Zatrudnię dyletanta, partacza, ignoranta za 9892 zł 30 gr miesięcznie + 2473 zł 08 gr diety i gwarancję nietykalności

Za siedmioma ściekami, za siedmioma górami śmieci, czyli nie tak znowu daleko, gdzieś, lecz nie wiadomo gdzie, zabroniono nie tylko OFE, ale wszystkim firmom reklamowania się i w ogóle informowania czym się zajmują. Chcąc na przykład położyć w łazience flizy należy udać się na specjalną giełdę firm i złożyć zapotrzebowanie. Po chwili zgłaszają się chętni do wykonania usługi. „Za 45 zł dziennie położymy ci flizy w trzy dni”. „My za 40 zł dziennie położymy flizy w dwa dni.” „A my za 50 zł nie tylko położymy flizy, ale także płytki podłogowe”. Pytać o kompetencje, doświadczenie, umiejętności zgodnie z ustawą nie wolno, bo to reklama.

Po dokonaniu wyboru wybrana firma przystąpiła do pracy. Pierwszego dnia posprzątała w kuchni. Drugiego dnia wymyła okna. Trzeciego dnia wytrzepała dywany. Na pytanie kiedy zabierze się za flizy odpowiedziała, że są ważniejsze sprawy, a jak się nie podoba, to trzeba było wybrać inną.

Kuriozalne? Idiotyczne? Niemożliwe? Na pewno? Konstytucja w artykule 100 powiada, że Kandydatów na posłów i senatorów mogą zgłaszać partie polityczne oraz wyborcy. Jednak Konstytucja to jedno, a prawo wyborcze to zupełnie co innego. Prawo to stanowi, że wszelkie pieniądze na finansowanie kampanii wyborczej muszą przechodzić przez partyjny komitet wyborczy. Więc nawet jakby wyborcy zgłosili jakiegoś kandydata, to nie byłoby jak rozliczyć jego kampanii wyborczej.

To i finansowanie partii z budżetu sprawiło, że wybory to nie wybieranie najlepszych kandydatów na posłów i senatorów, ale zatwierdzanie nominatów wskazanych przez liderów partyjnych. W połączeniu z ordynacją proporcjonalną skutkuje to nadreprezentacją parlamentarzystów niezbyt rozgarniętych do tego stopnia, że często mylą przyciski podczas głosowania. Ale któremu liderowi potrzebna konkurencja? Dlatego system został udoskonalony — do list wyborczych dopisuje się kandydatów spoza partii, którzy zagrożenia nie stanowią, a poprawią ogólny wynik ugrupowania. To tłumaczy dlaczego z kadencji na kadencję sumaryczny poziom IQ posłów i senatorów dramatycznie spada.

Zdumiewające, że dyletantowi, który nie potrafi trzymać młotka nie pozwolilibyśmy nawet gwoździ pod obrazek przybić, ale pozwalamy, by jako parlamentarzysta decydował o naszym losie. O wysokości podatków, o prawie, o tym czego nasze dzieci nauczą się w szkole, jakie dostaniemy emerytury, jakie odszkodowania, jak mają pracować służby odpowiedzialne za nasze bezpieczeństwo i pilnujące porządku. Jeśli na czymś się nie znamy łatwo nam wcisnąć kit (po polsku shit). A teraz wyobraźmy sobie, że z takim poziomem wiedzy decydujemy o losach milionów. Ile głupot posłowie zrobili, ile bzdurnych ustaw uchwalili nawet nie w złej wierze, ale z głupoty, bo uwierzyli komuś? Przykłady można mnożyć.

Weźmy taką służbę zdrowia. Od dziś obowiązuje dyrektywa umożliwiająca leczenie poza granicami kraju. Mimo iż było ponad dwa i pół roku czasu na przygotowanie stosownych przepisów, to dotąd ich nie ma, a urzędnicy zapewniają, że jak ktoś odważy się skorzystać z przysługujących mu praw, to mu państwo nie zwróci ani grosza. Nie dlatego, że takie jest prawo, bo prawa nie ma, ale dlatego, że nie i już. Co prawda jesteśmy w Unii, ale nie po to, żeby korzystać bez ograniczeń ze wszystkich przysługujących nam praw! Na to zgody rządu, tego rządu, nie ma i nie będzie! Ach, gdyby można było zamknąć granice, to zapanowałby ład i porządek!

