Najważniejszy gród królewski

Pierwszy raz w Krakowie byłam w wieku ośmiu lat. Pojechałam tam z Ojcem, bo dzieckiem byłam bardzo chorowitym. I strasznym niejadkiem. Kuzyn, u którego się zatrzymaliśmy wziął tydzień urlopu by miasto i okolice zwiedzać. Aż dziwne, jak wiele z tamtych, odległych czasów zapamiętałam. I pokochałam to niezwykłe miasto. Każda następna podróż do niego, to było jak spotkanie z miejscem rodzinnym, bliskim sercu.

Jechaliśmy z często chorującym 5-letnim synkiem na wczasy do Rabki. Mieszkaliśmy w budynku rodzinnym, ze skierowaniem z wczasów pracowniczych. Zgłosiliśmy się do uzdrowiska na zabiegi bez skierowania !!!!! Powiedzieliśmy w czym problem i zawsze po śniadaniu syn jechał na inhalacje, raz przez nos, następny dzień przez usta wdychał powietrze z lekiem. Jak długo teraz w „dobrej zmianie” trzeba by było czekać? A już udzielanie pomocy dziecku bez skierowania, to się w pałach radziwiłłowskich nie mieści. W innych także, bo ważniejsze są pieniądze i biurokratyzm w każdym momencie życia.

W czasie jazdy do Rabki przejeżdżaliśmy obok Wawelu. Jakżeby inaczej. Musiałam na niego chociaż popatrzeć. Wzruszenie, które ścisnęło mnie za gardło było ogromne. Nie zdarzyło się tak nigdy wcześniej, nigdy później, ale wtedy tak. Z natury jestem wędrowcem, który lubi zmieniać miejsca pobytu (ale mąż to natura osiadła, to tkwimy w miłym, ale jednym miejscu). Czy to było wspomnienie ducha dotyczące spotkania z miejscem sprzed setek lat? kto wie? Stare mury budowli ceglanych zawsze dziwnie mnie zmuszają by je dotykać. Musiałam widocznie żyć kiedyś w jakimś bardzo odległym czasie.

Kraków to nie tylko Średniowiecze. To czasy późniejsze. To kultura promieniująca na całą Polskę, To zabytki. Piastowie mieli kilka stolic, miast – siedzib królewskich. Był Poznań, było Gniezno, a najważniejszym jest Kraków.To takie czarodziejskie miasto. Do wspomnień skłonił mnie ciekawy artykuł. I raczej nieznany ogółowi człowiek.

„Dał On miastu ramę dla przyszłego rozwoju na 100 lat” – słowa Tadeusza Boya-Żeleńskiego to chyba najbardziej znany cytat na temat Juliusza Lea. Cytat jednocześnie nie do końca oddający pełnię osiągnięć twórcy Wielkiego Krakowa.”  Prezydent wielkiego Krakowa

Dodaj komentarz


komentarzy 16

  1. Wlazłem z roz pędu na stronę portalu opinii, a tam kłuje w oczy tytuł „Protest lekarzy może zachwiać systemem. Nie ma wyjścia: po prostu trzeba im lepiej płacić”  Faktycznie nie ma wyjścia. Po prostu trzeba im lepiej płacić.

    Praca lekarza i pielęgniarki powinna być dobrze wyceniona i dobrze opłacona” – mówiła w TOK FM Małgorzata Gałązka-Sobotka podkreślając także, że lekarze np. z Ukrainy nie rozwiążą systemowego problemu w polskiej służbie zdrowia.

    Problem pojawia się w chwili, gdy od frazesów przejść do konkretów. Praca lekarza powinna być dobrze wyceniana? Dlaczego? Bo tak czy z jakichś innych przyczyn? A co z pracą grabarza? Dziennikarza? Praca lekarza powinna być dobrze opłacana? Co znaczy dobrze? Ile to jest dobrze? Kto ma decydować o tym, czy już jest dobrze, czy jeszcze jest niedobrze?

    Każdy chory musi podpisać zobowiązanie, że zgadza się na operację i zdaje sobie sprawę, że operacja może się nie powieść, może dojść do komplikacji, może zostać kaleką, że mogą go zarazić żółtaczką, salmonellą, a nawet pokroić podczas sekcji zwłok. Czyli de facto sam podejmuje decyzję czy podda się operacji i bierze na siebie ryzyko z nią związane. Jednocześnie nie ma żadnego wpływu na to kto go będzie operował.

