Tytuły i nazwy zawodów pań w świetle teorii i praktyki cz. 1

Zgodnie z wczorajszą obietnicą dziś pierwsza część bardzo ciekawej rozprawki opisującej walkę kobiet o równouprawnienie, której krótki fragmencik wyrwany z kontekstu Maciej Makselon przedstawił jako dowód, że to komuniści ostatecznie położyli kres feminatywom. W rzeczywistości bój z feminatywami kobiety toczyły od dziesięcioleci, a po wojnie, w wyniku awansu społecznego, wreszcie odniosły zwycięstwo. Zmanipulowana przez Makselona rozprawka w rzeczywistości przedstawia długą historię walki z feminizacją nazw zawodów i stanowi próbę rozwiązania problemu braku żeńskich odpowiedników zawodów, dostosowania prawideł do sytuacji po ich skutecznym wyeliminowaniu z języka. Bo, jak słusznie zauważył Makselon, język polski jest językiem fleksyjnym, zaś jednoznaczne, nie pozostawiające wątpliwości określenie płci mając do dyspozycji tylko męskie nazwy wcale nie jest proste.

Tytuły i nazwy zawodowe kobiet w świetle teorii i praktyki

Zagadnienie tytułów i nazw zawodowych kobiet, postawione na płaszczyźnie poprawnościowej, liczy już przeszło pół wieku. Ze stanowiska społecznego tłumaczy się taka data osiągnięciami procesu emancypacji kobiet, ich kształceniem się w szkołach różnego typu i poziomu, ich uczestnictwem w życiu publicznym, ich udziałem w różnych dziedzinach pracy zawodowej fizycznej i umysłowej.

Pierwsze notowane objawy wahań, jak właściwie należy kształtować te nazwy, pierwsze dowody ścierających się poglądów przypadają na początek stulecia. Czy ma być doktor Iksińska, czy też doktorka Iksińska — oto ten hasłowo ujęty problem polemiki poprawnościowej. Szkic jego rozwoju w ciągu minionych sześciu dziesięcioleci podam w dalszym ciągu referatu. Tu muszę zauważyć, że jest jeszcze żywotny i woła o rozstrzygnięcie.

Do Komisji Kultury Języka PAN wpłynęło pismo Sekretarza Wydziału I Polskiej Akademii Nauk (7 II 1956), zalecające publiczną odpowiedź na wątpliwości części społeczeństwa co do sposobu nazywania zawodów i tytułów kobiecych, ich odmiany i składni. Ta okoliczność zmusza nas do ponownego, wielostronnego rozważenia tego problemu, aby wydać naukowo uzasadnione orzeczenie językoznawcze.

W zagadnieniu widzimy dwa istotne składniki. Jeden — semantyczno-słowotwórczy — dotyczy zakresu użycia żeńskich nazw zawodowych oraz sposobu ich urabiania w ramach systemu językowego, a więc doktor czy doktorka i czy tylko geniusz, sędzia itd. Drugi — fleksyjno-składniowy — łączy się ze sprawą odmienności lub nieodmienności gramatycznie męskich nazw w zastosowaniu do kobiety oraz składniowej zgody z nimi przydawki i orzeczenia, a więc naszego dobrego doktora Iksińskiej, Zetowicz, Zetowiczowej lub naszej dobrej doktor Iksińskiej, Zetowicz, Zetowiczowej, doktor Iksińska, Zetowicz przyszła itp. W tej kolejności je rozpatrzymy.

W dziedzinie semantyczno-słowotwórczej ujawniły się w dotychczasowym rozwoju dwie tendencje. Jedna wyraża się w dotwarzaniu żeńskiego odpowiednika nazwy męskiej, więc doktor — doktorka, nauczyciel — nauczycielka, językoznawca — językoznawczyni. Druga prowadzi do użycia nazwy gramatycznie męskiej w funkcji nazwy żeńskiej, np. docent Iksińska, profesor doktor Maria Zetkiewicz, ob. wiceminister Krassowska itp.

