Niedługo obchodzić będziemy okrągłą rocznicę obrad okrągłego stołu. Równo 25 lat temu w wyniku rozmów, bez rozlewu krwi, zmieniła się nie tylko władza, ale i ustrój. I oto dwadzieścia pięć lat później Polska znalazła się dokładnie w tym samym miejscu i w takiej samej sytuacji jak pod koniec dwudziestolecia międzywojennego. Wtedy, tak jak i teraz, zadłużony po uszy kraj, stojący na skraju bankructwa, hojnie wspierał ordynariaty polowe, nie żałował grosza na kościelne imprezy i inwestycje, skwapliwie zwracał majątki kościelne zarekwirowane przez zaborców.
Ale to nie jedyne podobieństwa. Wtedy, tak jak i teraz, Polska była praktycznie bezbronna, a sojusznicy ci sami z wyjątkiem Niemiec. Sama nie była w stanie przeciwstawić się agresji, a sojusznicy nie kiwnęli palcem, nie mając zamiaru umierać za Gdańsk. Wtedy i teraz w obliczu zagrożenia władza pręży cudze muskuły. Świat — pan premier poszedł na całość — stanął na krawędzi konfliktu. Trudno sobie wyobrazić scenariusze jego rozwoju. Trzeba dać znać stronom konfliktu, że świat nie będzie tolerował jakiegokolwiek użycia siły — postraszył strony. — W obliczu zagrożeń musimy być solidarni z tymi, którzy odczuwają uzasadnione obawy — oświadczył nieco później i w geście solidarności Centrum Informacyjne dla Obywateli Ukrainy przy Nowym Świecie zostało zamknięte.
Cały wpis