Dymajcie nas błagamy was

Obywateli dymać można na wiele sposobów. Pierwszym zastosowanym przez komunistów była wymiana pieniędzy. Na czym polegał myk? Że depozyty bankowe i gotówkę do określonej kwoty wymieniano po kursie 3 nowe złote za 100 starych, a powyżej określonej kwoty w stosunku 1 do 100.

Można jednak inaczej. Można namawiać obywateli by przez lata oszczędzali na mieszkanie, lub zakładali polisy dla dzieci, po czym zagwarantować, że pełny wkład mieszkaniowy wystarczy na metr lub dwa nowego mieszkania, a polisa posagowa na zakup skromnego bukietu kwiatów.

W wolnej Polsce, jeśli się tylko jest liberałem, czy jak kto woli neoliberałem, można postąpić bardziej szczwanie. Najpierw należy przygotować system, podobny nieco do systemu książeczek mieszkaniowych i zmusić obywateli by do niego przystąpili. Potem należy obywatelom wmówić, że ich składki, które płacą, rujnują budżet. Choć to czysty absurd i bujda na resorach wielu w to wierzy głębiej niż w świętych obcowanie.

Następnie trzeba ogłosić, że się przepoczwarzyło w socjaldemokratę i jak na rasowego marksistę-leninistę przystało położyć łapę na zgromadzonych oszczędnościach. Żeby móc to zgrabnie przeprowadzić należy wcześniej zmusić depozytariusza składek, by lokował je w papiery dłużne państwa, czyli obligacje. Potem wmówić ogłupiałemu ludowi, że jak robi to, do czego państwo go zmusza, to to państwo rujnuje.

W tym wskazywaniu palcem winnego prawie wszystko się zgadza poza jednym — państwo dopłaca do ZUS bo po pierwsze utrzymuje rozbudowany system przywilejów, a po drugie nie dokończyło reformy. Kiedy w 1999 roku wprowadzano ją, zakładano że lukę w ZUS-ie spowodowaną odprowadzaniem składek do OFE pokryją wpływy z prywatyzacji. Były jednak ważniejsze wydatki, więc pieniądze z rachitycznej prywatyzacji przeznaczono na inne cele. System, w założeniu powszechny, miał obejmować także  rolników. Sam budżet KRUS-u w 2011 roku wynosił 16,5 mld zł, z tego tylko 1,4 mld zł pochodziło ze składek wpłacanych przez rolników. Reszta, czyli 15 mld zł, pochodziło z podatków i z kredytów zaciągniętych przez rząd. Dotacja do KRUS-u stanowi ponad 4,5% wydatków budżetowych państwa.

Jeszcze kilka przykładowych liczb. Na emerytury dla policjantów MSW wydaje rocznie 6 mld zł,  MON dla żołnierzy – 5,7 mld zł. Świadczenia sędziów i prokuratorów kosztują podatników 1,1 mld zł. Doliczając do tego przywileje górników dostajemy kwotę 37 mld zł rocznie. Ponadto pensje brutto pracowników służby mundurowej nie są opodatkowane na takich zasadach, jak większości Polaków. Opłacają z nich bowiem tylko podatek dochodowy i składkę zdrowotną, ZUS-u nie. Małych przedsiębiorców natomiast ZUS kosztuje już ponad 1 tys. zł miesięcznie. Efekt? Emerytura żołnierza wynosi średnio 2,7 tys. zł, policjanta 2,9 tys. zł, sędziego – 6,5 tys. zł. Przedsiębiorca może zaś liczyć na co najwyżej kilkaset złotych.

Niedawno nowelizowano ustawę budżetową, bo kasy brakło. Gdy dodamy do siebie dwie liczby (15 miliardów dotacji do KRUS + 37 miliardów dotacji do mundurowych i wymiaru sprawiedliwości), otrzymamy więcej niż wynosi tegoroczny deficyt budżetowy. Widać więc wyraźnie, że państwa nie zadłuża pracownik odkładając swoje pieniądze na swoją emeryturę, ale nieudolny rząd, który nie potrafi uporządkować finansów publicznych i ukrócić rozbuchanych ulg i przywilejów.

Przez czterdzieści pięć lat byliśmy dymani przez rządy, których nie wybieraliśmy. Teraz jesteśmy dymani przez rząd, który wybraliśmy. Czy to przypadek, że nikt nas dotąd tak zgrabnie nie bujał, jak wyedukowani przez PRL historycy?

 

P.S. Warto zwrócić uwagę na tak zwane „rynki finansowe”, które nacjonalizacji składek emerytalnych przyklaskują. To dobitnie świadczy o tym kto tak naprawdę na tych manewrach skorzysta. Jeśli komuś wydaje się, że on, to ma rację — wydaje mu się.

Dodaj komentarz