Inwigilacja w służbie demokracji

10 kwietnia 2010 roku rozbił się samolot z prezydentem Polski na pokładzie. Od tego czasu minęło cztery lata, a atmosfera taka, jakby to było wczoraj. Wypadki, a zwłaszcza katastrofy lotnicze, badają specjaliści, którzy na sprawie się znają. Wiedzą jak i dlaczego samolot lata, znają fizykę i wiedzą jak zachowuje się ważąca kilka ton maszyna pędząca z dużą szybkością. Wiedzą także, że zachowuje się inaczej niż ugotowana, a nawet nieugotowana parówka. U nas sprawę katastrofy bada już czwarty rok prokuratura. Można postawić śmiałą tezę, że gdyby polska prokuratura działała już wtedy, to do dziś prowadziłaby śledztwo w sprawie śmierci dinozaurów.

Ostatnio Amerykanie ujawnili nieznany szczegół rzucający nowe światło na to pamiętne wydarzenie. Otóż NASA pokazała zdjęcie na którym wyraźnie widać snop światła laserowego. Nawet dla laika oczywistym staje się, że samolot został zestrzelony. Zadaniem prokuratury jest teraz w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat wyjaśnić kto za tym stał i czemu to służyło. Gdyby w tym celu trzeba było wybudować kosmodrom i rakietę kosmiczną, to byłby to jedyny pozytywny efekt tego śledztwa.

Śledząc poczynania polskiej prokuratury nie można oprzeć się wrażeniu, że zachowuje się asekuracyjnie. Gdy jakimś sprawom towarzyszy mały rozgłos śledztwa, nawet dotyczące poważnych przestępstw, są błyskawicznie umarzane. Pozostałe ciągną się w nieskończoność nie po to, żeby odkryć prawdę, ale po to, by nikt nie mógł zarzucić braku staranności. Przy czym niektóre ze spraw ciągnięte są ewidentnie z wyrachowania, bo ich zakończenie mogłoby zostać źle przyjęte. W przypadku „śledztwa smoleńskiego” dochodzi jeszcze aspekt polityczny — zamknięcie sprawy nie jest na rękę ani PO, ani PiS-owi.

Skoro o PiS-ie mowa, to jest to partia postrzegana, i tak się zresztą prezentuje, jako ta, która po zdobyciu władzy skończy z demokracją i złapie naród za twarz. Wyziera to z wielu komentarzy i publikacji mediów tak zwanego głównego nurtu. Tymczasem to rządząca obecnie koalicja, przy owych mediów cichym przyzwoleniu powoli acz systematycznie przygotowuje grunt pod rządy autorytarne. Jak pisze Ewa Siedlecka w tekście dyskretnie ukrytym pod piano, w 2013 r. policja i służby wzmogły inwigilację. Zastępca rzecznika praw obywatelskich Stanisław Trociuk poinformował z kolei, że w Polsce są aż 2 miliony zapytań o dane telekomunikacyjne w ciągu roku. Ale ani służbom, ani władzy nie zależy na tym, by szczegóły zostały upublicznione. Bowiem w państwie rządzonym przez liberała przepoczwarzonego w socjaldemokratę coraz więcej informacji jest tajne przez poufne. A choć prawo zabrania przesłuchiwania np. adwokata na okoliczności związane z obroną jego klienta, to służby nie mają zakazu podsłuchu rozmów klienta z adwokatem. Bez uzyskiwania zgody sądu mogą także poszerzać zakres kontroli operacyjnej z pominięciem tajemnicy adwokackiej, dziennikarskiej, lekarskiej itp.

Dziś media informacje posiadają, ale ich nie podają, lub podają tak, by trudno było do nich dotrzeć. Najwidoczniej wierzą, że cenzurowane informacje lepiej się sprzedają. Bo Trybuna Ludu na ten przykład w czasach PRL-u wychodziła w milionowym nakładzie. Również wyborcy nie mogą narzekać. Dawniej mieli do wyboru Polską Zjednoczoną Partię Robotniczą, Zjednoczone Stronnictwo Ludowe i jedyne w owych czasach niezjednoczone Stronnictwo Demokratyczne. A dziś? A dziś do wyboru jest jedna z części Polskiej Zdublowanej Prawicy Rozmodlonej, Polskie Stronnictwo Ludowe, Sojuz Lewicy Demokratycznej, Twój Ruch oraz Tomasz Adamek z Solidarnej Polski

Wasza kolej, wyborcy!

Dodaj komentarz