Z namaszczeniem Sądu Najwyższego

Są rzeczy na na tym padole łez, które są ważne. Zaliczają się do pryncypiów nie podlegających kompromisom. Takim nie podlegającym negocjacjom fundamentem — by od razu przejść do rzeczy — jest na przykład w służbie zdrowia etat duchownego. W szpitalu może brakować wszystkiego. Może nie być pieniędzy na leczenie, wyżywienie, lekarstwa, środki czystości, personel medyczny. Ale nigdy ich nie brakuje na opiekę duszpasterską. Co ciekawe wtedy, gdy duszpasterzy na etatach w szpitalach nie było, nikt pod szpitalem nie umierał ani nikt od lekarza nie był odprawiany z kwitkiem. Ale to mógł być przypadek.

Pewnego razu, w pewnym szpitalu, pewnego nieprzytomnego pacjenta poddano operacji ostatniego namaszczenia. Ostatnie namaszczenie to procedura którą odnotowuje się w dokumentacji medycznej. Gdy namaszczony dowiedział się o namaszczeniu zawrzał gniewem, pozwał szpital o naruszenie dóbr osobistych i zażądał odszkodowania. Okazało się, że to czarna niewdzięczność, i nieetyczne zachowanie. — Traktujemy ten pozew jako nieetyczne zachowanie pacjenta, który był w stanie zagrożenia i lekarze zrobili wszystko, aby go uratować — objaśniła sposób traktowania pozwu pełnomocniczka pozwanego szpitala. Rozumie się bowiem samo przez się, że częścią, jeśli nie głównym składnikiem robienia wszystkiego jest maszczenie. Wie to każdy pacjent, który jak nie pomaści mówiąc naści, to leży na korytarzu, albo czeka rok z okładem.

Namaszczony po raz ostatni udał się więc z pozwem do sądu i jak nietrudno zgadnąć został odprawiony z kwitkiem. Koniec końców dopiero Sąd Najwyższy, do którego w końcu trafiła sprawa uznał, że rzeczywiście, udzielenie sakramentu namaszczenia chorych było naruszeniem dóbr osobistych. Sprawa została ponownie rozpatrzona i jak znowu nietrudno zgadnąć sąd orzekł, że namaszczonemu żadne odszkodowanie nie należy się. Ponieważ, jak słusznie zauważył ów sąd, skarżący nie wykazał, że stała mu się krzywda. Nie udowodnił, że z powodu namaszczenia pogorszył się stan jego zdrowia albo że dostał świądu w namaszczonym miejscu. Nie wykazał, by poniósł związane z tym wydatki, np musiał skorzystać z konsultacji psychologicznej czy psychiatrycznej. Nie zakwestionował także terminu ważności użytej podczas procedury substancji.

Trzeba oddać sprawiedliwość polskim sądom, że jeśli chodzi o sprawy światopoglądowe, to przeważnie (bo zdarzają się nieliczne wyjątki od reguły), odwracają kota ogonem zawsze w tę samą stronę. Gdy bowiem w grę wchodzą uczucia religijne, bynajmniej jednak nie wszystkie, to nie trzeba udowadniać uszczerbku na zdrowiu, pogorszenia samopoczucia, stresu lub wymagającej kosztownego leczenia depresji. Wystarczy wskazać winnego palcem i rzec: „Oto jest ten, któren mi uczucia moje religijne obraził oraz znieważył!” Tyle wystarczy by ruszyła cała maszyneria wymiaru sprawiedliwości i… Nie, nie powoli jak żółw ociężale, ale błyskawicznie zajęła się sprawą.

By od razu przejść do rzeczy weźmy najbardziej znany przykład p. Doroty Rabczewskiej. Zgodnie ze scenariuszem zarysowanym wyżej w tym przypadku wymiar sprawiedliwości nie oczekiwał, że skarżący cokolwiek udowodni, uzasadni lub chociaż tylko uprawdopodobni. Arbitralnie założono, że przestępstwo miało miejsce, a do jego, sądu, zadań należy to tylko wykazać. I udało się. Zgodnie z wszelkimi znakami na niebie i ziemi i dzięki nadprzyrodzonym zdolnościom telepatycznym sąd mógł bezspornie uznać, że piosenkarka jest winna przestępstwa obrazy uczuć religijnych dwóch osób (Ryszarda Nowaka i Stanisława Koguta), bo jej słowa były „obiektywnie obraźliwe” i działała z zamiarem „wyśmiania i obrażenia”.

Prawo jak widać ma służyć określonym celom. I na ogół służy. Na tym polega sprawiedliwość. Dawniej socjalistyczna, dławiąca wolność, dziś chrześcijańska…

 

P.S. Sąd Najwyższy orzekł, że prawo to nie jest coś, co wynika z przepisów. Prawo to coś więcej. To są granice, które każdy sędzia we własnym sumieniu zakreśli se sam. To więc także zamiar lub świadomość. Nie stanowi żadnego problemu dla człowieka niewinnego wykazanie, że na przykład nie miał zamiaru nikogo obrażać lub świadomości, że może. Przestępstwo obrazy uczuć religijnych popełnia bowiem nie tylko ten, kto chce go dokonać, ale także ten, kto ma świadomość, że może do takiego przestępstwa dojść! A ponieważ obrażać uczucia może wizerunek barana na papierze toaletowym lub usunięcie krzyża ze ściany w urzędzie państwowym, to mamy całkowitą jasność. I pewność, że żyjemy w państwie prawa! Uczciwi, czyli ci, co nie chcą i ci, którzy mają świadomość się nie muszą niczego obawiać…

Dodaj komentarz