Dawniej, przez dziesięciolecia było dobrze. Wszystko było państwowe, kraj rósł w siłę, a ludziom żyło się dostatniej. Wywozem śmieci — skupmy się tylko na tym aspekcie — zajmowały się państwowe firmy, a Polska lśniła czystością. Co prawda ten i ów swoje prywatne śmieci wywoził do państwowego lasu, czy wysypywał w państwowych krzakach nad państwową rzeką, ale czynił to nielegalnie. Zaś porzucone śmieci stawały się własnością całego narodu.
Potem wszystko stanęło na głowie. Prywatny właściciel zawierał umowę z prywatną firmą na wywóz prywatnych śmieci. Prywatna firma przyjeżdżała w uzgodnionym terminie i śmieci odbierała. Na pierwszy rzut oka widać, że taki system to patologia, przekręt i korupcja. No bo co z tego ma państwo? Gmina? Urzędnik? Poza tym jak sprawdzić, że prywatny właściciel podpisał umowę, że nie wozi odpadów do lasu? No nie da się!
Dzięki bogu lub na szczęście, jak kto woli, Polacy swego czasu wybrali mniejsze zło, czyli PO. I PO uchwaliło, że będzie znowu tak, jak było. Czyli prywatny właściciel zapłaci urzędowi państwowemu, a on, ten urząd jemu, temu właścicielowi, załatwi wywóz śmieci, że hej. Na tym, że sprawami śmieci zajmie się urzędnik skorzystają wszyscy.
Głównym bowiem celem całej operacji jest zagospodarowanie opłat za zagospodarowanie śmieci. Ileż to już państwo nie pobiera składek, opłat, abonamentów na słuszne i zbożne cele! Dlaczegóż by miało nie pobierać także za wywóz i utylizację śmieci kilkakrotnie więcej niż teraz firmy prywatne? W zamian za to zagwarantuje, że dopilnuje. Że pochyli się nad problemem z troską i odpowiedzialnością i nie dopuści do patologii oraz nadużyć. Żeby założony cel osiągnąć trzeba będzie od stycznia podnieść opłaty za wywóz śmieci…
Tylko człowiek naiwny lub wierzący uwierzy, że ustawa została uchwalona po to, żeby załatwić problem wywozu śmieci. Za dużo poszlak świadczy o tym, że chodziło li tylko o wprowadzenie nowej opłaty. A śmieci nadają się do tego równie dobrze jak chociażby drogi. Pierwszy dowód to ceny. Nic nie wiadomo, nie rozstrzygnięto jeszcze do końca żadnych przetargów, nie ustalono niczego, ale już wyliczono ile każdy obywatel płacić będzie musiał. Do obliczeń przyjęto albo ilość osób, albo powierzchnię, albo kubaturę, albo kwadrę księżyca, albo jeszcze jakiś inny równie mądry przelicznik z rzeczywistością nie mający nic wspólnego. W Częstochowie ustawa już działa. Firmy, które przegrały przetarg zabrały swoje pojemniki, więc mieszkańcy składają swoje śmieci na kupę.
Idźmy dalej. Ustawa wprowadziła sankcje za niezłożenie w terminie deklaracji o miejscu zamieszkania, ale już nie za jej (fałszywą) treść. Nie wiadomo kto to jest wspomniany w ustawie „mieszkaniec”. Jeśli ktoś przebywa kilka dni w jednym lokalu, a pozostałe w innym, to w którym lokalu jest mieszkańcem, a w którym gościem? Co prawda było aż dwa lata na przygotowanie się do wykonania ustawy, ale dopiero w styczniu bieżącego roku znowelizowano ją wprowadzając swobodę wyboru przez gminy kryteriów wyliczania opłat.
Ale to nie wszystko. Za niewykonanie ustawy samorządom grozi kara. I tak za nierozstrzygnięcie przetargu kara to okrągły milion… groszy! Tak! Kara za nierozstrzygnięcie przetargu wynosi 10.000 zł! A za nieogłoszenie go w ogóle aż… 50.000 zł! Warszawie grozi więc mandat w wysokości, bagatela, 10.000 zł! Od Jana Marii Rokity zasądzono więcej. Nie można też nie wspomnieć o fikcyjnym systemie kontroli. Ustawa co prawda obliguje gminy do sprawdzania, czy odpady trafią tam, gdzie trzeba. Problem w tym, że gminy nie mają ani pracowników, ani funduszy. Zapiszą więc w umowach z firmami, że w przypadku niewywiązywania się z obowiązku dostarczania śmieci do wyznaczonych składowisk umowa zostanie rozwiązana, a firma zapłaci karę. Dla nieuczciwych firm taki zapis to żadna przeszkoda, a ryzyko wpadki jest znikome.
Gdy swego czasu jeździł do lasu ze śmieciami Franek ze śwagrem furmanką, to teraz będą tam zasuwać śmieciarki z posortowanymi śmieciami. A Polska będzie znowu czysta jak była za komuny, tylko jeszcze bardziej. (Zdjęcie z serwisu wrzuta.pl, zagajnik nieopodal Legionowa)