Jak się przedstawia rozwojowy stosunek tych dwu tendencji w czasie i w nasileniu, to wstępne pytanie szczegółowe. Uważam za rzecz pożyteczną oprzeć odpowiedź na nie na możliwie szerokiej podstawie nazw żeńskich, wychodzących poza ściśle interesujący nas zakres tytułów i nazw zawodowych. Pouczające światło, zwłaszcza na tendencje semantyczne, ale także słowotwórcze mogą rzucić nazwy właściwości, zainteresowań fizycznych i duchowych, nazwy rozmaitych zajęć i funkcji, stosunków pokrewieństwa itp. Dla uproszczenia wykładu obejmijmy wszystkie te rozmaite nazwy umownym terminem nazw charakteryzujących.

Otóż trzeba stwierdzić, że zgodnie z tradycyjnymi tendencjami semantyczno-słowotwórczymi języka polskiego (a nie tylko jego) ma kobieta własną nazwę charakteryzującą, która stanowi równoległy odpowiednik charakteryzującej nazwy męskiej. Poprzestaniemy na niewielu przykładach z różnych dziedzin życiowych. Tak więc w nazwach zawodowych: bieliźniarz — bieliźniarka; bandos — bandoska; flis — flisaczka; dróżnik — dróżniczka; kucharz — kucharka; pasterz — pasterka; brakownik — brakowniczka; ochmistrz — ochmistrzyni. W życiu towarzyskim: pan — pani; asan — asani; drużba — drużka. W nazwach odczynnościowych: pomocnik — pomocnica; działacz — działaczka; dozorca — dozorczyni; donosiciel — donosicielka; chlebodawca — chlebodawczyni. W nazwach właściwościowych: biedak — biedaczka; bezecnik — bezecnica; brzydal — brzydula; bywalski — bywalska; drugoklasista — drugoklasistka; dowcipniś — dowcipnisia; cudzoziemiec — cudzoziemka; grymaśnik — grymaśnica; garbus — garbuska; gruźlik — gruźliczka; grubianin — grubianka. W nazwach pokrewieństwa: stryj — stryjenka; bratanek — bratanica; chrześniak — chrześniaczka. Szczególnie dowodne dla faktu równoległości nazwy męskiej i żeńskiej są nazwy narodowe, plemienne, odmiejscowe, np. Grek — Greczynka; Japończyk — Japonka; Anglik — Angielka; Polak — Polka; Ślązak — Ślązaczka; paryżanin — paryżanka; wiedeńczyk — wiedenka; krakowianin — krakowianka.

Słowotwórczy stosunek męskiej i żeńskiej nazwy charakteryzującej może być trojaki: rzadko pochodzą od różnych rdzeni, np. wuj — ciotka; z reguły są wyrazami pokrewnymi, a wtedy mniej liczne są równolegle pochodnymi od wspólnego pnia: np. poseł — posłanka; kresowiec—kresówka; skąpiec — skąpica; gospodarz — gospodyni; najczęściej zaś nazwa żeńska jest wyrazem pochodnym od nazwy męskiej, np. nauczyciel— nauczycielka; kierownik — kierowniczka; pisarz — pisarka; mistrz — mistrzyni. Wyjątkowo stosunek odwrotny: gwiazda (filmowa) — gwiazdor.

Ale tradycyjnej, odwiecznej tendencji przeciwstawia się coraz mocniej i zwycięsko, właśnie w ostatnim półwieczu, tendencja przyznawania kobietom męskich tytułów zawodowych; zostaje ona docentem, adiunktem, lekarzem, adwokatem, sekretarzem itp., itp. Nie realizuje się ta tendencja konkretnie i bez wyjątku: tak np. w «Spisie nauczycieli» z r. 1929 kobiety mają tytuły pomocnika referenta, sekretarza, kancelisty, naczelnika wydziału; ale są tam tysiące nauczycielek i wiele wizytatorek. Widać w tym i w wielu podobnych faktach objawy walki dwu dążności rozwojowych, którym towarzyszą sprzeciwy, dyskusje poprawnościowe, odwołujące się do rozjemstwa lingwisty.

