Analiza

Na pierwszej stronie portalu gazeta.pl w dziale „Wiadomości” pojawiła się nie sygnowana tagiem „Tylko u nas” sensacyjna wiadomość, z której można było dowiedzieć się, że „Wiadomościom” telewizyjnym „nie umknął” Lech Wałęsa w bluzie z napisem „Konstytucja”. »Wałęsa w bluzce „Konstytucja” na pogrzebie Busha seniora. Nie umknęło to „Wiadomościom”«. Według portalu wzmianka o Wałęsie znalazła się w telewizyjnych „Wiadomościach” nie dlatego, że był legendarnym przywódcą Solidarności, laureatem Nagrody Nobla, byłym prezydentem i wziął udział w pogrzebie prezydenta George’a Busha. Wałęsa w „Wiadomościach” „pojawił się” dlatego, że na pogrzebie „pojawił się” w bluzce z napisem „Konstytucja”.

Lech Wałęsa pojawił się na uroczystościach pogrzebowych George’a H. W. Busha w bluzce z napisem „Konstytucja”. Pojawił się dzięki temu w „Wiadomościach” TVP.

Niestety, po lekturze tego pogłębionego materiału śledczego czytelnik może odczuć pewien niedosyt. No bo jeśli Wałęsa pojawił się w „Wiadomościach” dzięki napisowi na bluzie, to dzięki czemu pojawili się w nich także chociażby prezydenci Duda i Trump skoro byli bez bluz? Może portal śledczy powinien przyjrzeć się tej zagadce i spróbować ją rozwikłać? Na razie przygląda się wynikowi sondażu, który zjednoczonej opozycji daje 50% w nadchodzących wyborach parlamentarnych, a PiS-owi 38%. Wniosek analizy jest oczywisty. Jeśli do wyborów przystąpi zjednoczona prawica, pod szyldem PiS, to zgarnie ponad 30% głosów. Natomiast jeśli opozycja zjednoczy się pod wspólnym szyldem, to — z uwagi na sposób przeliczania głosów na mandaty — może wygrać wybory i sens dalszego istnienia portalu śledczego stanie pod wielkim znakiem zapytania. Do tego nie wolno dopuścić. Należy więc tak analizować scenę polityczną, by stało się jasne, że siła bynajmniej nie w jedności.

Często pada argument, że po połączeniu się jednej partii z drugą część wyborców pozostanie w domach. W omawianej analizie analityk dochodzi do innego wniosku:

W sondażach IPSOS dla OKO.press czterokrotnie sprawdzaliśmy poparcie dla hipotetycznych koalicji, tworząc różne partyjne konfiguracje. We wszystkich przypadkach poparcie dla koalicji partii liberalnych było niższe niż suma odsetek poparcia dla partii, które je tworzyły. Zwykle ta strata wynosiła niewiele – 2-3 pkt proc., ale ani razu nie wystąpiła premia za zjednoczenie.

Aby przekonać się co z tego wynika należy sięgnąć po realne, a nie sondażowe wyniki wyborów w 2015 roku. Lewica, którą osobno poparło w sumie 11,17% wyborców, czyli więcej niż Kukiza czy PSL, nie uzyskała ani jednego mandatu. Wynika to z faktu, że ordynacja preferuje zwycięzców i tych, którzy uzyskali więcej głosów (PiS uzyskawszy 37,58% zdobyło 51% mandatów, PO odpowiednio 24,09% i 30%, a na przykład Nowoczezna 7,6% i 6%). To oznacza, że tego typu analizy nie są warte funta kłaków. Nie tylko mają zerową wartość merytoryczną, ale działają na szkodę opozycji utwierdzając marnych przywódców kanapowych partyjeczek w przekonaniu, że lepiej działać w rozdrobnieniu niż wspólnie.

Ostatnio do łask powróciły takie zapomniane już nieco pojęcia jak nepotyzm i kolesiostwo. Wynika to z faktu, że wiele stanowisk w państwie obsadzanych jest z klucza towarzysko-rodzinnego. Dlatego bardzo byłoby wskazane by jakiś postępowy portal śledczy spróbował dociec dlaczego jeśli polityk z obozu władzy mianuje lub rekomenduje na jakieś stanowisko swojego partnera życiowego lub kolegę, to jest to godny potępienia przejaw nepotyzmu i skandal, a jeśli to samo czyni Robert Biedroń, to „nic się nie stało rodacy, bo Biedroń jest spoko i cacy”? Choć jeszcze żadnego ruchu nie stworzył, programu nie przedstawił, to już swojego partnera życiowego, zwanego w niektórych postępowych kręgach mężem, uczynił „ekspertem do spraw wymiaru sprawiedliwości”. Biedroń, który o dziwo nie jest krytykowany przez media przychylne władzy, przez pozostałe bywa kreowany nieomal na męża opatrznościowego i zbawcę. To rodzi obawę, że powtórzy się sytuacja z roku 2015, gdy wypromowane do granic absurdu partyjusiąteczko Razem odebrało lewicy kilkaset tysięcy głosów i utorowało PiS-owi drogę do samodzielnych rządów.

