „jedynka” w okręgu obejmującym województwa podlaskie i warmińsko-mazurskie? Co będzie robił w Brukseli? W zastępstwie Tuska uczył haratania w gałę? Jakie doświadczenie w polityce ma Janina Ochojska? Dlaczego nie chce robić tego, co robiła od lat i na czym zna się doskonale? Jaki pożytek z murarza z wieloletnim doświadczeniem, który postanawia zostać kucharzem? Czy dzięki temu, że z Polski wyjadą ci, którzy Polskę do Unii wprowadzali ci, którzy zostaną Polski z Unii nie wyprowadzą? Lider z prawdziwego zdarzenia planuje kilka ruchów do przodu, robi rachunek zysków i strat, rozważa którzy politycy bardziej przydadzą się w kraju, a którzy powinni z korzyścią dla wszystkich zasiąść w ławach Parlamentu Europejskiego. Ma odwagę i nie waha się podejmować niepopularnych decyzji. Kogo wystawi totalnie nieudolny lider w wyborach krajowych jeśli uda mu się utrzymać koalicję przy życiu? Jak można opierać się na ludziach, którzy okazali się nielojalni? Znalazło się miejsce dla tyczkarza, ale brakło odwagi, by zaproponować start p. Sheuring-Wielgus czy p. prof. Płatek. Poparcie dla koalicji oscylujące wokół poparcia dla partii rządzącej to nie sukces, ale totalna klęska.

Po czterech latach rządów PiS-u Polacy stanęli pod ścianą. I robią wszystko, by zwaliła im się na głowy. Zwycięstwo PiS-u to krach gospodarczy i państwo totalitarne, zwycięstwo koalicji populistycznej to krach gospodarczy i… nie wiadomo co. Bo na razie pewne jest tylko, że jeśli koalicja dotrwa do wyborów parlamentarnych i wygra, to nadal będzie zadłużała kraj w ekspresowym tempie rozdając pieniądze na prawo i lewo. I wcale nie ma gwarancji, że na lewo będzie rozdawać z większym umiarem.

Dodaj komentarz