Element antychrześcijański

Człowiek jest twórcą Boga a Bóg jest tworem i dziełem człowieka. Tak więc ludzie są twórcami i stwórcami Boga, a Bóg nie jest bytem rzeczywistym, lecz bytem istniejącym tylko w umyśle, a przy tym bytem chimerycznym, bo Bóg i chimera są tym samym. Prosty lud oszukiwany jest przez mądrzejszych wymysłem wiary w Boga na swoje uciemiężenie; tego swego uciemiężenia broni jednak lud w taki sposób, że gdyby mędrcy chcieli prawdą wyzwolić lud z tego uciemiężenia, zostaliby zdławieni przez sam lud.

Każda epoka ma swoich bohaterów. Po każdej zawierusze dziejowej jedni bohaterowie są strącani z piedestałów, inni na nie trafiają. Jaki z tego wniosek? Że rezydenci cokołów to w wielkiej mierze bohaterowie nie tyle narodowi, ile sezonowi. W czasie słusznie minionym na ten przykład na piedestał wdrapywali się wszelkiej maści „utrwalacze” władzy ludowej i inni „bohaterowie”, których związki z Polską były mizerne, albo żadne. Zmieniano też na potęgę nazwy ulic, placów i skwerów.

Gdy po czterdziestu pięciu latach Polska „odzyskała niepodległość” przykładowo Włodzimierza Ilicza Lenina zastąpiono na piedestale Janem Pawłem II. I słusznie uczyniono, bo zasługi dla kraju obaj panowie mieli podobne, czyli żadne, ale ten drugi przynajmniej był Polakiem. Podobnie z nazwami ulic i patronatami. Poza księdzem nie nadaje się nikt, ponieważ każdy pisarz, poeta, wybitny społecznik ma w życiorysie jakąś plamę, która go dyskwalifikuje. A w życiorysach duchownych nikt nie odważy się gmerać. Więc partonem kraju zostaje nie król, dzięki któremu ten teren w ogóle stał się państwem, ale klecha, który przyczynił się do przepędzenia polskiego monarchy.

Przerywając te niewesołe dywagacje należy wspomnieć człowieka, który jak najbardziej nadaje się na bohatera narodowego. Człowieka, który stracił życie broniąc prawdy, przeciwstawiając się siłom reprezentującym obce interesy i ciemność, zwaną dla niepoznaki jasnością. Zacytowany na początku tekst pozwala zrozumieć, dlaczego został skazany na niebyt, trudno znaleźć o nim wzmiankę, nie pojawia się na kartach polskich podręczników historii zaopatrzonych w pieczątkę „imprimatur”.

Autorem tych słów jest Kazimierz Łyszczyński, a pochodzą z traktatu „De non existentia Dei”. Powiedzmy to jeszcze raz wprost i dobitnie. Kazimierz Łyszczyński popadł w niepamięć, ponieważ zginął z rąk świątobliwych sług bożych, utrwalaczy władzy bożej. Miał bowiem czelność stanąć w obronie rozumu. Pan bóg jak można się było spodziewać w żaden sposób nie zareagował na „bluźnierstwa”, ale jego słudzy wpadli w amok. Łyszczyński najpierw zmuszony został, by własnoręcznie spalić swoje pisma, a 30 marca 1689 roku wykonano wyrok na nim samym. Tak to wydarzenie relacjonuje biskup Załuski:

Wyprowadzono go na miejsce stracenia i okrutnie znęcano się najpierw nad jego językiem i ustami, którymi on okrutnie występował przeciw Bogu. Potem spalono jego rękę, która była narzędziem najpotworniejszego płodu, spalono także jego papiery pełne bluźnierstw i na koniec on sam, potwór, został pochłonięty przez płomienie, które miały przebłagać Boga, jeżeli w ogóle za takie bezeceństwa można Boga przebłagać.

Egzekucja

Jak wiadomo z historii Bóg dał się przebłagać i Polska niedługo potem zniknęła na ponad wiek z mapy Europy.

Ucz się prawdy od kamieni
Ponieważ ludzie, nawet ci, którzy prawdę znają
Uczą, że jest ona fałszem
Doktryna mędrców jest bowiem dyktowanym przez rozsądek kłamstwem.

Tak miało brzmieć epitafium, fragment wiersza Łyszczyńskiego, który wybrał dla siebie na kamień nagrobny. Nie wiedział, że jako „monstrum” nie zasłuży nawet na grób.

W 300-lecie śmierci, na Białorusi, gdzie znajdował się jego rodzinny majątek, ustawiono pamiątkowy kamień z epitafium. W Polsce o Łyszczyńskim zapomniano. Co prawda jeszcze przed wojną pojawiła się idea, by wystawić mu w Warszawie pomnik, ale nikt nigdy nie próbował jej zrealizować. Dziś do tego pomysłu wróciło Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. Wróciło


Andrzej Rusław Nowicki: Kazimierz Łyszczyński 1634-1689; Proces Łyszczyńskiego; Udział biskupów w sądzie nad Łyszczyńskim

Dodaj komentarz