Zbawianie przez wzbranianie II

Wolność słowa to temat rzeka. Z jednej strony każdy jest jak najbardziej za, by po chwili zastanowienia, skrobiąc się po głowie dodać ‚ale…’ i zacząć wyliczać wyjątki. O tym nie wolno mówić, tego tematu też lepiej nie poruszać, nie należy kpić, wyśmiewać, szydzić, o jednych można mówić tylko dobrze, o innych wręcz przeciwnie, bo to zbrodniarze. Ponieważ rozważania wraz z cytatami rozrosły się do nieprzyzwoitych rozmiarów, więc zostały podzielone na dwie części. Oto część druga, czyli dokończenie.

II

W obliczu zagrożenia szuka się rozwiązania, antydotu. Odpowiedzią na rakiety nie jest zakaz produkcji skierowany do konkurencyjnych firm lecz opracowanie i produkcja własnych systemów antyrakietowych. Odpowiedzią na trzęsienia ziemi nie jest zakaz trzęsienia ziemią i walka z wstrząsami, lecz takie projektowanie konstrukcji, by minimalizować straty.

Mimo nasilania zakazów, mimo wdrażania coraz to nowych i skuteczniejszych metod kneblowania i cenzurowania, mowa nienawiści ma się coraz lepiej. Na stronie Ministerstwa Sprawiedliwości umieszczono »Sprawozdanie Specjalnego Sprawozdawcy ds. promocji oraz ochrony prawa do wolności wyrażania opinii oraz wolności wypowiedzi« sprzed sześciu lat, w którym czytamy, że

W Europie dochodziło do przypadków podżegania do nienawiści na tle rasowym przeciwko Romom, aktów przemocy, jakich dopuszczały się neonazistowskie grupy wobec mniejszości nieeuropejskich, przemocy w wielu krajach po opublikowaniu przez duńską gazetę „Jyllands-Posten” rysunków przedstawiających Proroka Mahometa czy udostępnieniu przez członka holenderskiego parlamentu filmu online „Fitna”, w którym muzułmanów łączy się jedynie z przemocą i terroryzmem.

Co się zmieniło od tego czasu? Ano to, że zakazane idee i politycy, którzy je głoszą, zyskują coraz większe poparcie na całym bożym świecie. W Brazylii wybory wygrał kandydat otwarcie głoszący poglądy skrajnie prawicowe, oskarżany o rasizm, seksizm i homofobię. Wygląda na to, że nosił wilk razy kilka, ponieśli i wilka. Chce Vĕra Jourová cenzurować ich, oni prędzej czy później ocenzurują Vĕrę Jourovą. Z tej perspektywy widać także jak bardzo mylił się Lenin mówiąc, że Kapitaliści sprzedadzą nam sznurek, na którym ich powiesimy. Po pierwsze nie sprzedadzą, tylko dadzą na kredyt i szubienicę do samodzielnego montażu dorzucą w promocji. Po drugie wystarczy trochę poczekać, a sami się powieszą.

Powszechna Deklaracja Praw Człowieka w preambule zwraca uwagę, że cenzura nie przysłużyła się ludzkości. Deklaracje uchwalono

Zważywszy, że nieposzanowanie i nieprzestrzeganie praw człowieka doprowadziło do aktów barbarzyństwa, które wstrząsnęły sumieniem ludzkości, i że ogłoszono uroczyście jako najwznioślejszy cel ludzkości dążenie do zbudowania takiego świata, w którym ludzie korzystać będą z wolności słowa i przekonań oraz z wolności od strachu i nędzy

Wziąwszy pod uwagę dotychczasowe doświadczenia w artykule 19. zadeklarowano, iż

Każdy człowiek ma prawo wolności opinii i wyrażania jej; prawo to obejmuje swobodę posiadania niezależnej opinii, poszukiwania, otrzymywania i rozpowszechniania informacji i poglądów wszelkimi środkami, bez względu na granice.