Ten staje wobec zadania, żeby ustalić warunki załamania się tendencji odziedziczonej na korzyść innowacji. Szukać ich trzeba zasadniczo w dwu źródłach: w systemie językowym oraz w życiu społecznym.

Tu trzeba wyrazić pewne zastrzeżenie dotyczące materiału analizy i wniosków. Dostarczają go słowniki. Nie można bowiem zaufać samej świadomości językowej badacza. Wciąż ulega ona pokusie uznania formacji możliwej za rzeczywiście istniejącą; tymczasem nie każda możliwość strukturalna zaspokojenia potrzeby semantycznej realizuje się w społecznym użyciu. Tak np. ‘człowieka z południa’ nazywamy potocznie południowcem; Słownik warszawski notuje za W. Bogusławskim i T. Jeżem także zachodowca i zachodniowca oraz tylko wschodniowca, wszystkie trzy wyrazy chyba najrzadziej spotykane w dzisiejszym użyciu; ale dla ‘człowieka północy’ nie ma i nie było jakiegoś pólnocowca. czy pólnocnowca, a zapisanego przez Lindego (za wydanym przez F. Dmochowskiego w r. 1801 Nowym Pamiętnikiem) pólnocnika nie używamy i łatwo się domyślić z powodu jakich skojarzeń (użył tego wyrazu J. Słowacki w «Podróży do Ziemi Św. z Neapolu» IX, 15). Odpowiedników żeńskich w ogóle nie spotykamy: poludniówka jest gwarową nazwą ‘mary polnej, południcy’, północnica to archaiczna nazwa ‘modłów o północy w kościele greckim’, a zachodniówka i wschodniówka w żadnym znaczeniu nie istnieje.

A więc społecznej dokumentacji rzeczywistego użycia danej nazwy żeńskiej powinien dostarczyć słownik. Niestety, wskazówki naszych słowników są niepewne; przy mnóstwie haseł męskich brak odpowiedników żeńskich, choć one niewątpliwie istnieją, np. bezbożnik, biesiadnik, dostawca, dzierżawca, domownik, arianin, abstynent, dziesiątki wyrazów na –ista, –ysta np. finansista, esperantysta, na –ator, np. eksperymentator. W Nowym słowniku języka polskiego Trzaski, Everta i Michalskiego nie znajdziemy nawet tak pospolitych formacji, jak np. artystka, farmaceutka, eksternistka, dyplomatka.

Wyzyskując tedy wskazówki słownikowe z należytą ostrożnością i z niejakim ryzykiem niezupełnej pewności uogólnień, podejmujemy poszukiwanie warunków rozwoju żeńskich nazw charakteryzujących, a wśród nich zwłaszcza zawodowych.

Zacząć wypadnie od ważnego stwierdzenia, że istnieje niewątpliwie szereg zakresów znaczeniowych, gdzie nieobecność potencjalnej formacji żeńskiej jest uzasadniona semantycznie. Poprzestanę na podaniu niewielu przykładów orientacyjnych.

Są nazwy charakteryzujące od takich właściwości, które w sposób naturalny wiążą się właśnie z męskością, np. chwat, zuch, bursz, fanfaron, birbant, chuligan, epuzer, dziewkarz, cywil, andrus. Są nazwy, które dotyczą zawodów wykonywanych zasadniczo przez mężczyznę, np. bartnik, budarz, dudziarz, dorożkarz, drwal, dojeżdżacz, cieśla, kowal, kominiarz; tu należą tytuły wojskowe typu marszałek, generał, brygadier, admirał, pułkownik, chorąży. Szczególnie wyraźnie występuje to w obrębie nazw historycznych, które w okresie swojej żywotności istotnie tylko mężczyznom mogły przysługiwać, np. podkomorzy, podskarbi, stolnik, hetman, ataman, archont, faryzeusz, dekabrysta, filareta, filomata. Tu należą nazwy hierarchii duchownej: arcypasterz, archijerej, archimandryta, metropolita, biskup, kapelan (choć jest kapłan i kapłanka, a fakt historyczny sprawił, że obok papieża jest papieżyca).