Albo inny przykład. Polska powinna już w 2006 roku wdrożyć dyrektywę unijną dotyczącą bezpiecznego przechowywania komórek rozrodczych, tkanek płodu oraz embrionów używanych przy zapłodnieniu in vitro¹. Mamy rok 2013. Jak pan premier tłumaczy dlaczego przez sześć lat nawet nie spróbowano uporać się z problemem? Zwłoka, jeśli chodzi o ustawodawstwo dotyczące in vitro, jest przemyślana. Nie wynika z braku możliwości stworzenia takiego dokumentu, ale z obawy przed głosowaniem w parlamencie. Nie czarujmy się, nie ma tam atmosfery zgody, jeżeli chodzi o in vitro. Czarować najwidoczniej zaczniemy się wtedy, gdy Polska, którą Komisja Europejska pozywa za niewdrożenie dyrektywy, zmuszona zostanie do płacenia drakońskich kar. Tych kar nie zapłacą oczywiście ani ci, którzy nie zapewnili premierowi właściwej atmosfery, ani on sam. Bo takie są unijne standardy. Za niewłaściwe zarządzanie firmą grożą kary. Za niewłaściwe zarządzanie państwem nie.

Wybraliśmy do parlamentu ludzi wskazanych przez liderów partyjnych. Więc nie może dziwić, że im mniej są rozgarnięci, tym bardziej są ideowi. Dlatego sumienie, a nie rozum, nie pozwala im kierować się aktualną wiedzą. Przy czym nie dotyczy to PiS-u, bo poseł, którego poglądy są sprzeczne z poglądami prezesa przestaje być posłem PiS-u. Stąd często prawo tworzy się nie w oparciu o najnowsze zdobycze nauki, lecz na przykład na widzimisię premiera. Cały czas wprowadzamy zmiany, które pomogą skuteczniej korzystać policji i prokuraturze z pewnego prawnego rozróżnienia. Ja jestem współautorem tej zmiany, ale nie dla tego, bym chciał legalizować te narkotyki. Nikt mnie nie przekona do tego. Walka z dopalaczami to jest często kwestia ratowania dzieciom życia — mówił Tusk pytany o kwestie wysokich kar za posiadanie marihuany. — Naszą intencją nie jest wsadzanie do więzień 40 tys. ludzi. Naszym zadaniem jest zlikwidować działalność dealerów i hurtowników.

Wiadomo nie od dziś, że dobrymi chęciami jest wybrukowane piekło. Tuska nikt nie przekonał, więc dilerom jeszcze nigdy tak dobrze się nie powodziło, a dostęp do narkotyków i innych substancji psychoaktywnych nigdy nie był tak łatwy. Karani za to hurtowo są posiadacze śladowych ilości konopi. Podobnie rzecz się ma z „surowym karaniem” (ulubiony zwrot pana premiera) kierowców na bani. Tu także zamiast groźnych nietrzeźwych za kółkiem hurtowo karani są rowerzyści po jednym czy dwóch piwach.

Gdy tylko zdarzy się jakiś wypadek, tragedia, politycy dostają wzmożenia i spazmów i w te pędy rzucają się do poprawiania prawa. Z jakim skutkiem? Ano takim, że „walcząc” z pedofilią praktycznie ją zalegalizowali², „walcząc” z groźnymi przestępcami, którzy właśnie opuszczają więzienia po długoletniej odsiadce przygotowali podwaliny pod państwo totalitarne³. Dlatego nie dziwi entuzjazm tow. Millera Leszka, członka Biura Politycznego KC PZPR. On wie, że im mniej demokracji, tym mniejsza obawa, że trzeba będzie do Samoobrony wstępować, a i wtedy nie ma gwarancji, że się uciuła dostateczną liczbę głosów.

Do kogo powinniśmy mieć pretensje, że raz — pozwoliliśmy z demokracji zrobić parodię, a dwa — legitymizujemy ten cyrk posłusznie wybierając starannie wyselekcjonowanych przez liderów partyjnych ignorantów umieszczonych na listach wyborczych? Jedna pijawka wysysająca pieniądze z budżetu — PZPR — została zastąpiona kilkoma. O to chodziło?


º Zgodnie z przepisami art. 25 ustawy z dnia 9 maja 1996 r. o wykonywaniu mandatu posła i senatora (j.t. Dz.U. z 2003 r. Nr 221, poz. 2199 z późn. zm.) posłom w okresie sprawowania mandatu, licząc od pierwszego posiedzenia Sejmu, przysługuje uposażenie poselskie wypłacane miesięcznie, także za niepełne miesiące sprawowania mandatu wynoszące 9892 zł 30 gr.
Dietą parlamentarną są środki finansowe przysługujące posłowi (zob. art. 42 ww. ustawy) na pokrycie kosztów związanych z wydatkami poniesionymi w związku z wykonywaniem mandatu na terenie kraju. Dieta parlamentarna jest wolna od podatku dochodowego od osób fizycznych. Cała dieta obecnie to 2473 zł 08 gr.
¹ Do posłuchania; rozmowa Cezarego Łasiczki z p. prof. Heleną Żakowską-Henzler, pracownikiem Instytutu Nauk Prawnych Polskiej Akademii Nauk.
² Do posłuchania od ok. 16 minuty; rozmowa Cezarego Łasiczki z p. prof. Moniką Płatek, wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego.
³ Tamże od 12 minuty.

Dodaj komentarz