Klęska urodzaju, czyli jak zrujnować polski państwowy przemysł rozrywkowy

Oglądnąłem ja serial o polskiej piosenkarce Annie German. Żeby móc oglądać serial o polskim wykonawcy, serial o polskim wykonawcy muszą nakręcić Rosjanie, ponieważ misja polskiej telewizji abonamentowej polega na czym innym. Tak więc, dzięki Rosjanom, miałem możliwość zapoznania się z losem naszej wokalistki, a także mogłem posłuchać, czy może raczej przypomnieć sobie, wykonywane przez nią piosenki. Można snuć przypuszczenia, czy gdyby żyła dziś udałoby się jej osiągnąć to, co osiągnęła. I czy wtedy jej kariera rozwijałaby się równie harmonijnie bez wsparcia i ochrony ze strony zakochanego bez pamięci w jej matce oficera KGB, Walentyna Lawriszyna. Zaś wracając do serialu, można mieć zastrzeżenia do końcowych odcinków, w których czas przyspieszył tak bardzo, że trudno się było zorientować czy to jeszcze lata siedemdziesiąte, czy już osiemdziesiąte. A zakończenie…

Na marginesie nie od rzeczy będzie wyrazić niebotyczne zdumienie. Polskie feministki przeszły oto do porządku dziennego nad mizoginicznym podejściem rosyjskich scenarzystów do polskich kobiet. W siódmym odcinku Rosjanie obrażają miliony Polek bardziej niż Wojewódzki i Palikot razem wzięci sugerując, że polska kobieta marzy tylko o jednym — by samodzielnie umyć podłogę szmatą umaczaną w wiadrze lub miednicy.

Nikt nie zaprzeczy, że śpiewająca w siedmiu językach Polka to diament, talent na skalę światową, który powinien zarabiać miliony, a nie przymierać głodem za głodowe, socjalistyczne stawki. A skoro już o pieniądzach mowa — pozaserialowa rzeczywistość kapitalistycznej Polski jako żywo przypomina socjalistyczną rzeczywistość oglądaną w krzywym zwierciadle. Otóż popularność serialu i jego głównej bohaterki doprowadziła w XXI wieku państwową spółkę Polskie Nagrania do bankructwa. Tę informację potwierdziło Ministerstwo Skarbu Państwa. Spółka wydawała płyty między innymi także Anny German, ale jak na spółkę państwową przystało nie uznała za stosowne stosować się do prawa i płacić tantiem. Spadkobiercom piosenkarki z tytułu zaległych opłat winna jest około 2 milionów zł. A same Polskie Nagrania nie zarabiają, choć posiadają prawa własności do 34.000 utworów muzycznych, zaś majątek firmy wyceniany jest na około 20 mln zł.

Pirat to jest ten, któren ściąga empetrójkę z sieci, a nie ten, kto rżnie przymierającego głodem lub już martwego wykonawcę na miliony. Polskie Nagrania przygotowały reedycje płyt winylowych Anny German w cenie 29 zł sztuka. Sądząc po numerach (XL) są to płyty monofoniczne, choć informacji o tym próżno szukać w opisie. Reedycje nie zawierają także żadnego dodatkowego materiału, dzięki temu ci, którzy kupili płyty winylowe w PRL-u mogą sobie kupić drugi raz to samo tyle, że w postaci cyfrowej.

Firma w żaden sposób nie zachęca do kupowania swoich produktów. Nie skorzystała z okazji, by zarobić na popularności Anny German i wydać kolekcjonerski box z wszystkimi nagraniami artystki. Do wersji deluxe można by było dodać serial na DVD. Nie proponuje subskrypcji na płyty poszczególnych wykonawców, nie oferuje zniżek dla kupujących więcej niż jedną pozycję. Polskie Nagrania to doskonały przykład firmy prowadzonej przez Skarb Państwa według sprawdzonych w realnym socjalizmie wzorów. Państwowemu właścicielowi wydaje się najwidoczniej, że nadal jest rynek producenta, a nie konsumenta.

Czy może dziwić, że działającą na zasadach opracowanych przez Hilarego Minca dla socjalistycznego handlu lub Donalda Tuska dla aptek i śmieci firmę doprowadziła do ruiny kura znosząca złote jajka? Komunę też przecież pustoszyły na przemian dwa kataklizmy — przejściowe trudności i klęski urodzaju…

Dodaj komentarz