Obecność tylko męskich nazw charakteryzujących jest w powyższych grupach uwarunkowana tym, że prymarnie i zasadniczo przysługują one mężczyźnie ze względu na jego przyrodzone cechy lub w pewnym okresie historycznym aktualne stanowisko społeczne.

Dalej idzie taka charakterystyczna grupka nazw własnych użytych w przenośnym znaczeniu jako wyrazy pospolite typu arystarch ‘surowy sędzia’, amfitrion ‘gospodarz uczty’, abderyta ‘głupiec, prostak’, adonis ‘ulubieniec kobiet’, mecenas ‘opiekun’, krezus ‘bogacz’, zoil ‘uszczypliwy krytyk’ itp. Że tu nie powstają pochodne odpowiedniki żeńskie, może się tłumaczyć względem na etymologię.

Zasadniczo nie mają żeńskich odpowiedników gramatycznie męskie nazwy charakteryzujące z mocnym zabarwieniem uczuciowym ujemnym, np. brudas, drągal, drań, chudeusz, chuderlak, bałwan, głupiec, flejtuch, bachor, leń, nicpoń, frazesowicz, aferowicz, asesorek, adwokacina, aktorzyna. Rzadziej znajdą się tu pieszczotliwe (poza imionami typu Zoń, Maryi, Dzidek), np. dzieciak. Tu zaliczymy znamienne także strukturą złożoną wyrazy typu dziwoląg, dusigrosz, drapichrust, darmozjad.

Dlaczego powyższa grupa zamyka się w granicach gramatycznego rodzaju męskiego? Dotykamy tu tendencji wybiegającej daleko poza zakres wyrazów z odcieniem pieszczotliwym lub obelżywym, tendencji, która bardzo ściśle łączy się z kategorią nas najwięcej i bezpośrednio interesujących nazw zawodowych i tytułów. Mam na myśli tendencje wirylizacji formalnej i oburodzajowości funkcjonalnej nazw charakteryzujących.

Na zjawisko wirylizacji formalnej zwrócił uwagę Baudouin de Courtenay: «Wszelkie prawidła, maksymy, ustawy, artykuły praw, trzymane w tonie ogólnym i stosujące się do wszystkich mieszkańców, redagowane są w rodzaju męskim, dokładniej — mężczyźnianym1). Dodajmy, że kiedy się mówi w historii o arianach, socynianach, dyzunitach, powstańcach, demonstrantach, kolonistach itp. itp., ma się oczywiście na myśli zarówno mężczyzn jak kobiety. I takich przykładów z różnych dziedzin życia można przytoczyć więcej na dowód, że rzeczownik gramatycznie męski staje się reprezentantem nazwanych osobników męskiej i żeńskiej płci naturalnej. Ma to zjawisko swoje źródło w historyczno-społecznym fakcie odwiecznej i długotrwałej przewagi mężczyzny, zwłaszcza w życiu gromadnym, publicznym.

Ale ta reprezentatywność formacji jednego rodzaju gramatycznego dla obu rodzajów naturalnych znajduje poparcie w pewnych właściwościach ludzkiego myślenia.

Koniec części pierwszej

1) «Charakterystyka psychologiczna języka polskiego» w dziele «Język polski i jego historia z uwzględnieniem innych języków na ziemiach polskich». Cz. I, Kraków 1915, s. 223.

Dodaj komentarz