Zapewnić darmową ochronę

Służby medyczne zgromadziły się w Warszawie aby zamanifestować swój sprzeciw. Sprzeciwiają się temu, czemu sprzeciwiali się robotnicy przez cały PRL — niskim płacom. Tak wtedy jak i teraz chodzi o to, by wszystko poza płacami pozostało po staremu. Choć nieudolny, niewydolny, barbarzyński system nie sprawdzał się, to nie można było go zmienić z powodów geopolitycznych. Dziś można, ale nikt nie kwapi się uzależniać wynagrodzeń w ochronie zdrowia od efektów pracy, liczby przyjętych pacjentów, udzielonych porad. Nadal należy płacić za wszystko z góry, tyle, że więcej. Oczywiście to zupełny przypadek, że postulaty środowisk medycznych pokrywają się z zawartą w Polskim Ładzie drastyczną podwyżką składki zdrowotnej. Jej wzrost co prawda uderzy także w wielu medyków, ale… negocjacje trwają.

Nawet krótkowzroczni i niedowidzący zaczynają dostrzegać, że system, który nigdy nie działał nigdy nie zadziała. Choć bowiem nakłady rosną to z roku na rok jest gorzej i nawet rachityczna prywatna służba zdrowia zaczyna robić bokami. Mimo to młodemu człowiekowi, Wojciechowi Szarańcowi, przewodniczącemu Porozumienia Rezydentów, realny socjalizm jest bliski sercu. Dlatego postulat jest w zasadzie tylko jeden: za duże pieniądze świadczyć darmowe usługi. Naszym zdaniem bardzo ważną kwestią jest to, żeby zapewnić Polakom darmową, publiczną ochronę zdrowia. Do zadań władzy należy zwiększenie nakładów na darmową służbę zdrowia i zadbanie o to, by kadra nie odpływała do polskich i zagranicznych prywatnych placówek. Widzimy duży odpływ personelu medycznego do tego prywatnego sektora. Zaiste trudno zrozumieć dlaczegóż, ach dlaczegóż personel medyczny nie chce kopać się z koniem w państwowej placówce? Dlaczego woli, żeby wysokość zarobków zależną od talentu, wiedzy, doświadczenia ustalał obcy klasowo kapitalista, a nie minister?

Co według Wojciecha Szarańca, przewodniczącego Porozumienia Rezydentów, trzeba zrobić? W tym momencie pierwszą kwestią, którą należy zrobić jest zachęcić personel medyczny, aby powrócił do publicznego sektora stwarzając prawidłowe, dobre warunki pracy, czyli między innymi zmniejszenie biurokracji, zmniejszenie tych wszystkich działań około-lekarskich oraz prawidłowych, dobrych warunków płacy oczywiście. W jaki sposób pacjenci skorzystają na tym, że lekarze więcej zarobią? Inaczej. Dlaczego p. dr miałby się bardziej przejmować losem tego czy tamtego pacjenta, skoro w wielomiesięcznej kolejce czekają setki takich jak oni, a podejście, wiedza, doświadczenie nie ma żadnego związku z wysokością poborów?

Bajania p. przewodniczącego wielu niezorientowanych weźmie za dobrą monetę. Zwłaszcza jeśli zerknie na cenniki zabiegów w prywatnych placówkach. Tyle, że te ceny nie są kształtowane przez rynek i rachunek ekonomiczny, lecz przymus. Z jednej bowiem strony mamy socjalistycznego molocha-monopolistę, który wyceny usług medycznych tworzy w oparciu o analizę sufitu, a z drugiej prywatne placówki, które muszą utrzymać się na rynku. Mieszkańcy terenów przygranicznych mogą niektóre zabiegi wykonać taniej zagranicą, ale pozostali skazani są albo na wielomiesięczne, acz „darmowe” oczekiwanie, albo słone ceny. Prawda jest bowiem taka, że prywatna służba zdrowia z prawdziwego zdarzenia w Polsce praktycznie nie istnieje. Państwowy monopolista jest w stanie puścić z torbami każdego, kto w porywie szaleństwa odważy się zainwestować na przykład w nowoczesny szpital. Nawet epidemia nie skłoniła rządzących do wsparcia prywatnej służby zdrowia. Woleli kosztem milionów tworzyć szpitale tymczasowe na stadionach czy halach wystawowych zamiast kierować do doskonale wyposażonych prywatnych placówek.

Przewodniczący ma absolutną rację gdy mówi, że polska służba zdrowia jest w stanie zapaści. Jest i to nie od dziś. Od dwudziestu lat, od czasu bolszewickiej deformy tow. Łapińskiego. Jednak to, co proponuje to pudrowanie trupa, utrzymywanie śmiertelnie niebezpiecznej fikcji. Żywcem przeniesiony z minionej epoki system nie sprawdził się i wtedy, gdy kontraktowano trzodę chlewną i bydło rogate i teraz, gdy służy do kontraktacji usług medycznych. Jeśli po bez mała pół wieku budowania socjalizmu i trwającej 20 lat degrengoladzie służby zdrowia ktoś plecie tak nieprawdopodobne duby smalone, to włos się jeży na głowie. Jak można domagać się godziwego wynagrodzenia za darmowe usługi?

Hasło „socjalizm tak, wypaczenia nie” nie doprowadziło do poprawy sytuacji wtedy, nie doprowadzi teraz. Potrzebne są rozwiązania systemowe, które pozwoliłyby personelowi godnie zarabiać, a placówkom rozwijać się i inwestować. Tylko trzeba być samodzielnym, potrafić stawić czoła wyzwaniom, wziąć sprawy w swoje ręce. Przewodniczący ewidentnie nie jest na to gotowy, dlaczego czeka aż rząd za niego załatwi wszystkie sprawy i zdecyduje o wysokości poborów.

Dodaj komentarz