Wysiłek organizacyjny i intelektualny

Wiele razy na tych łamach… Czy blog można określić mianem łamów? Nawet „Słownik języka polskiego pod red. W. Doroszewskiego” nie daje odpowiedzi na to pytanie definiując łam jako

«pewna liczba wierszy tekstu celowo dostosowana do wysokości kolumny, pionowe pole tekstu dzielące kolumnę na części (w układzie wielołamowym) lub stanowiące kolumnę (w układzie jednołamowym); szpalta»

Przytoczony przykład ma się do tej definicji jak pięść do nosa:

Czasem na łamach pism wypowiadał się w sprawie teatru.

No więc czy blog można określić mianem ‚łamy’? Nieważne. Wiele razy zżymałem się na poziom programów publicystycznych w serwującej prawdę całą dobę telewizji. Dawniej zżymałem się na poziom pierwszego radia informacyjnego (zapłać, żeby posłuchać). Było to pierwsze medium, które przedpremierowo doświadczyło dobrodziejstwa dobrej zmiany. Portal radia w rankingu najczęściej odwiedzanych polskich witryn plasował się na początku drugiej setki. Potem zmieniło się kierownictwo, zlikwidowano blogi, ponieważ „nie cieszyły się zainteresowaniem”, a portal opinii przekształcono w zwykły, sztampowy portal radia, na który nie ma po co wchodzić, ponieważ reklamy są niebywale nachalne, a podcasty płatne. Samo radio z pasjonującego medium, w którym ze wszystkich stron naświetlano aktualne problemy i bolączki, zmieniło się w nudnego, przegadanego gniota, w którym audycje są dodatkiem do reklam. Taka forma o dziwo spodobała się słuchaczom i słuchalność wzrosła. Kolejny raz znalazła potwierdzenie zasada, że żeby odnieść sukces trzeba zaniżyć poziom.

Od czasu do czasu, jak sobie przypomnę porzucam telewizję serwującą prawdę i włączam pierwsze radio informacyjne. Tylko po to, żeby podładować akumulatory i przestać zgrzytać zębami na nieudolność z jaką Morozowski, Piasecki czy Kajdanowicz prowadzą audycje w TVN24. I oto znienacka, nagle i niespodziewanie w sukurs przyszedł mi Jerzy Łukaszewski na portalu Studio Opinii. Okazało się że pierwszego radia informacyjnego (zapłać żeby zrozumieć, że nie warto) p. Jerzy słucha, bo musi.

Sztucznie kreowany „obiektywizm” nakazujący zapraszać najgorsze chamstwo polskiej polityki razem ze względnie przyzwoitymi, choć nie zawsze najmądrzejszymi przedstawicielami polskiego cyrku politycznego. Prowadząca, która nie potrafi zapanować nad dyskusją (a być może niemająca technicznych możliwości jak np. marszałek Witek) co daje efekt daleki od oczekiwanego, podejrzewam, że nie tylko przez słuchaczy. Chcecie państwo wiedzieć, o czym była wczorajsza audycja? Już mówię:
– Aaałamaja nanbaha sble sba a blea blea!!!!! Neeeeeee!!!!!!!!!!!!!!!!!! Nieprawda!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
I to mniej więcej wszystko.

I dalej:

Dziś np. obowiązywała krytyka nazywania neosędziów neosędziami. Przekaz dnia nakazywał krytykę w stylu „co to za niepoważny sposób nazywania sędziów? Jak pan prezydent mianuje kogoś sędzią, to on jest sędzią!” Cała sfera wadliwości prawnej mogącej mieć katastrofalne skutki dla zwykłego obywatela nie ma w tej „dyskusji” znaczenia. Maksymalne uproszczenie przekazu wydaje się rządzącym najlepszym sposobem na zwycięstwo w dyskusji. No i trzeba przyznać, że w dużej mierze im się to udaje.

Jeśli infantylny, niedouczony prawnik grający rolę prezydenta coś zarządzi – to to jest święte! Aż się dziwię dlaczego tyle prawniczych autorytetów z nim się nie zgadza.