Ktoś powinien wreszcie wytłumaczyć zarówno ciemnemu, jak i oświeconemu ludowi dlaczego jedni dwoją się i troją, by zapewnić wszystkim jednakowe i niezbywalne prawa, a drudzy robią wszystko, by te prawa uczynić fikcją, martwym zapisem. Dlaczego jeden dorosły człowiek, chce narzucać drugiemu dorosłemu człowiekowi swój punkt widzenia uniemożliwiając korzystanie z podstawowego prawa gwarantowanego zarówno przez konstytucję praktycznie każdego kraju, jak i prawa międzynarodowe. Być może odpowiedzi należy szukać… w powieści. Nie, nie Orwella. Polskiego pisarza, który wszedł w konflikt z wspomnianą w pierwszej części Dorotą Wellman. Przeniósł akcję do średniowiecza i nieco zmienił realia, ale podstawowe przesłanie pozostawił bez zmian. Różnica polega na tym, że syn boży zamiast zbawić ludzkość umierając na krzyżu, zszedł z niego, wyrżnął ciemiężców i gawiedź szydzącą zeń w pień, po czym powołał do życie Święte Inkwizytorium by stało na straży prawdziwej wiary. To, co funkcjonariusz pana boga myśli o wolności słowa nie odbiega od tego, co myślał o niej Wielki Brat w powieści Orwella i inni, fikcyjni i prawdziwi teraz i na przestrzeni dziejów. Poeta i dramaturg Ritter rozmawia z inkwizytorem*:

— Myślicie, że kiedyś będzie wolno nam pisać i wystawiać, co zechcemy? – spytał. – A tylko widz lub czytelnik będą decydować o wszystkim?
— Oczywiście, że nie. — Roześmiałem się. — Co też wam chodzi po głowie, panie Ritter? Czy pozwolilibyście dziecku zagłębić się samotnie w nieznany las, nie mówiąc wcześniej, którędy ma iść, i nie usuwając niebezpieczeństwa z jego drogi? Słowa mają ogromną moc, więc naszą powinnością jest te słowa kontrolować. Inaczej mogą zdziałać wiele zła.
— Zapewne macie rację — mruknął, widziałem jednak, że nie jest przekonany.
— Nie zapewne, lecz na pewno — odparłem twardo. — Mam jednak nadzieję, że kiedyś dojdziemy do tego, iż kościelna lub cesarska cenzura nie będą potrzebne, gdyż tak wykształcimy artystów, że treści niezgodne z oficjalnymi wskazaniami nie tylko nie przejdą im przez gardło, lecz nawet nie znajdą oni słów na oddanie wątpliwych treści.
— Chcecie pozbawić ludzi wolnych myśli?
— Nie, panie Ritter. Pragniemy, by rozsądnie korzystali ze swej wolności. Słowa mogą być niczym zaraza. Nieść śmierć oraz chaos. Któż mądry na to pozwoli?

Zgodnie z tymi kryteriami w Unii sami mądrzy są, choć hipokryzję dostrzega nawet Amnesty International:

Z pozoru rządy uchwalają deklaracje dotyczące „wolności słowa” niemalże w każdej konstytucji na świecie, ale rzeczywistość jest zupełnie inna. Na całym świecie za głoszenie własnych poglądów ludzi zamyka się w więzieniach, a czasami spotyka ich jeszcze gorszy los. Nasze prawo do szukania, otrzymywania i dzielenia się informacjami oraz pomysłami bez groźby strachu lub bezprawnej ingerencji ze strony osób trzecich jest niezwykle ważne dla naszej edukacji oraz rozwoju jako jednostek. Ponadto pomaga ono naszym społeczeństwom w uzyskiwaniu dostępu do wymiaru sprawiedliwości i w cieszeniu się innymi prawami.