    Zastanawiam się, czy oni mają rację, że generalnie jesteśmy idiotami i łykniemy każdy kit? Brakuje lekarzy. Wystarczy sypnąć groszem i przestanie brakować? Przecież żeby lekarz chciał zostać w kraju musi mieć perspektywy, musi mieć możliwość rozwoju, awansu materialnego. Co zapewni mu socjalistyczny monopolista? W Szczecinie są lekarze, jest nawet lądowisko, ale kontraktu ni ma.

    Zachodniopomorski Oddział Wojewódzki NFZ w Szczecinie w komunikacie rozesłanym do mediów przyznał, że SOR w Zdrojach jest wpisany, razem z podobnym oddziałem w Drawsku Pomorskim, do zaktualizowanego Planu Działania Systemu Państwowego Ratownictwa Medycznego Województwa Zachodniopomorskiego, utworzonego przez Wojewodę Zachodniopomorskiego, a zatwierdzonego przez Ministra Zdrowia. Jednak wskazuje, że zgodnie z planem oba oddziały mają być uruchomione od dnia 1 lipca 2018 r.

    Dlaczego ekspertka przegadanego gniota propagandowego Małgorzata Gałązka-Sobotka nie zająknęła się o tym fenomenie? Lekarze powinni cierpliwie czekać pół roku bez wynagrodzenia?

    1. Teraz nie trzeba mieć wiedzy, doświadczenia zawodowego by być ekspertem. Wystarczy spojrzeć na znafców kosztujących miliony zł, a wypowiadających się na temat katastrofy pod Smoleńskiem. To nie jest nowość ze znawcami. Pracownica miała problemy z dzieckiem. Sama była zagubiona, bała się iść gdziekolwiek, bo „jak ona to wytłumaczy”? To poszłam do poradni psychologicznej dla dzieci by tam się rozpytać. Trafiłam na psychologa, która jako specjalista występowała w sądzie, gdy byłam ławnikiem. Przedstawiłam jej problem dziecka i spytałam kiedy matka może z nim przyjść? A usłyszałam: to trudna sprawa, ja jej nie będę potrafiła rozwiązać. A co miała zrobić ta biedna matka?

      1. Jako pasjonat historyczny miałaś zapewne w rękach dysertacje naukowe z których wynikało, iż zbrodni katyńskiej dokonali Niemcy. Ile doktoratów ta teza pozwoliła zrobić, ile sławnych historyków wykreować. A potem ci sami historycy, którzy doktoryzowali się na niemieckiej zbrodni w Katyniu przekonywać zaczęli, że ci Niemcy byli w mundurach NKWD, że to nie do końca byli Niemcy, że to w ogóle nie byli Niemcy, że to najprawdopodobniej byli Rosjanie, a najnowsze badania potwierdziły, że to jednak byli Rosjanie… Babcia jak relikwie przechowywał niemieckie gazety z tego okresu, w których opisywano tę zbrodnię, ilustrując zdjęciami. Niestety, te gazety gdzieś przepadły podczas rewizji, a szkoda.

        A jeśli chodzi o naszą ulubioną tubę propagandową, to tam zapraszani są eksperci, którzy potwierdzą obowiązującą tezę.

        1. To była wydrukowana w postaci książki praca magisterska lub doktorska. Lata temu, autora nie pamiętam. Dotyczyła pierwszych Polan. Autor przedstawiał ich jako ludzi spokojnych, nieagresywnych, żyjących w zgodzie i zajmujących się tylko uprawami roli.Zapamiętałam ją, bo nie mogłam zrozumieć, jak we wrogim otoczeniu, ludów bitnych, okrutnych, agresywnych, mogli ostać się spokojni Polanie. Takich ble, ble, ble i teraz sporo. Zwrócę uwagę na historyków IPN i ich „odkrycia”. Są tam i poważne nazwiska, ale jakoś o nich cicho. Nobliści z takich tuzów nie wyrastają. A wybitni, a nie mający pleców przebić się nie zdołają. misiewicze górą!!!!! A ich protektor Antoni nadal chodzi w aureoli „walczącego”.

