Nakaz, zakaz, приказ

Wielu publicystów i polityków, głównie opozycyjnych przekonuje, że rządy PiS-u to komuna w czystej postaci. Nic bardziej mylnego, chociażby dlatego, że w Polsce Ludowej obowiązywał nakaz pracy, a w Polsce narodowej wprowadza się właśnie zakaz pracy. Na początek w wybranych placówkach handlowych.

Panuje powszechne przekonanie, że czego Jaś nie nauczy się, tego Jan nie będzie wiedział. Zaś niewiedzącego bardzo łatwo wyprowadzić w pole. Na dodatek na przykład nieznajomość prawa wcale nie zwalnia od obowiązku przestrzegania go. Żaden sąd nie da się przekonać złodziejowi, który nie wiedział, że prawo zabrania przywłaszczania sobie cudzej własności. Trzeba także zdawać sobie sprawę, że jeśli ktoś oferuje wyższe oprocentowanie lokaty niż bank, to powierzanie mu oszczędności skończy się ich utratą. Generalnie szczególną ostrożność i rozwagę należy zachowywać na każdym kroku, a nie tylko przy przechodzeniu przez jezdnię.

Ekonomiczny ignorant miewa kłopoty nie tylko z kojarzeniem faktów, ale i z wiązaniem skutków z przyczynami. I nie było by w tym nic nagannego, gdyby starał się zrozumieć pogłębiając wiedzę, sięgając po opracowania naukowe, słuchając ekspertów. Świetnym przykładem są komentarze pod tekstem Witolda Gadomskiego, który w artykule »500 plus – miłe złego początki. Polemika z Dominiką Wielowieyską« nie wpadł w obowiązkowy zachwyt nad programem 500+. Jeden z komentujących przekonuje, że czarne absolutnie nie jest czarne

OFE szybko stały się maszynką to wywożenia z Polski wagonów forsy na zachód. Gdyby OFE inwestowały w giełdę i obligacje firm i samorządów, wtedy zgoda – nakręcałyby inwestycje, a wysoka prowizja byłaby uzasadniona kosztami zarządzania. W praktyce OFE skupowały obligacje państwowe, a z obligacji finansowane jest głównie manko w ZUSie, czyli – wypłaty emerytur, a to czysta konsumpcja przecież.

 Po co sięgać do źródeł, po co zaprzątać sobie głowę informacjami, wiedzą? Wystarczy powtórzyć zasłyszane gdzieś banialuki. I nie przeszkadza komentatorowi nawet to, że nie sam sobie przeczy. Inny przedstawia analizę pogłębioną, z której wynika, że na OFE nie było nas? ich stać, a na rozdawnictwo jak najbardziej. Dlaczego? Ponieważ jak się odłoży 500 zł, to się nie otrzyma zwrotu, a jak się wyda 500 zł, to się otrzyma. Ale najbardziej odkrywcze jest odkrycie, że Fundusze dofinansowywały… Fundusze.

Na OFE nie było nas stać bo nie dawały zwrotu z inwestycji i pobierały prowizję niezależnie od efektów swojej pracy. Były de facto dofinansowaniem funduszy. Toteż na taką rozrzutność nie tyle nas nie stać, co jest to zwyczajnie niemądre. Natomiast 500+ to transfer bezpośredni, a nie rosyjska ruletka i całość trafia do ręki, a nie przez pośredników, którzy pobierają swoją dolę. A to tylko jeden fragment artykułu dogmatyka Gadomskiego.

Cechę charakterystyczną wszystkich tego typu wywodów jest kompletna nieznajomość tematu. Za to jak za panią matką wszyscy powtarzają za Tuskiem, że prowizje były gigantyczne i trzeba było dopłacać do ZUS-u. Tak jakby dzięki rozdawnictwu ZUS wyszedł na plus. Co ciekawe choć to politycy powołali do życia Fundusze i ustalili horrendalną wysokość marży, to winę za to, że Fundusze działają w granicach prawa i zgodnie z nim ponoszą właśnie one. A ten zarzut podnoszą ludzie, którzy sami często byli na bakier z prawem ukrywając dochody czy wykorzystując urząd dla własnych korzyści.

Handel to system naczyń połączonych. Mają oczywiście rację ci, którzy twierdzą, że spokojnie można zakazać handlu w niedziele, ponieważ „Polacy muszą kupować”. Oczywiście, że muszą. Ale nie wszystko to, co kupowali w niedzielę kupią w inny dzień. Ponieważ w niedziele chodzili do centrów handlowych nie tylko na zakupy. Poza tym to, co dla jednych jest stratą, dla innych stanowi zysk. Zakaz handlu spowodował, że dużo wyższe obroty miały sklepy osiedlowe, stacje benzynowe, kawiarnie.

Negowane przez domorosłych ekonomistów prawo podaży i popytu głosi, że im większy popyt na daną usługę lub towar, tym wyższa cena. Wysoka cena zachęca do oferowania tego typu towaru lub usługi. To z kolei sprawia, że cena spada. Oczywiście można sztucznie kreować popyt wmawiając konsumentom, że dany gadżet jest im niezbędnie potrzebny i nieposiadanie go to obciach i wstyd. Niezależnie jednak od tego czy popyt jest kreowany sztucznie czy naturalnie żeby zaspokoić zapotrzebowanie trzeba produkt wyprodukować.

Domorośli ekonomiści wierzą, że obcy kapitał wykupi polskie fabryki po to, żeby je zamknąć i sprzedawać w Polsce swoje towary produkowane u siebie. To, że z ekonomicznego punktu widzenia taki ruch kompletnie nie ma sensu, że nie ma przykładów tego rodzaju działań, nie przekonuje ich, bo oni swoje wiedzą. A to przecież rząd ma wszystkie potrzebne instrumenty pozwalające na wykańczanie lub pompowanie firm. Doskonałym przykładem jest tu węgierska firma, która dzięki koneksjom, układom i wsparciu, wygrywając każdy przetarg, osiągnęła wzrost na poziomie 6.000%. W Polsce zakaz handlu jednym przyniesie straty, lecz innym, na przykład państwowemu Orlenowi, zyski. A doskonałym przykładem na to, że władza może każdą produkcję uczynić nieopłacalną są ceny alkoholu i papierosów. Oba te produkty nie są drogie dlatego, że ich produkcja jest droga, lecz dlatego, że państwo postanowiło interweniować. Innym przykładem jest rynek farmaceutyczny, gdzie ingerencja państwa skutkuje brakami w zaopatrzeniu.

Podsumowując — majstrowanie na jednym końcu procesu ma ogromny wpływ na drugi. Blokada handlu wpływa na zapotrzebowanie, a tym samym na produkcję, blokada produkcji wpływa na dostępność, a jedno i drugie na ceny.

Dodaj komentarz


komentarze 2