Kodą, klamrą spinającą te przydługie rozważania niech będzie konkluzja wywodu z pewnego portalu, w którym krytykę ustawy o IPN na świecie zdefiniowano jako „przechodzącą wszelkie wyobrażenia skalę nienawiści wymierzonej przeciwko Polsce”. Rozprawka nosi tytuł »Ustawa o IPN i Nergal a „wolność słowa”. Czy jest prawem absolutnym?« i wynika z niej jasno, że „wolność słowa” absolutnie nie może być „prawem absolutnym”. Zwłaszcza wtedy, gdy to my decydujemy co jest prawdą, dobrem i pięknem, a co nieprawdą, złem i bluźnierstwem.

Zarówno spór wokół ustawy o IPN jak i wciąż powracająca dyskusja o granicach ekspresji bluźnierców, wskazuje na związek wolności słowa i twórczości z prawdą, dobrem i pięknem. A co jeśli komunikacja zamiast budować wspólnotę (communio) prowadzi do nienawiści i zła? Jeśli zamiast dochodzenia do prawdy sprzyja kłamstwu? Jeżeli zamiast piękna epatuje obrzydliwością? Czy nadal pozostaje komunikacją? Czy nie powinna raczej spotkać się ze społecznym potępieniem?

Warto zatem bojkotować periodyki, teatry, areny koncertowe, służące kłamstwu, złu i szpetocie. Oby to wystarczyło! W pewnych przypadkach wkroczyć powinno jednak państwo. Liberałowie często mówią o groźbie totalitarnej władzy. Święta racja! Nie znaczy to jednak, że rząd powinien odgrywać rolę wyłącznie stróża przysypiającego w dyżurce i przymykającego oko niemal na wszystko. Zwłaszcza gdy chodzi o Prawdę.

Wszyscy chcą tego samego — szczęśliwości, miłości i piękna. I wszyscy uważają, że można to osiągnąć w prosty sposób. Gdy połączą siły nikt nawet nie piśnie.

Suplement

Ostatnio ukazuje się sporo materiałów i książek na temat manipulacji. Warto po nie sięgać, gdyż praemonitus, praemunitus. Jedną z nich jest praca zatytułowana „Strefy Cyberwojny” Agaty Kaźmierskiej i Wojciecha Brzezińskiego. Tutaj rozmowa z autorami na ten temat.


* Jacek Piekara „Miecz Aniołów”, Fabryka Snów, Lublin 2009, s. 12/13.

Dodaj komentarz


komentarzy 10

  1. „Na całym świecie za głoszenie własnych poglądów ludzi zamyka się w więzieniach, a czasami spotyka ich jeszcze gorszy los.”
    Nie wszyscy terroryści to muzułmanie,ale nieomal wszyscy terroryści to muzułmanie. Wszyscy najbardziej znani terroryści pochodzą z Arabii Saudyjskiej, w tym zmarły tragicznie Osama. Ostatnio Saudowie udusili i poćwiartowali dziennikarza.

      1. Poprawiłem, jak może nie zauważyłeś. Miało być: nie wszyscy muzułmanie to terroryści, ale wszyscy terroryści to muzułmanie. Piszę o czasach obecnych a nie o historii.
        Jeśli tak podchodzisz do sprawy to dodaj jeszcze polskich partyzantów II Wojny Światowej, Powstańców Warszawy, Powstańców Styczniowych i pozostałych. O, np.Wielkopolskich. No a ci którzy rozbrajali Niemców w 1918??? Albo Szare Szeregi?
        Na Twojej liście brakuje np.grupy Baader Meinhof, Guevary…..  Przez przypadek nie wymieniłbym Mandeli.Nelsona, jakbyś zapomniał…
        Warto też pamiętać o Cichociemnych…. ale też o tych wcześniejszych, którzy walczyli z Napoleonem np. w Hiszpanii.
        Wracaj do współczesności.