Poświęćmy chwilę pozornie nie mającym związku z powyższymi rozważaniami sprawom. Pierwsza dotyczy Wojciecha Kałuży, który wystartował w wyborach z list Nowoczesnej, a gdy wybory wygrał uznał, że ma poglądy zbliżone do poglądów prezesa Kaczyńskiego i przystał do PiS-u. To skandal — uznali wszyscy z wyjątkiem zainteresowanych.

Druga dotyczy posłów. Kamila Gasiuk-Pihowicz, Marek Sowa, Michał Jaros, Piotr Misiło, Paweł Kobyliński, Kornelia Wróblewska, Elżbieta Stępień i Krzysztof Truskolaski wystartowali w wyborach z list Nowoczesnej. Po trzech latach doszli do wniosku, że mają poglądy zbliżone do poglądów przewodniczącego Schetyny, ponieważ on też nie ma poglądów, i przystali do klubu Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska. Uczynili to mimo, iż na czele Nowoczesnej stoi kobieta jeśli nie lepsza od Schetyny, to na pewno nie gorsza.

W tym miejscu przerwijmy poświęcanie czasu i rozważania aby zwrócić uwagę na nieprawdopodobną wręcz dyskryminację, która ma miejsce w Środku Europy w drugiej dekadzie XXI wieku. Otóż w liczącym 14 osób kole Nowoczesna jest zaledwie 5 kobiet, co stanowi 35%. Do klubu Platforma Obywatelska – Koalicja Obywatelska wstąpiło 8 osób w tym 3 kobiety, co stanowi 37,5%. Portale feministyczne powinny nagłośnić ten skandal przedstawiając skalę dyskryminacji na wykresach. Portal śledczy z kolei winien u siebie zamieścić diagramy, przeanalizować je wyciągając jedyny narzucający się wniosek, że kobiety są dyskryminowane i zaapelować o równy dostęp.

Tak więc 37,5% kobiet uznało, że przywódca, nawet taki jak G. Schetyna, rokuje lepiej niż przywódczyni, taka jak K. Lubnauer. 35% było przeciwnego zdania i pozostało przy przewodniczącej. A my, wyborcy, możemy jedynie pozgrzytać zębami, a potem zacisnąć je i znowu wybrać mniejsze zło, znowu głosować ‚przeciw’, zamiast ‚za’. Tylko co to da? I czy w ogóle coś da? Jerzy Urban na przykład boi się nie tego, co jest, ale tego, co po wyborach zgotuje nam Schetyna et consortes. No bo skoro już dziś PO jednomyślnie popiera zamordystyczne rozwiązania prawne szyte pod konkretną osobę, jak np. lex Frasyniuk (więcej szczegółów tutaj), to co zrobi, jak przyjdzie na gotowe? Jerzy Urban w wywiadzie dla portalu strajk.eu mówi tak: To przedstawienie za daleko poszło, jednak lękam się wszystkiego, co nadejdzie po Kaczyńskim. Po pierwsze, boję się narastania bardziej radykalnej fali nacjonalistyczno-klerykalnej. Po drugie – boję się PiSu w opozycji, ta partia przecież nie zniknie. To, że nie będzie pełnił władzy, pozbawi go pewnych hamulców. Obawiam się, że ta formacja się podzieli, może zradykalizuje. Boję się siły faszystowskiej, która z tego wyrośnie.

I to właśnie jest prawdziwy problem — co potem? Opozycja nie przedstawia żadnych propozycji, nie zdradza co zamierza zrobić po objęciu władzy, jak zamierza wykorzystać wprowadzone przez PiS zmiany. Co poprawi, co zmieni, co zostawi. Nic nie wiadomo. Zasadna jest więc obawa, że po wyborach jedyną zmianą będzie zmiana szyldu.

Dodaj komentarz