Bóg zapłać!

Zdumiewające. Unia Europejska straciła cierpliwość grubo przed terminem. Mimo, iż sprawę należało uregulować do 2008 roku, to unijni biurokraci wytrzymali aż do teraz. Im także najwidoczniej po szoku jakim były dwa lata rządów braci Ka, Tusk jawił się pragmatycznym przywódcą, który bez zbędnej zwłoki wprowadzi wymagane uregulowania. Po pięciu latach bezczynności nawet Unia straciła cierpliwość. Być może dlatego, iż lista olanych uregulowań, wyroków i dyrektyw jest imponująca.

Dlaczego rząd nie kiwnął palcem przez pięć lat w sprawie in vitro? To proste. Przewodniczący PO i zarazem premier jak ognia unikał deklaracji na temat poglądów. Zwłaszcza, że wtedy był jeszcze liberałem i chrześcijańskim demokratą, a nie socjaldemokratą jak dziś. A w tej sprawie musiałby opowiedzieć się po którejś ze stron. W owym czasie takie bezideowe ni to, ni sio miało zbawienny wpływ na słupek poparcia. Gdyby Donald Tusk opowiedział się jednoznacznie, stanąłby oko w oko albo z samym Gowinem, który słuch ma tak wyczulony, że słyszy płacz marznących zarodków, albo z przeciwnym biegunem w partii, głuchym na ryk embrionów. Gdy partia jest zbieraniną towarzyszy od Sasa do lasa, to i poglądy członków są skrajne i nie do pogodzenia.

Wydawać by się mogło, że pan przewodniczący trzymał partię żelazną ręką i był w stanie przeforsować każde rozwiązanie. Ale po co miałby robić coś niepopularnego, skoro mógł nie robić nic? Po co miał wysilać się dla kraju, skoro już został wybrany? Poza tym Unia, co już zauważył wielki poprzednik, nie ma prawa narzucać Polsce swojego widzimisię. Wystarczy, że daje kasę. Na dodatek i tak wszystkie kary, opłaty karne i odszkodowania płacą podatnicy*, więc w czym problem? Wygląda jednak na to, że po sześciu latach oczekiwania nawet Unia pozbyła się złudzeń i dostrzegła wreszcie, że Donald Tusk nie rządzi, a jedynie administruje. Nie tyle jest premierem, ile gubernatorem, nie do końca wiadomo tylko z czyjego nadania. Że nie ma żadnej wizji poza trwaniem u władzy i forsuje tylko te rozwiązania, które mu to trwanie umożliwią. Wtedy nawet dwa miliony podpisów sprzeciwu wobec forsowanych rozwiązań nie wywierają na nim żadnego wrażenia.

W polskiej konstytucji można wyczytać, że Bóg jest źródłem prawdy, sprawiedliwości, dobra i piękna. No to sięgamy po spisane na jego wniosek przez trzeźwych i niepalących słowa i szukamy in vitro. Nie ma! Dlaczego nie ma? Wyjaśnienia są dwa. Albo wszechmogący o tym sposobie leczenia niepłodności nie miał zielonego pojęcia, albo uważał, że nie ma sensu o nim wspominać, ponieważ po to dał ludziom rozum, by z niego korzystali. Z kolei w przypadku aborcji trzeba pamiętać, że Jeżeli chodzi o dzieci w wieku od jednego miesiąca do pięciu lat, to chłopiec będzie oceniony na pięć syklów srebra, a dziewczynka na trzy sykle srebra. Czyli, po dzisiejszym kursie, około 80 zł za dziewczynkę i niecałe 140 zł za chłopca. O człowieku poczętym ani słowa. Polscy politycy mają czelność kwestionować boski cennik?

Dlaczego polscy parlamentarzyści chcą swoim rodakom zafundować prawo, którego źródłem nie jest Bóg? Skoro, jak twierdzą, Bóg jest wszechmocny i wszystko może, to może sam zabrać głos w sprawie. Jeśli nie zabiera to znaczy, że uważa sprawę za niegodną wzmianki i nie ma nic przeciwko stosowaniu in vitro. A to z kolei oznacza, że forsowanie widzimisię posła czy biskupa jest uzurpacją i woła o pomstę do nieba. Czyjeś, i to wcale nie boskie, widzimisię nie może być obowiązującym wszystkich prawem!

W ogóle jeśli chodzi o pryncypia, to sprawy zmierzają w dziwnym kierunku. Konstytucja nie pozwalała prezydentowi Białorusi rządzić dłużej niż dwie kadencje, więc została znowelizowana, a Łukaszenka rządzi do dziś. Konstytucja Rosji nie pozwalała sprawować urzędu prezydenta dłużej niż dwie kadencje, więc została poprawiona, co umożliwiło powrót Putina na stanowisko. Polskie przepisy pozwalają odwoływać prezydentów i burmistrzów w referendach, więc pan prezydent przygotował przepisy, które to uniemożliwią. Co charakterystyczne niezałatwione sprawy, istotne z punktu widzenia państwa i mające pierwszorzędne znaczenie dla obywateli, jak chociażby in vitro czy wyrok w sprawie oceny z religii, snu z oczu prezydentowi nie spędzają. Za to martwi się, że koleżanka partyjna straci stanowisko, choć przysięgał służyć Polsce, a nie partii.

Coraz wyraźniej widać, że polscy politycy mają społeczeństwo polskie w bardzo głębokim poważaniu i pilnują tylko tych spraw, i interesów tych grup, które przynoszą wymierne profity. Dotyczy to wszystkich sił zasiadających w sejmie.


* Jak to działa można prześledzić na przykładzie kary w wysokości 79,9 mln euro nałożonej przez Unię za niewystarczające kontrole wniosków o wsparcie w ramach Wspólnej Polityki Rolnej. Zamiast uszczelnić system i nie dopuścić do nieprawidłowości rząd nie zrobił nic, a gdy kara została już nałożona pan premier obudził się i uznał, że jest zdecydowanie za wysoka. Przy okazji zadeklarował, jak zwykle, że zrobi wszystko, by sytuacja się nie powtórzyła. Po czym zajął sie robieniem wszystkiego, by wygrać wybory w partii.
Lista kar, jakie mogą spaść na Polskę ze strony Unii jest imponująca. Co ciekawe łatwo można znaleźć informacje o grożących karach, ale trudniej o tych, które już zostały nałożone.

Dodaj komentarz