        1. Dzisiaj także nie wszyscy terroryści to muzułmanie. Ale zbijającym kapitał polityczny populistom na rękę jest, żeby ludzie tak myśleli, bo zbijają na tym kapitał polityczny. Pewnie nic by z tego nie było, gdyby trafili z przekazem na ludzi rozsądnych, których trudno zmanipulować. Niestety, większość pręży muskuły i chełpi się samodzielnością myślenia dając się wodzić za nos jak dzieci, bo samodzielnie uwierzy w największą bzdurę i kłamstwo. Doskonałym przykładem jes minister Czaputowicz, który podpisuje się pod ekspertyzą, po czym gnąc się w ukłonach, kajając jej zaprzecza i zapewnia, że on nigdy by sie nie ośmielił sprzeniewierzyć linii partii. Takiego poziomu serwilizmu nie był w stanie nawet Stalin wymusić terrorem.

  2. Osadźmy ten temat nie w wymyślonych sytuacjach, a w wydarzeniach prawdziwych. Takich, jakie rzeczywiście miały miejsce. Wiadomym jest powszechnie, że przykładem kraju, w którym wolność słowa jest absolutną wartością samą w sobie są Stany Zjednoczone Ameryki Północnej. Ze swoją znaną na cały świat pierwszą poprawką konstytucyjną. I jak wolność słowa wygląda w USA w praktyce? Ano tak, że, by skazać Edwarda Snowdena, wyciągnięto przeciwko niemu dawno zapomniany Espionage Act, ustawę uchwaloną w roku 1917 w związku z przystąpieniem Stanów Zjednoczonych do wojny. Prawo, którego duch sprowadza się do tego, że do wydania wyroku skazującego nie ma potrzeby zajmować się skutkami popełnionego czynu. Wystarcza sama intencja, przy czym ocena na ile jest ona szkodliwa zależy tylko i wyłącznie od punktu widzenia władzy. Gdyby rzecz sprowadzała się naprawdę do czasów konfliktów zbrojnych czy – ostatnio – zagrożenia terroryzmem to pewne ograniczanie prawa swobody wypowiedzi przez Kongres można by zrozumieć i usprawiedliwić, ale czy casus Snowdena je wypełnia?

    I myślę, że tu leży sedno tematu, a nie w kwestiach mowy nienawiści czy treści rasistowskich. Takie treści nie powinny podlegać ochronie ze względu na wolność słowa z tego prostego względu, że nawoływanie i podżeganie do popełnienia przestępstwa to czyny zabronione wymienione w Kodeksie Karnym. Wypowiedzi, w których chodzi o podżeganie do bezpośrednich działań bezprawnych i które mogą prawdopodobnie takie działania wywołać – na przykład hasło „śmierć wrogom ojczyzny” – mogą i powinny być karane. Nie ma się co łudzić, że tym, którzy je głoszą chodzi o zachęcenie do rozpoczęcia jakiejś dyskusji.

    Oczywiście zdaję sobie sprawę, że wymienione warunki są bardzo ogólne i nieprecyzyjne. Dlatego każdy taki przypadek powinien podlegać ocenie indywidualnej z uwzględnieniem całego spektrum okoliczności, w jakich do niego doszło.

    Z drugiej strony życzyłbym sobie, by kary takie były jednak naprawdę rzadkimi wyjątkami. Piszę to w kontekście szkodliwości manipulacji – karanie za wypowiedzi to trochę tak jak wypuszczenie Pandory. Skoro penalizujemy nawoływanie to tak samo powinniśmy penalizować manipulowanie.  To z kolei otwiera drogę do ścigania za sugestie i komentarze, a dalej może prowadzić do karania za wypowiedzi krytyczne. W rękach niebezpiecznych ludzi to bardzo groźne narzędzie.

    > „W Brazylii wybory wygrał kandydat otwarcie głoszący poglądy skrajnie prawicowe, oskarżany o rasizm, seksizm i homofobię.”

    Tu też zadecydowały okoliczności, konkretnie przeprowadzony na gościa zamach. Powtórzyła się historia z Holandii, kiedy po zabójstwie Fortuyna jego „Lista” uzyskała w wyborach nadzwyczajny wynik.