Na to wszystko nakłada się niezrozumiałość przekazu. Bowiem wspomniane wyżej autorytety

potrafią rzecz całą tłumaczyć jedynie w „swoim języku”, który, prawdę mówiąc, jest całkowicie niezrozumiały dla większości obywateli. Efekt jest taki, że najlepszy w kraju ekspert przegrywa z bucem partyjnym, który potrafi powiedzieć coś zrozumiałego powszechnie. Przykład – nasze awantury z Unią. Na komunę nie rzucano tylu kalumnii i wyzwisk, co ostatnio na Unię. To język zrozumiały dla wszystkich. Co robią zwolennicy Unii? Bełkoczą coś, czego zwykły człowiek nie zrozumie.

Obserwacje p. Jerzego potwierdził dr hab. Zdzisław Krasnodębski w telewizji Republika, który stwierdził, że w obliczu rosyjskiej agresji na Ukrainę zagrożenie dla naszej suwerenności ze strony Zachodu, teraz tak to określę ogólnie, jest większe niż ze strony Wschodu. To jest paradoksalne, no, bo oczywiście, no, Rosja jest brutalna, Rosja może wypowiedzieć nam wojnę, ale Polacy jakby wiedzą w sensie jakby takim duchowym, czy psychologicznym, Polacy wiedzą jak z takim niebezpieczeństwem się obejść, prawda? Putin nas nie dzieli tylko łączy jakoś, nawet tych najbardziej za… Natomiast z Unią Europejską, która się posługuje zupełnie innymi środkami, raczej zachętami, pieniędzmi, siłą miękką, no, pewną atrakcyjnością też, pamiętajmy, że to jest instytucja atrakcyjna i pamiętajmy na przykład o tym, my bardzo często jednak po naszej prawej stronie musi być nie doceniamy przeciwnika, że Komisja Europejska ma bardzo sprawnych urzędników, doskonałych prawników, że Parlament Europejski jest bardzo dobrze zorganizowaną instytucją i wygrać z nimi jest trudniej, bo na Rosję trzeba mieć hamarsy,  trzeba mieć abramsy, prawda? trzeba, wiadomo jakby jakich środków użyć. Natomiast żeby sobie poradzić z Unią, uważam, a Unia jest jakoś, w tej kształcie, nie jako ogólnie, ale w tym kształcie jako, jest opanowana przez te siły, które wzięły ją jakby w jasyr, które są nam niesprzyjające, no żeby wygrać z nimi, jakby odzyskać też dla nich, dla nas, dla nas wszystkich instytucje europejskie to wymaga jednak większego wysiłku organizacyjnego, intelektualnego i w tym sensie to jest zwiększenie bezpieczeństwa. Można jasno, prosto i zrozumiale? Można!

Wstępujesz kolego/koleżanko do klubu piłkarskiego. Na drugi dzień oświadczasz, że nie podobają ci się przepisy odbywania meczów i ty będziesz grał według własnych. bo są lepsze dla ciebie. Co robi klub? No co robi? Mam odpowiedzieć grzecznie czy mniej?

Prezes di tutti prezesi ma na to odpowiedź: – Klub musi się zmienić i grać w koszykówkę, bo ja tak chcę!

Do „walki” z doskonałymi prawnikami i bardzo sprawnymi urzędnikami Komisji Europejskiej oraz doskonale zorganizowanym Parlamentem Europejskim polskie władze rzuciły swych najlepszych, najzdolniejszych synów i córki, by wymienić tylko Annę Fotygę, Karola Karskiego, Krzysztofa Jurgiela, Ryszarda Czarneckiego, Jacka Saryusza-Wolskiego, Witolda Waszczykowskiego, Elżbietę Kruk, Zdzisława Krasnodębskiego, Beatę Mazurek, Patryka Jakiego, Ryszarda Legutko, Beatę Szydło, Beatę Kempę, Annę Zalewską, Joachima Brudzińskiego. Chociaż… W starciu z taką ekipą nawet Koziołek Matołek jawi się doskonałym prawnikiem i bardzo sprawnym urzędnikiem.

Nikt nie zaprzeczy, że wymaga nieziemskiego hartu ducha, wręcz niewiarygodnego poczucia godności, by brać pieniądze od tych, którzy zagrażają ojczyźnie. Oj czy zna ktoś bardziej godną podziwu postawę?

 

Dodaj komentarz