  2. A ja prawie mieszkałem przy ul. Lea. Tzn. Dzierżyńskiego – ale graniastosłupiaste lampioniki przy bramach się wtedy jeszcze ostały: „ul.J.Lea” 🙂

    Tak było: ul. Dzierżyńskiego a nieusunięci świadkowie historii: Lea. Min.dlatego jestem strasznym sceptykiem.

    Przy Dzierżyńskiego/Lea ( mieliśmy wspólne podwórko-ogród, od ul.18. Stycznia,0becnie Królewska a wcześniej…Wybickiego, przed2.Wojną) mieszkał świetny pisarz Kornel Filipowicz a niedaleko (Racławicka a potem Chocimska) – Wisława Szymborska.

    Jako przygłupiasty licealista straszyłem koty Filipowicza.

    Nie wiem czy tego też:
    (Kot w pustym mieszkaniu…)
     

    Umrzeć – tego nie robi się kotu.
    Bo co ma począć kot
    w pustym mieszkaniu.
    Wdrapywać się na ściany.
    Ocierać między meblami.
    Nic niby tu nie zmienione,
    a jednak pozamieniane.
    Niby nie przesunięte,
    a jednak porozsuwane.
    I wieczorami lampa już nie świeci.

    Słychać kroki na schodach,
    ale to nie te.
    Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
    także nie ta, co kładła.

    Cos się tu nie zaczyna
    w swojej zwykłej porze.
    Cos się tu nie odbywa
    jak powinno.
    Ktoś tutaj był i był,
    a potem nagle zniknął
    i uporczywie go nie ma.

    Do wszystkich szaf się zajrzało.
    Przez polki przebiegło.
    Wcisnęło się pod dywan i sprawdziło.
    Nawet złamało zakaz
    i rozrzuciło papiery.
    Co więcej jest do zrobienia.
    Spać i czekać.

    Niech-no on tylko wróci,
    niech-no się pokaże.
    Już on się dowie,
    ze tak z kotem nie można.
    Będzie się szło w jego stronę
    jakby się wcale nie chciało,
    pomalutku,
    na bardzo obrażonych łapach.
    I żadnych skoków pisków na początek.
    1991

     

  3. Służba zdrowia to eufemizm. Ta banda nie służy do niczego, o czym miałem okazję przekonać się trzy razy w ubiegłym właśnie roku. Dwa razy udało im się utrupić pacjentów, moja siostra na szczęście przeżyła. Gdy leżała po kardiowersji w szpitalu, zadzwonili z przychodni kardiologicznej że mogą jej wizytę przenieść z maja na luty. Podziękowała serdecznie.
    Kłaków to fajne miasteczko. Lubiłem je zawsze. Mój ukochany hotel to Francuski: ma klimat i jest blisko wszystkiego.
    Od czasu gdy umieszczono w pobliżu Bramy Floriańskiej garkuchnię o nazwie McDonald, straciłem do Kłakowa nieco serce. Nie, żebym nie lubił, ale to jakby stara hrabina otworzyła burdel.
    Bardzo lubię Nową Hutę. W niej też jest nastrój, chociaż zupełnie inny. No i wspomnienia. Są fajne z tego czasu. Niestety, wszystko co lubię to przeszłość. Nie żebym nią żył, ale miło jest wspominać coś co było i udało się przeżyć. Teraźniejszość i przyszłość to zawsze niepewna sprawa. Chociaż….może nie. Przyszłość jest bardzo pewna.

     

        1. Jakbym widziała rudzielca siostry. Tylko ten siostrzany to największy strachajło i tchórz jakiego ziemia nosiła. Przychodzący nieznajomi powodują, że Złotko skacze po kanapach, fuka, ucieka, przeraźliwie miauczy.Kiedyś musieliśmy się nim opiekować przez dwa tygodnie. A miał zwyczaj wrzaskliwie domagać się o 2-3 w nocy, by go wypuścić. Gdy tak zrobił, to zeszłam z piętra, klasnęłam mocno w dłonie i palcem pokazałam mu aby szedł do góry. Poszedł i idąc oglądał się czy stoję. Co spojrzał, to ja palec w górę. Nigdy więcej brewerii nie urządzał, ale w samczym spojrzeniu przyjaźni nie było.