    1. Mówimy o wolności słowa, a nie kroczkach prawnych, które tylnymi drzwiami tę wolność, nawet, a może szczególnie w Ameryce ogranicza. Jak się ma do poprawki karanie za używanie słowa Czarnuch (w Polsce Cygan). Dlaczego nie wolno mówić Czarnuch (w Polsce Cygan)? Bo to obraża Murzynów (w Polsce Cyganów). Skąd to wiadomo? Bo tak ustaliło kilku światłych działaczy na rzecz wolności i swobód. Oni najlepiej wiedzą kiedy, co i kogo obraża. A przecież jeśli się chce kogoś obrazić, to się go obrazi nawet za pomocą niewinnego zwrotu „Ty niedomyty Afroamerykaninie”. Bo obraża intencja obrażającego, a nie użyte słowa.

      Cechą wspólną ‚nawoływania’, ‚propagowania’ ‚manipulowania’ czy ‚obrażania’ jest nieostrość. To, w czym jeden dopatrzy się propagowania, inny uzna za bełkot szaleńca. To oznacza, że od widzimisię wymiaru bezpieczeństwa będzie kwalifikacja prawna czynu. Zwłaszcza teraz to jest groźne, gdy wiadomo, że tę władzę obraża wszystko, a tę opozycję nic.

      Tak jak przez manipulacja należy bronić się samemu, posługiwać rozsądkiem, bo inaczej zostanie się nabitym w butelkę, zrobionym w konia i wpuszczonym w maliny (choć nie zawsze jednocześnie), tak i z obrazą, propagacją i nawoływaniem należy być niebywale ostrożnym. Zwłaszcza, że coraz częściej sprawcy mordów tłumaczą się, że bóg im się objawił i kazał im zrobić to, co zrobili.

      Podsumowując. To co jeden uzna za niedopuszczalne, inny uzna za normalne. Do tego dochodzi coraz powszechniejsze zarówno wśród pismaków jak i sędziów brak tendencja do wypaczania znaczenia wypowiedzi. Tak było na przykład w przypadku żartów Wojewódzkiego i Figurskiego, którzy wyśmiewali polskiego nuworysza, a przyjęło się, że obrazili Ukrainki w szczególności, a kobiety w ogóle.

      Problem polega na tym, że zarówno pismaki, organa ścigania jak i wymiar sprawiedliwości łączą to, co delikwent mówił z tym, co delikwent zrobił dopiero po fakcie, a sędziwie coraz częściej argumentują, że sprawca „powinien przewidzieć skutki”, choć sami jakoś nadzwyczajnych sukcesów w sztuce przewidywania nie odnoszą. We Włoszech szalony sędzia skazał sejsmologów, bo jego zdaniem powinni byli przewidzieć trzęsienie ziemi.

      1. I w tym miejscu kłania się historia – skoro ma się do porównania doświadczenie z czasów, kiedy pewną grupę ludzi porównywano do gryzoni, a potem rozpoczęto masową ich deratyzację, to można przewidzieć, czym pewne teksty mogą się skończyć.

        1. Można to rozumowanie odwrócić. Skoro cywilizacja poczyniła postępy, podniósł się poziom wiedzy i świadomości, to na porównywanie pewnej grupy ludzi do gryzoni  niewielu dziś da się nabrać i pozwoli poszczuć. Tą metodą posłużył się przecież sam Donald Tusk. To nie słowa czynią zło. To ludzie, którzy za nimi stoją lub idą. Groźne nie jest stwierdzenie, że to nie ludzie, to zwierzęta. Groźny jest wniosek — skoro tak, to można się ich pozbyć na wszelkie sposoby.

          Opowiadanie o meczetach, pasożytach, epatowanie terroryzmem robi na durniach wrażenie. Nie zrobi jeśli zabroni się mówić o tym publicznie, a tylko prywatnie i na forach? Nie są groźne kłamstwa. Groźne jest to, że nikt ich nie prostuje. A nie prostuje, bo opozycja to de facto druga strona tego samego złego szeląga.